poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Część XXVI - Katedra

*Patrick*
Usunąłem resztki popiołu z mojego skórzanego i bardzo drogiego płaszcza i spojrzałem na Kamilę... Na prawdę zbierało jej się na wymioty, przynajmniej sądząc po jej twarzy. Zdziwiła mnie jej reakcja. Nie wierzę by wcześniej nikogo nie zabijała nim mnie poznała. Bo jak niby ma ratować ludzi w tym mieście od degeneratów społecznych? Gdy lekarz dał mi odkurzacz raz dwa uwinąłem się z tym syfem jaki narobił mój przyjaciel. Bardzo się cieszyłem z informacji, które posiadłem. Wiem, gdzie ukrywa się Itatsuke. Jakoś specjalnie nie interesował mnie ten jego plan... Bardziej obchodziły mnie moje siostry i zabicie tego skurwiela.
- Pora zakończyć tą zasraną komedię - powiedziałem do Kamili podchodząc powoli do drzwi wyjściowych. - Wiem, gdzie jest ich kwatera główna.
*Kamila*
- Cieszę się ogromnie... - Odparłam spokojnie, starając się ustać na nogach. Ciągle słabo się czułam po tym, co zrobiła mi jedna z sióstr Patricka.
- Zanim wyjdziecie - Wtrącił się Shinra - Dajcie mi chwilę. Mówiłeś, że Kamila powinna napić się krwi. Jeżeli moglibyście odłożyć zabijanie na kilka minut, mógłbym trochę tej krwi wlać w jej żyły.
- Z tego skoku adrenaliny prawie zapomniałem o tym co zrobiła ci moja siostra... Wybacz. Tak Shinra poczekam ale czas tu odgrywa bardzo ważną rolę.
- Nic mi nie jest... - Powiedziałam - trochę nam się spieszy, więc możemy tą transfuzje przełożyć na potem. Nie jest ze mną aż tak źle.
- Zapewne zemdlejesz podczas akcji i wszystko zepsujesz więc wykuruj się teraz.
- Poza tym - Powiedział spokojnie Shinra kładąc rękę na moim ramieniu - Jeżeli trzeci raz w ciągu jednego dnia będę musiał cię leczyć, to przyrzekam, że wyrzucę cię przez okno. Zgoda?
Powiedział to z tak przerażającym uśmiechem, że właściwie nie mogłabym powiedzieć ,,nie". Przewróciłam więc tylko oczami i udałam się do pokoju, w którym przeprowadzał operacje. Usiadłam na krześle i poczekałam aż wróci. Przyniósł ze sobą cztery worki wypełnione krwią. Jeden z nich od razu zawiesił na metalowym haku i przyczepił do niego rurkę. Na drugim jej końcu znajdowała się igła, którą zaraz wbił w moje żyły. Czerwona ciecz powoli przelewała cię przez przezroczystą rurkę, stopniowo wypełniając moje żyły.
- Może to chwile zająć - Powiedział do Patricka - Nawet jak postaram się, żeby zawartość tych toreb przelewała się tak szybko jak to możliwe, bez narażenia zdrowia Kamili i tak będziecie musieli poczekać co najmniej godzinę.
- Co mogę robić w tym czasie kiedy ona będzie karmić pasożyty Sue?
Shinra włączył urządzenie do transfuzji krwi.
- Mógłbyś wymyśleć jakikolwiek plan, jak mamy walczyć - Powiedziałam.
- Moja kosa została stworzona by kontrolować wampiry lecz ku ironii losu broń tę może dzierżyć tylko wampir. Tak więc Itatsuke będzie unikał walki ze mną, a skupi się na tobie. Natomiast wykorzysta moje siostry do walki ze mną, bo będzie pewny, że krzywdy im nie zrobię. Więc klucz w tym , żebyś dała mu radę a ja w tym czasie dopilnuję by ci nikt nie przeszkadzał. Pamiętaj jednak, że to nie jest cień, z którym walczyłaś wtedy, dobrze?
- Itatsuke nie będzie dla mnie żadnym wyzwaniem, o to się nie martw. Na twoim miejscu przejmowałabym się raczej sobą
- Miałem chęć powiedzieć to samo tobie... - westchnął ciężko wampir, patrząc na mnie przytwierdzoną do stołu operacyjnego i podłączoną do aparatury do transfuzji
- To, że aktualnie nie mogę walczyć to chwilowe problemy. Daj mi godzinę a żaden wampir nie będzie dla mnie przeszkodą.
- Będę musiał znaleźć sobie jakieś zajęcie. Shinra działa u ciebie telewizor?
- Słucham? A, jasne. Jest tam, w salonie. Korzystaj ile chcesz.
Patrick poszedł do salonu i usiadł na fotel.
- Shinra mówiłeś, że on działa, a tu niebieski ekran jest tylko!
Shinra spojrzał na mnie wzrokiem pełnym pobolewania. Wzruszyłam w odpowiedzi ramionami.
- Możesz spróbować go nauczyć. Ja i tak dostatecznie długo się z nim męczę.
Lekarz westchnął ciężko i podszedł do Patricka, starając się go nauczyć jak działa pilot.
- Dzięki, zobaczmy co to pudło potrafi... - powiedział Patrick i zaczął latać po kanałach, gdy nagle zatrzymał się na pewnym kanale dla dorosłych - o boże... co to ma być?!
Nawet z sąsiedniego pokoju usłyszałam charakterystyczne dla tego rodzaju filmów dźwięki.
- Shinra, bardzo cię proszę, włącz mu jakiś film fabularny i zabierz mu pilota - Powiedziałam, starając się ignorować dźwięki, dochodzące z sąsiedniego pokoju. Shinra najwyraźniej szybko spełnił moją prośbę, bo ów dźwięki niesamowicie szybko ucichły.
- Skąd miałem wiedzieć, że w telewizji jest dosłownie wszystko?! - powiedział, wręcz krzyknął Patrick.
Nawet nie odpowiedziałam. Pytanie to wydało mi się aż nader idiotyczne. Nawet, jeżeli zadał je kilkusetletni wampir.

Po mniej więcej godzinie... a właściwie bardziej mniej niż więcej, poczułam się na tyle dobrze, że bez problemu mogłabym walczyć. Według Shinry ciągle byłam dość blada, ale ustąpił mojemu uporowi i nie nalegał, żebym siedziała u niego jeszcze godzinę.

- No teraz wyglądasz przyzwoicie. Nawet czerwone kropki zniknęły... No to ruszajmy. Komu w drogę temu czas! - powiedział z uśmiechem Patrick.
- Uważaj na siebie. I jak tylko będziesz mogła przyjdź tutaj. Musimy skończyć transfuzje.
- Jasne. Przyjdę jak tylko załatwimy kilka wampirów.
Powiedziałam, wychodząc za Patrickiem z mieszkania Shinry.
- Prowadź więc.
Wampir szedł szybkim krokiem wyjmując z kieszeni pistolet i zaczął go przeładowywać.
- Musimy udać się do katakumb największej katedry w tym mieście. Pozwiedzamy troszkę...
- Żaden problem. Umarli mi nie przeszkadzają tak długo, jak leżą w swoich grobach - Powiedziałam, zrównując z nim kroku - Właściwie to od kiedy masz broń palną?
- Mam wtyki z takim jednym. Nazywają go Pastorem chociaż nim nie jest jeśli chodzi o zawód. W sumie nie wiem czy on ma jakikolwiek zawód. Jeśli wyjdziemy z tego cało to go poznasz. Aha i to może jest zwykła broń ale pociski już nie. Łuski są przetapiane ze świętych rzeczy i dodatkowo poświęcane. Zabójcza broń dla zwykłego wampira. - zaczął lekko się śmiać celując przed siebie.
- Obawiam się jednak, że na człowieka też może zadziałać, więc uważaj z tą bronią - Odsunęłam się o krok, na wypadek, gdyby Patrick nabrał ochoty na wypróbowanie swojej nowej broni.
- Nie bój się. Potrafię się z tym obchodzić - mówiąc to schował broń w tylną kieszeń i lekko przyspieszył kroku.
Po mniej więcej pół godziny szybkiego marszu stanęliśmy przed wielką, gotycką katedrą. Jej ciemne mury idealnie komponowały się na tle nocnego nieba. Wysokie wieże orały ciemne chmury. Idealne miejsce na legowisko wampirów.
- Co teraz? - Zapytałam, bezskutecznie szarpiąc się z zamkniętymi drzwiami
Patrick wyważył drzwi kopiąc je po czym szybko wszedł do środka katedry ciągnąc za rękaw Mroczną Gwiazdę Nadziei.
- Dziwne, katedra jest pusta... No cóż to nam powinno ułatwić zadanie o ile to nie pułapka. - po tych słowach wyjął swoją nową broń i odbezpieczył rozglądając się po wielkiej nawie.
- Zdajesz sobie sprawę, że jest to zabytek kulturowy? Jeżeli ktoś usłyszał hałas i zawiadomił policje, będziemy mieli kłopoty.
Rzuciłam, oglądając się na zniszczone drzwi i idąc za Patrickiem.
- Wolę to niż narażać cale te miasto na zniszczenie. Hmmm.. miałem już doświadczenie z ukrytymi przejściami i zgaduję, że może te znajduje się gdzieś przy ołtarzu.
Podszedł i zaczął szperać w poszukiwaniu jakieś dźwigni czy przycisku.
- Jasne, zniszcz przy okazji ołtarz. Co ci szkodzi... - Wzruszyłam ramionami, stając koło Patricka.
- Te wampiry to totalne debile... Przecież widać, że wszystko jest zakurzone oprócz tej części ołtarza... co my tu mamy - mówiąc tak, bardziej do siebie niż do mnie, chwycił oburącz za krzyż stojący nieopodal i mocno popchnął. Krzyż przekrzywił się ciężko. Po kościele rozniósł się dźwięk pracującego mechanizmu i obok mnie zaczęły ukazywać się schody na dół. Spojrzałam na nie sceptycznie.
- Więc teraz schodzimy prosto do gniazda wampirów? Nie wygląda to specjalnie zachęcająco.
- Ktoś musi, poza tym Itatsuke wie że tu jesteśmy. Jest na nas przygotowany... bynajmniej tak mu się zdaje. - Po tych słowach udał się w ciemną otchłań ukrytą pod katedrą. - Kamila... mogłabyś poświecić?
- Nie, żebym negowała twój pomysł, ale jeżeli Itatsuke jest na nas przygotowany to raczej nie jest dobry pomysł, żeby od tak po prostu tam wchodzić. Chyba, że masz jakiś genialny pomysł, żeby pokonać bandę wampirów - Mimo to, zeszłam po schodach na dół, zapalając w dłoni kulę ognia.
- Musimy chociaż spróbować... wierzę, że nam się uda, musi się nam udać...

wtorek, 8 kwietnia 2014

Część XXV - Anioły i Demony

Jestem symbolem wiary. Ludzie wierzą w Niego pomimo, że go nie widzieli. Ludzie wierzą przeważnie w to czego nie widać, bo czym innym jest wiara od wiedzy. Pomimo, że mam to przed swoimi oczyma nadal w to nie wierze. Może nie chcę wierzyć? Może to co muszą oglądać moje oczy moja świadomość nie chce dopuścić do siebie? Przed sobą miałem szereg kolumn, które zataczały krąg. Gdyby nie świece, całe to ogromne pomieszczenie spowijałby mrok. Myślę, że tak byłoby lepiej. Na środku nawy widniał pentagram namalowany krwią. Skąd wiem, że to na pewno krew? W wiedzy tej utwierdza mnie fakt, że każdy wierzchołek pięcioramiennej gwiazdy zakończony jest stertą ciał, ludzkich... kobiecych ciał... Widziałem wiele okropieństw na tym świecie ale to było godne Królestwa Samaela. Przed pentagramem stał ołtarz, a na nim dwa kielichy i księga. Gdybym nie wisiał na krzyżu do góry nogami 10 metrów wyżej dostrzegłbym co to za księga. Moje analizowanie otoczenia przerwało klaskanie i cichy śmiech, który bardziej brzmiał jak pomruk.

- Już myślałem, że do końca ceremonii będziesz w nieświadomości. Ale wiedząc, iż już ją odzyskałeś... Jestem na prawdę uradowany! Nie przegapisz przedstawienia jakie tu zajdzie, a uwierz mi, że bardzo się nad nim namęczyłem. Gdzie jesteś? Pewnie mnie spytasz. Jesteśmy w ukrytych katakumbach pod największą katedrą w tym mieście. To wręcz idealne miejsce na rozpoczęcie tego czego już się pewnie domyślasz. Wydaje mi się nawet, że to miejsce zostało specjalnie do tego zbudowane.

- Pozwól, że ci przerwę Itatsuke - powiedział Aniel. - Ale jaką masz pewność, że on cię nie zabije kiedy już go wypuścisz?

- To proste. Nałożę pieczęć na ciebie i jego wola tymczasowo będzie pod moją kontrolą, a gdy przyjdzie na to czas przejmę jego moc.

- N-na mnie? - spytałem drżącym głosem. Od razu wszytsko mi się rozjaśniło. Ja miałem być naczyniem dla Cesarza Piekieł...

- Po co pytasz o rzeczy, na które znasz już odpowiedź Anielu. Potrzebowałem kogoś takiego jak ty. W głowę zachodziłem skąd ja wytrzasnę tak potężną istotę? A tu nagle taka istota wręcz mi z Nieba spadła. - po tych słowach Itatsuke wybuchł śmiechem odbijającym się od ścian katakumb.

- Czemu tak bardzo zależy tobie na zagładzie tego świata?

- Tak jak Bóg po Potopie, chcę zacząć wszystko od nowa. Tylko w przeciwieństwie do Niego nie będę tego żałować. Dobrze wiesz jak brzmi apokalipsa. Cały świat spowity w ogniu... z prochu żeś powstał i w proch się obrócisz... To oczywiście was aniołów nie dotyczy. Ale czy wy sami nienawidzicie ludzi? Jestem pewien, że sami planowaliście to jak ich zgładzić. Mam rację?

Po tym ostatnim zdaniu Aniel zaniemówił i otworzył szeroko oczy w swym zdziwieniu. On miał rację. Jego rasa chciała zniszczyć ludzkość... Niczym nie różnimy się od tych w Piekle... - myślał anioł.

- Upadłeś tu dlatego, ze im się sprzeciwiłeś i chciałeś uratować coś co od samego początku skazane jest na klęskę. Jak nie my ani nie wy, to oni sami to zrobią tylko, że to będzie trwało zbyt długo, a czas jest na wagę złota. Za kilka dni pojawi się krwawy księżyc, a wtedy przyczynisz się do powstania nowego, lepszego świata. Czas zakończyć tę od wieków toczoną bezsensownie wojnę.

- Mówisz o zakończeniu wojny, a sam do niej prowadzisz! - krzyknął anioł.

- Ogień zwalczaj ogniem... Bądź cierpliwy. Spodziewam się niedługo gości i muszę wszystko przygotować, by przywitać ich z najwyższymi honorami...

Po tych słowach wampir zniknął w ciemnościach, a na ziemię spadły krople... krople anielskich łez.

piątek, 4 kwietnia 2014

Część XXIV - Wyjawione tajemnice

*Patrick*

Biorąc pod uwagę naszą pracę zespołową i współdziałanie, a także jedność zdań... ta misja NA PEWNO musi się udać... - Dumałem tak całą drogę do domu. Z powodu upadku Aniela większość autobusów nie kursowała (w tym do mojej rezydencji). Gdy już ujrzałem pierwsze zarysy mego domu od razu w oczy rzuciły mi się wyważone drzwi. Pobiegłem szybko i wparowałem do środka już przygotowany na walkę ale... pusto. Po całym domu walały się sterty papierów wraz z moimi obrazami i książkami, które sam kiedyś napisałem. Ktoś tu czegoś szukał i na dodatek wiedział, że nie ma mnie w domu. Wiedziałem od razu, że Itatsuke maczał w tym palce. Zwiedziłem wszystkie pokoje i nie zginęło nic, prawie nic... Zorientowałem się czego brakuje i wiedziałem, że misja poszukiwawcza musi trwać teraz nie jutro. - Mamy mało czasu - powiedziałem do siebie i wybiegłem z domu, lecz znalazłem się w nim tak szybko jak wyszedłem. Poleciałem na korytarz prawie przebijając ścianę. Mój instynkt kazał mi unieść broń ku górze i tak też zrobiłem. W tym momencie rozległ się brzdęk metalu. Spojrzałem przed siebie i zauważyłem kogoś w czarnym płaszczu z kapturem próbującego zabić mnie mieczem.


- Miałem nadzieję, że jednak cię tu nie będzie. Głupie smarkule... Są najwyraźniej jeszcze za słabe by dobrze was spowolnić. - Odezwała się  postać stojąca przede mną.


- Kim tu u licha jesteś? - spytałem.


On tylko się uśmiechnął i wziął zamach by tym razem zadać decydujący cios. Gdy tylko jego miecz znalazł się w najwyżej położonym punkcie ze ściany wyleciał mój łańcuch chwytając za ostrze a moja noga głęboko wbiła się w brzuch napastnika odsyłając go przed moją posesję. Wstałem i biegłem w jego kierunku by go unieruchomić lecz wyczułem zapach kogoś jeszcze. Zatrzymałem się, a przede mną stanął jeszcze jeden... wampir... Był uzbrojony o dziwo w kuszę. Wycelował we mnie lecz zanim wystrzelił zdążyłem schować się w salonie.


- Nie ma co się chować Patricku. My nie spartaczymy roboty jak te dwie małe dziwki. - Powiedział wampir z kuszą.


Wszedł do salonu i wystrzelił około dziesięć pocisków po całym pomieszczeniu lecz ku jego zaskoczeniu mnie tam nie było. Chwyciłem go za ramie i przeszyłem spojrzeniem. Wyczuwałem strach. Zanim zareagował urwałem mu rękę i rozległ się głuchy wrzask. Skróciłem jego męki odcinając mu głowę. Po chwili została z niego kupka prochu. Kusza upadła, podniosłem ją i spojrzałem w miejsce gdzie były kiedyś drzwi wejściowe. Zauważyłem jak wampir podnosi się, łapie za głowę i powoli analizuje otoczenie. Gdy zorientował się, że zabiłem jego kumpla szykował się do ucieczki. Uciekłby... gdyby nie bełt tkwiący w jego kolanie. Upadł na ziemię i zaczął się czołgać łudząc się iż może mu się udać. Rzuciłem w niego kosą przebijając mu korpus. Głośno krzyczał, gdy przyciągałem go do siebie ciągnąc za łańcuch i miałem już go zabić, gdy wpadłem na genialny pomysł.


*Kamila*


- Jesteś skończonym idiotą. 

Powiedział Shinra chyba już po raz dwudziesty, bandażując moją głowę. Jak się okazało, gdzieś w wirze walki przy okazji rozwaliłam sobie również głowę. Całe szczęście nie było to tak poważne, jak wyglądało, gdy z mojej czaszki nagle trysnęła krew. 
- Dobra. Wygląda to... powiedzmy znośnie. Ale jeżeli jeszcze raz w tym tygodniu przyjdziesz do mnie w takim stanie, to przyrzekam, że wystawię twoje organy na aukcji internetowej. Jasne?
Wokół Shinry nagle zgromadziła się mroczna aura. Gwałtownie pokiwałam głową. 
- To dobrze - Mroczna aura zgasła a na jej miejsce pojawił się nieco przerażający uśmiech. 
- Jeżeli chodzi o te kropki, najlepiej jak pogadasz o tym z Patrickiem. Moja wiedza medyczna w tym przypadku na nic się nie zda. Wszystkie rany masz względnie opatrzone, tym się nie przejmuj. Martwię się tylko, bo jesteś dziwnie blada. Chyba nigdy cię takiej nie widziałem. 
- To przemęczenie. Krótka drzemka i zaraz mi przejdzie. 

- Jak chcesz - Shinra przelał zawartość jakiejś butelki na niewielką miarkę - Masz, wypij. Pomoże twoim czerwonym komórkom się regenerować. 

Wtem rozległo się pukanie do drzwi. Shinra poszedł je otworzyć.

- Witam Pana. Niech Pan wybaczy tą niezapowiedzianą wizytę ale całe miasto jest w niebezpieczeństwie. - Powiedział Patrick po czym uśmiechnął się szeroko trzymając na plecach worek, w którym coś się szamotało.


- O-oczywiście. Nie ma problemu. Emm... Kamila? Patrick przyszedł.


- Czy chcę wiedzieć co jest w tym worku? - Zapytałam, wychylając się zza progu.


- Musisz wiedzieć... Czekaj... co tobie jest? Czemu jesteś blada jak ściana?


- Nic mi nie jest. To ze zmęczenia - Odparłam spokojnie, opierając się ościanę żeby utrzymać równowagę.


- To nie jest ze zmęczenia. Czy to się stało po walce z Sue?


- Możliwe. Ale to nic. Zaraz mi przejdzie.


- Chyba mnie nie doceniasz - Odparłam spokojnie. 


- Poczekajcie chwilę - Wtrącił się nagle Shinra - Nie jestem ekspertem od spraw nadprzyrodzonych, ale czy to ,,osłabienie" może być spowodowane tymi dziwnymi kropkami?


- To są ślady po ugryzieniach...


- Nikt mnie nie ugryzł.


- Otóż mylisz się... Zostałaś pogryziona przez coś co znajdowało się w krwi Sue... Sam do końca nie umiem tego wytłumaczyć.


- Otóż mylisz się... Zostałaś pogryziona przez coś co znajdowało się w krwi Sue... Sam do końca nie umiem tego wytłumaczyć.


- Jeśli chcesz przeżyć to musisz pić dużo krwi.


- Haa?! Chyba sobie żartujesz?!


- Nie... Możesz jeść nawet czerninę ale w sporych ilościach.


- Nie ma naprawdę absolutnie żadnego innego wyjścia?


- Nie. - odparłem beznamiętnym tonem. Odsunąłem krzesło i "posadziłem" na nim worek, który dalej się ruszał ale słabiej.


- Może jednak powinnam pokusić się na śmierć? - Powiedziałam niby do siebie, ale na tyle głośno, by mnie usłyszeli.


- A co się wtedy stanie z miastem? Tym bardziej, że grozi mu niedługo zagłada?


- Obawiam się, że i tak nie dałabym rady przeżyć picie krwi. 


- A może - Wtrącił Shinra - Można by wstrzykiwać Kamili krew dożylnie?


- Kroplówka, dobry pomysł. Trzeba tylko załatwić skądś około 5 litrów jej grupy...


Shinra uśmiechnął się szeroko.


- To akurat nie będzie problem. Myślę, że znalazłbym kilka litrów  krwi w lodówce. 


- Czasami mnie przerażasz...


- Z chęcią się poczęstuje... - odrzekł Patrick. - Ale do rzeczy, mam tu kogoś kto może rozwiać nasze wszelkie wątpliwości i raczej nie będzie chciał z nami współpracować tak jak anioł.


- Zaczynam się bać. Czy to tego kogoś trzymasz w tamtym worku?


Patrick zdjął worek z wampira, a raczej jego resztek, ponieważ brakowało mu ręki i nogi. Resztę kończyn miał połamanych. - Ta da! - krzyknął Patrick.


*Kamila*


Przeszył mnie dreszcz na widok zdeformowanego ciała. Pochyliłam się, zasłaniając usta ręką. 


- Przeproszę was na chwilę. Idę zwymiotować.


- Ona tak na poważnie? Myślałem, że bohaterka miasta jest przyzwyczajona do takich widoków.


- Ja nie zabijam ludzi, jakbyś nie pamiętał! - Odkrzyknęłam z sąsiedniego pokoju. Odruch wymiotny mi przeszedł, ale na razie wolałam nie patrzeć na wampira, którego przytargał Patrick.


- On nam odpowie na kilka pytań.


- To je zadaj, ale niech nie pokazuje mi się na oczy. 


- Byłoby tez miło, gdyby nie pokrwawił mi mieszkania - Dodał spokojnie Shinra, siadając na krześle w przedpokoju.


- Ja posprzątam... - mruknął Patrick. - A teraz będziesz ze mną grzecznie rozmawiał mam racje? - przyłożył mu nóż do ramienia.


- Dobrze wiesz do czego jestem zdolny robaku... Pan Shinra ma pewnie mnóstwo interesujących zabawek a jak to nie podziała to pobawimy się ogniem. Jeśli ładnie odpowiesz na moje pytania umrzesz szybko i bezboleśnie.


- N-nie błagam... proszę. - Wampir o dziwo prawie się rozbeczał. - J-ja wam powiem tylko proszę weźcie go z tego pokoju... pr..


Nagle przerwał mu Patrick przyciskając dłoń do jego szyi. - Co ty odpierdzielasz?! W co ty pogrywasz, mów od razu o co chodzi i obejdziemy się bez sentymentów.


- Patricku... może mógłbyś wyjść? Ja z Kamilą zajmiemy się przesłuchiwaniem tego tutaj. W razie czego cię zawołamy dobrze?


- Chwila - Wtrąciłam - Mnie w to nie mieszaj. Nie mam zamiaru...


Nie zdążyła dokończyć zdania, bo Shinra spojrzał na mnie morderczym spojrzeniem. Widocznie przynoszenie mu do domu zmasakrowanych wampirów wprawiło go w nienajlepszy nastrój.


Patrick wyjął paczkę papierosów i zapalniczkę. Spojrzał na nich wszystkich i powiedział:


- Będę przed drzwiami wejściowymi. Jakby co... - wyszedł.


- Yay.... jeden wampir więcej i jeden wampir mniej - Odrzekłam beznamiętnie, siadając na krześle w przedpokoju, po drugiej stronie niż siedział pokaleczony wampir. 


- Dobrze... tak więc zacznijmy - Zaczął niesamowicie spokojnie Shinra 


- Co chciałbyś nam powiedzieć?


- Nic...


- Kamila... mogłabyś mi powiedzieć co takiego on ma nam powiedzieć?


- Ech... wyjaśnij nam, o co chodzi z tą bandą wampirów, która oblężyła miejskie kanały.


- Trwają przygotowania do przywołania... Nasz Pan nareszcie zakończy odwieczną wojnę - odpowiedział zachrypiałem głosem wampir.


- Co za wojna? - Zapytał Shinra.


- Zadajesz coraz to bardziej banalne pytania, aż ciekawość mnie zżera jakie będą następne. Wolę bynajmniej ciebie od tamtego psychopaty. Wojna toczy się miedzy wami, a nieludźmi...


- Dziwne, nic nie słyszałam o żadnej wojnie - Wtrąciłam - I w ogóle czy jakakolwiek część ludności zdaje sobie sprawę z waszego istnienia?


- Dla nas jest lepiej jeśli nikt w nas nie wierzy. Ty również Mroczna Gwiazdo Nadziei nie wierzyłaś w nas do czasu, gdy trafiłaś n tamtego dupka. - Kiwnął głową w kierunku drzwi przez, które wyszedł Patrick.


- Skoro nikt nie zdaje sobie sprawy z waszego istnienia to skąd w ogóle ta wojna? Mi się wydaje, że prędzej będzie to przypominać masową rzeź niczego nie świadomych ludzi.


- Nie powiedziałem, że nikt. Istnieją tajne organizacje...


- Nie możecie normalnie żyć wśród ludzi, udając, że nie jesteście... inni? Chyba, że walczycie o co innego...


- Musiałabyś być jednym z nas by zrozumieć. Polują na nas od tysiąc leci, ale teraz to myśliwi staną się ofiarą dzięki naszemu mistrzowi.


- Będę strzelać... Itatsuke?


- BINGO. Czy to już koniec pytań? Mam chęć umrzeć...


- Jeszcze jedno. Gdzie dokładnie znajduje się wasza armia? I jak jest liczna?


Wampir zaczął się śmiać.


- Gdybym sam to wiedział.


Nagle wchodzi do salonu Patrick i chwyta wampira za włosy. Gadaj co chcecie przyzwać, dlaczego porywacie niewinnych?! Co zrobiliście z Anielem!


- Powiedziałem już tyle co wiem...


- Nie wierze ci! Gadaj! - krzyczał powoli zaciskając dłoń na jego szyi. Wampir zaczął się dusić.


- Patrick! Stop! Uspokój się! - Wstałam gwałtownie z krzesła. Podparłam się o ścianę bo przed oczami zaczęły pojawiać się czarne plamy. 


- Nie możesz go zabić.


- Nie teraz... - odparłem patrząc w oczy Kamili. Zapytaj ty go w takim razie... - mówiąc to siadałem na fotelu obok.


- Ja się może tym zajmę - Powiedział Shinra - Ty lepiej nie wstawaj - Zwrócił się do mnie.

Podszedł do wampira i z łagodnym uśmieszkiem wyjął z kieszeni skalpel

- Może zacznijmy jeszcze raz. Odpowiesz nam na pytania?


- Zależy jakie...


- Co chcecie przyzwać, dlaczego porywacie niewinnych? Co zrobiliście z Anielem?


- Mogłem się spodziewać takich pytań. To może po kolei. Od czego mam zacząć?


- Od czego sobie życzysz. Tylko się pośpiesz. Mam kilka rzeczy do załatwienia.


- Mamy zamiar przyzwać do tego świata... demona. Krew dziewic, o które trudno w tym mieście. Anioł? Jeśli chodzi o niego to sam do końca nie wiem po co on nam. Niedługo zakończymy wojnę.


- Chcecie wiedzieć coś jeszcze? - Shinra zwrócił się do nas. Usiadłam na krześle, kręcąc głową.


- Patrick?


- Gdzie macie swoją bazę? - Patricka oczy zaświeciły się na czerwono, po czym uśmiechnął si ę, wstał i złamał wampirowi kark. Całe jego ciało, a nawet krew na podłodze zmieniły się w proch.


Wstrząsnął mną odruch wymiotny. Skuliłam się na krześle, starając się powstrzymać mdłości.


- Co zamierzacie? - Zapytał Shinra, stając przy mnie.


- Shinra, masz odkurzacz? - spytał Patrick.


- Tak, gdzieś powinienem go mieć. Poczekaj chwilę. Kamila, postaraj się nie zwymiotować - Powiedział, opuszczając pokój.


- Mogłeś uprzedzić - Szepnęłam, przez zaciśnięte zęby.


- To tylko sterta popiołu... Zaraz to posprzątam i jutro odwiedzimy Itatsuke.


- Ale jeszcze przed chwilą był to żywy... żywa istota.


- Oni chyba tak nie przeżywają jak ty kiedy zabijają niewinnych. - warknął Patrick.


- Co nie znaczy, że ja też mam tego nie przeżywać.


- Już po wszystkim, Shinra przyniesie odkurzacz i po sprawie!

niedziela, 16 lutego 2014

Część XXIII - Krwawa nadzieja


Zamknęłam oczy, gdy krew trysnęła w moją stronę. Kiedy ponownie je otworzyłam moje serce niemal zamarło... ten uśmiech, szpikulec wystający z jej nadgarstka i jeszcze twardniejąca krew, która uniemożliwiła mi ruchy niemalże do zera. Było źle. Rozejrzałam się dookoła, jakbym miała znaleźć gdzieś tutaj rozwiązanie. Nie mogłam zacząć płonąć, bo byłoby po mnie. Bardzo możliwe, że ta krew działała jak kajdanki u nekromanty. Jedyną rzeczą, która mogła działać na moją korzyść był miecz wbity w ciało wampira. Nie mogłam podpalić całego miecza, ale... co gdybym podpaliła samą jego końcówkę? Nie... nie sądzę, żeby dało się ją podpalić od środka. A może... gdyby spróbować ją w ten sposób rozsadzić? Nie miałam za bardzo czasu na rozmyślania. Za kilka sekund ostrze miało przeszyć moją szyję. Zamknęłam oczy, przesyłając ogień do wnętrza miecza, starając się, by nie wydobył się on na klindze a na samym jego końcu. Czułam rosnącą kule ognia. Otworzyłam oczy, kiedy ostrze leciało już w moją stronę. Dokładnie w tej chwili we wnętrzu wampira rozległ się wybuch. Rękojeść zaczęła palić nieznośnie, ale jej nie puściłam. Walczyłam, pomimo, że byłam pewna, że ogień wybuchł także we mnie. Krew tym razem była już prawie wszędzie. Całe szczęście już nie na mnie.  Strzępy ciała były rozrzucone po kanałach. Po kilku sekundach strzępy te zamieniły się w czystą krew. Wszystko zaczęło łączyć się w jedno krwiste "oczko". Krew zaczęła niepokojąco bulgotać. Odsunęłam się od zebranej krwi. Nogi mi drżały. Oparłam się o ścianę, ledwo utrzymując miecz w dłoni. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać, ale miałam nadzieję, że nadejdzie to szybko. Nie wiedziałam jak długo uda mi się utrzymać świadomość. Wtem krew wystrzeliła pod dużym ciśnieniem, prosto we mnie. Przewróciła mnie boleśnie na ziemię a następnie odpłynęła jak najdalej. Niesamowicie wiele wysiłku wymagało ode mnie utrzymanie świadomości. Zwłaszcza, po zderzeniu mojej głowy z ziemią. Spojrzałam na plamę krwi, która zniknęła gdzieś w oddali. Podparłam się mieczem o ziemię, przytrzymując się ściany, żeby nie zemdleć. Bezskutecznie. Wystarczyły dwa kroki, żebym straciła przytomność i zemdlała.
*Patrick*
Spoglądając w duszę Evelin od razu wiedziałem, że jest kontrolowana przez Itatsuke. Wiedziałem jakiej użył techniki... On uwiódł, wykradł jej serce i to nie tylko w przenośnym znaczeniu. Wyrwał je dosłownie.
Z zamyślenia wyrwał mnie donośny dźwięk wybuchu. To musiała być Mroczna Gwiazda Nadziei. Musiałem tam wrócić i zobaczyć czy jest jeszcze cała. Doskonale znałem umiejętności Sue ale wiedząc jak bardzo wzrosły zdolności jej siostry to cały zadrżałem. Odczepiłem łańcuch od broni i związałem nim Evelin. Na całe szczęście nie stawiała oporu z prostego powodu - straciła przytomność. Biegnąc ile sił w nogach zauważyłem jak wielka plama krwi mknie po ścianie w przeciwnym kierunku. Po chwili wróciłem do miejsca, gdzie zaatakowały nas moje siostry. Zobaczyłem Kamilę leżącą na ziemi. Podbiegłem do niej i przyłożyłem palce do jej szyi sprawdzając puls. Na całe szczęście żyła ale była lekko posiniaczona i posiadała małe czerwone plamki bodajże na całym ciele. Z szacunku do niej postanowiłem poklepać ją po twarzy w celu obudzenia. Musieliśmy ruszać dalej, targanie ją na rękach nie wchodziło w grę...
*Kamila*
Z otaczającej mnie ciemności powoli wybudzało mnie uczucie uderzania w mój policzek. Dość niechętnie otworzyłam oczy. Nie miałam siły, żeby dalej udawać, że nie jestem martwa. Nade mną pochylał się Patrick. Z jego rozciętego ramienia skapywała krew. Uśmiechnął się, kiedy zobaczył, że się obudziłam.
- No nareszcie! Już myślałem, że będę musiał cię taszczyć - powiedział.
- Obejdzie się... - Odpowiedziałam, siadając na ziemi i opierając się o ścianę. Cała byłam obolała, ale starałam się nie dawać tego po sobie poznać - Jak spotkanie rodzinne?
- Całkiem nieźle. Okazało się, że Itatsuke nimi manipuluje, super co nie? Wstawaj musimy wracać po Evelin.
- Fantastycznie. Przybiegłeś tylko po to, żeby mi to powiedzieć?
- Może spodziewałaś się, że się martwię? Z resztą nie ważne, ruszajmy o ile możesz chodzić.
- Tak, mogę. - Powiedziałam, z trudem podnosząc się z ziemi. Nogi mi drżały, ale jakimś cudem byłam w stanie ustać w pionie. - Ruszajmy.
*Patrick*
Również wstałem i zacząłem iść w stronę, gdzie znajdowała się Evelin. Ku mojemu zdziwieniu jej już tam nie było. Mogłem się tylko domyślać kto mógł ją zabrać. Chociaż został mój łańcuch. Podniosłem go i z powrotem wmontowałem w kosę chowając ją potem do kieszeni w płaszczu. Westchnąłem ciężko i spojrzałem na Kamilę.
- Przed chwilę tu była... Leżała nieprzytomna skuta łańcuchem. Ten kto ją zabrał nie może być daleko.
- Więc jaki jest plan, żeby ją odnaleźć?
- Przez ten cały smród w kanałach wszystkie moje zmysły zostały stępione. Chyba nie zostaje nam nic innego, jak kontynuować nasze poszukiwania jutro.
- Myślisz, że to coś zmieni? - Zapytała, opierając się o jedną ze ścian.
- Nawet jak znajdziemy Itatsuke i jego zgraję wampirów to nie będziemy mieli siły, by skopać im tyłki.
- Szczerze to wolałabym walczyć z Itatsuke i jego podwładnymi, niż widzieć się teraz z Shinrą.
- Możesz przenocować u mnie.
- Pomyślmy... biorąc pod uwagę, że prawdopodobnie Shinra tym razem mnie zabije... odpowiedź brzmi nie.
- Biorąc pod uwagę to, że mam przedziurawione ramie, a ty jesteś w opłakanym stanie, moja odpowiedź brzmi - Poszukiwania kontynuujemy jutro.
- Nie jestem w opłakanym stanie. Nic mi nie jest.
- Ach tak? - Mówiąc to, popchnąłem lekko Kamilę a ta, jak się spodziewałem, uległa prawu grawitacji.
- To niczego nie dowodzi.
- Ja wracam do domu.
Kamila przewróciła oczami, ponownie wstając z ziemi.
- Niech ci będzie.
Nic nie mówiąc, ruszyłem w kierunku najbliższej drabiny, prowadzącej do wyjścia.
*Kamila*
Poszłam za Patrickiem. Wampir poszedł w swoją stronę, a ja niechętnie udałam się do Shinry. Byłam ciekawa, jak bardzo Shinra się wścieknie za to, że w przeciągu kilku godzin zdążyłam się załatwić. Miałam nadzieję, że ciągle jest pijany. W takim wypadku może dałby radę mnie opatrzeć i nie próbować zabić. W sumie bywałam w gorszym stanie, ale jeszcze nigdy nie wracałam do niego tak szybko zaraz po opatrzeniu moich ran. Drzwi na szczęście były otwarte. Mój lekarz siedział na kanapie, oglądając coś w telewizji. Wyglądał na niepokojąco trzeźwego.
- Cześć Shinra. - Powiedziałam, niepewnie wchodząc do mieszkania.
- Cześć. Zostawiłaś coś?
- Taak... można tak powiedzieć.
Shinra odwrócił się w moją stronę. Kiedy mnie zobaczył, wokół niego pojawiło się coś na wzór mrocznej aury.
- Coś... ty... sobie... zrobiła...
- Walczyłam z powaloną siostrą Patricka, manipulowaną przez Itatsuke. Pierwszy raz dosłownie stanęłam twarzą w twarz ze śmiercią. I tak jestem w całkiem nie najgorszym stanie jak na mnie.
- Nie wiem kiedy wyszliście, ale nie mogło minąć więcej niż cztery godziny. Jesteś kompletnym idiotą?! W tak krótkim czasie doprowadzić się do takiego stanu, że nie jesteś w stanie ustać na nogach! To chyba jakiś rekord, nawet jak na ciebie!
Oparłam się o ścianę, żeby przypadkiem nie stracić równowagi. Wolałam mieć jakąkolwiek szansę na unik na wypadek, gdyby jakiś skalpel ,,przypadkowo" zaczął lecieć w moją stronę. Całe szczęście udało mi się tego uniknąć. Shinra złapał mnie za ramie, ciągnąc w stronę stołu operacyjnego.
- Masz szczęście. Nie wygląda to zbyt poważnie. Martwię się tylko, tymi śladami, na twojej skórze. Nie mam pojęcia co to może być. Myślę, że powinnaś zapytać o to Patricka.
Pokiwałam głową. Jakimś cudem i tym razem udało mi się przeżyć... jakoś. Miałam jednak nadzieję, że kolejnego dnia nie będę tak pokaleczona. Jakoś wątpiłam, czy i tym razem Shinra zachowałby spokój.

sobota, 25 stycznia 2014

Część XXII - Siostry Bólu i Śmierci

Blond włosa dziewczyna uśmiechała się ponuro, a w jej oczach widać było obłęd. W ręku trzymała trzy shurikeny. Posiadała pas najeżony sztyletami oraz dwie szable na plecach. Z tyłu stała druga dziewczyna. Była spokojna, z jej twarzy nie dało się wyczytać żadnych emocji. Jedno oko miała przysłonięte włosami. Na pierwszy rzut oka nie wyglądała na uzbrojoną lecz od razu Patrick zauważył czarne rękawiczki na jej dłoniach zdobione tajemniczymi symbolami, których on nie rozumiał. Dziewczyna w blond włosach zrobiła krok do przodu i ze skupieniem wpatrywała się w wampira z krwawiącym ramieniem. Czekała na ich pierwszy ruch. Po chwili Patrick wybudził się z ogromnego szoku. Widział kim one są... Znał je... To były jego siostry, Evelin oraz Sue. Patrick wymówił szeptem ich imiona co wzbudziło u dziewczyn szok podobny do tego, którego przed chwilą doznał Patrick.
- Skąd znasz nasze imiona?! - Krzyknęła Evelin i szykowała się do rzucenia w niego shurikenami. Sue stała za nią i nadal milczała oraz nie okazywała emocji.
Reakcja dziewczyny tylko upewniła Patricka w tym, że jego podejrzenia były słuszne, szok wrócił i opuścił kosę.
- Co z tobą do cholery? - Wyszeptała Kamila, nie spuszczając spojrzenia z przeciwników. Miecz trzymała uniesiony, by w każdej chwili móc odbić ewentualny atak.
- To są moje siostry...
- CO TY WYGADUJESZ IDIOTO?! - wrzasnęła krótkowłosa wampirzyca. Sue nareszcie okazała cień emocji, szok. Sue otworzyła szeroko oczy i lekko uchyliła usta nie mogąc uwierzyć w słowa obcego. Obcego? On podawał się za ich brata, a ich brat...
- Nasz brat nie żyje! - tym razem ciszej ale nadal wysokim tonem odparła Evelin.
- Jeżeli masz zamiar rozwiązywać swoje sytuacje rodzinne, to mógłbyś to zrobić, kiedy odnajdziemy Aniela?
- Mam dość waszego paplania. Sue ja biorę idiotę, a ty zajmiesz się tamtą dziewuszką - odrzekła wampirzyca i w jej oczach zapłonął ten sam obłęd co na początku i rzuciła się na Patricka wyjmując swoje dwie szable.
 Ku jej zdziwieniu Patrick zaczął uciekać. Nie pozostało jej nic innego jak rzucić się w pościg za kimś kto bezczelnie twierdzi, że jest ich bratem.Sue powoli zaczęła iść w stronę Mrocznej Gwiazdy Nadziei powoli ściągając rękawiczkę na lewej dłoni.

*Kamila*

Rzuciłam szybkie spojrzenie w stronę uciekającego Patricka. Co mu odbiło, żeby teraz zwiewać? Odrzuciłam chwilowo tę myśl. Miałam istotniejsze rzeczy na głowie. Zapłonęłam cała, szykując miecz.
- Nie wiem, czy wiesz, ale twoja siostra skazała się właśnie na śmierć. Nikt nie ma prawa mnie tak nazywać. Spokojnie, najpierw zajmę się tobą.
- Skazałam się na śmierć już dawno temu, z własnej woli. Czy wiesz jak wygląda śmierć? - zapytała beznamiętnie.
Po tych słowach zdjęła rękawiczkę. Na wewnętrznej części jej dłoni widniał pentagram.Wzruszyłam ramionami z beznamiętnym wyrazem twarzy.
- Nie mam pojęcia, chociaż wielokrotnie stawałam z nią twarzą w twarz. Jako wampir jeszcze toczysz jakiś tam marny żywot. Lecz zaraz będziesz miała okazję przekonać się, co jest po śmierci.
- Pozwól, że jego zapytamy.

Sue położyła lewą rękę na ziemi i wypowiedziała słowa "Memento Moris". Wokół jej dłoni ukazał się pentagram, który zaczął mienić się na fioletowo. Następnie wstała i zrobiła kilka kroków do tyłu. Z świecącej gwiazdy wyłoniła się koścista ręka, chwilę później dostrzec można było czaszkę skrywającą się pod kapturem i w ułamku sekundy przed Sue unosiło się coś co ludzie nazwaliby "Mrocznym Żniwiarzem". Zamarłam. Nie żebym szczególnie bała się śmierci. Przerażała mnie postać mrocznego żniwiarza. Obiema rękoma przytrzymałam rękojeść miecza, żeby zniwelować trzęsące się ostrze. Wiele razy stawałam praktycznie twarzą w twarz ze śmiercią, ale... nie tak dosłownie. Przygotowałam się do walki i czekałam na ruch przeciwnika. Z ręki Sue płynęła mała stróżka krwi. Uniosła ją w moim kierunku mówiąc "impetus". Mroczny Żniwiarz uniósł swoją potężną kosę i wykonał pionowy cios chcąc przeciąć mnie na dwie części. Odskoczyłam do tyłu, zasłaniając się dodatkowo mieczem. Otrząsnęłam się z szoku i wyrównałam oddech, żeby powstrzymać drżenie.

- Nie wiem co sobie myślisz. - Zwróciłam się do postaci stojącej przede mną. - Ale już nie raz patrzyłam w oczy śmierci. Radzę ci cieszyć się tym tytułem. Długo nie będziesz się nim cieszył.

Mój miecz zapłonął. Uniosłam go nad głową, wykonując pionowe cięcie. W stronę żniwiarza i wampira poleciał słup ognia. Płomień bez trudu zaczął pochłaniać Żniwiarza lecz ku mojemu zaskoczeniu nie robiło to na nim żadnego wrażenia. Po prostu stał i płonął wydobywając z siebie bełkot przypominający ponury śmiech.

- Chyba zaczynam mieć was dosyć...

Powiedziałam cicho. Szybka ocena sytuacji uświadomiła mi, co powinnam zrobić. Ogarnęłam wzrokiem całe pomieszczenie. Musiałam zwinnie przemknąć koło śmierci i zaatakować wampirzycę. Wtedy prawdopodobnie mroczny żniwiarz zniknie. Prawą ręką strzeliłam w jego stronę słup ognia. Wyminęłam mroczną postać, celując mieczem w wampira. Sue zdążyła jednak zauważyć moje taktyczne posunięcie. Wyciągnęła rękę w kierunki nadlatującego ostrza i pozwoliła na to by miecz przebił jej rękę. Pod nami w kilka sekund utworzyła się kałuża krwi, z której wyłoniły się macki i oplotły się wokół moich nóg. Wtedy Sue odrzekła:

- Nie próbuj używać swoich sztuczek inaczej się ugotujesz.

Wyciągałam już ręce w stronę kałuży krwi, jednak jej słowa mnie powstrzymały. Chwilę wahałam się co powinnam zrobić, jednak szybko znalazłam najlepsze wyjście. Ruchy miałam nieco utrudnione przez krwawe macki, ale udało mi się wykonać pchnięcie w brzuch wampira. Na jej twarzy zamiast bólu pojawił się jednak... uśmiech... wielki i upiorny.  W oczach nie było już widać życia, nie było widać nić prócz ciemności. Był to makabryczny widok. Mroczny Żniwiarz którego przyzwała zniknął tak szybko jak się pojawił. Z jej brzucha tryskała krew, która znalazła się po chwili na całym moim ciele. Nagle Sue wyciągnęła swoją rękę do tyłu i zaczęła ją wyginać. Słychać było trzaski łamanych kości i nagle z nadgarstka wyłonił się kościany szpikulec długości 20 centymetrów. Krew, którą byłam oblana, zaczęła twardnieć ograniczając moje ruchy do minimum...

*Patrick*

Pomimo mojej nadzwyczajnej prędkości nie mogłem zgubić mojej siostry. Najwyraźniej dorównuje mi kroku oraz zwinności. Wiedziałem, że prędzej czy później będę musiał z nią walczyć. Zatrzymałem się nagle wbijając moją kosę w ziemię oraz wykonując obrót. Evelin była wyraźnie zaskoczona i nie udało jej się uniknąć mojego kopnięcia, które odesłało ją dobre kilkanaście metrów dalej. Doskonale zdawałem sobie sprawę z umiejętności moich sióstr, ale przez te wszytskie lata stały się o wiele potężniejsze, wtedy zacząłem martwić się o Mroczną Gwiazdę Nadziei. Z zamyślenia wyrwały mnie ostrza lecące w moją stronę. Bez trudu odbijałem je Artemisem.

- Próbujesz mnie trzymać na dystans? Nic bardziej błędnego.

Po tych słowach Evelin spojrzała na mnie groźnie z uśmiechem na ustach i wyjęła z kieszeni dwa zwoje. Obróciła się wokół własnej osi rozwijając je. Na tych zwojach były umieszczone runy. Nie zdążyłem się im przyjrzeć kiedy to z run zaczęły w moją stronę wystrzeliwać shurikeny, kunaie i inne ostrza. Z sekundy na sekundę Evelin obracała się coraz szybciej, a wraz z tym zwiększała się częstotliwość lecących kawałków śmiercionośnej stali. Na samym poczatku ataku odbijanie było dziecinnie proste lecz potem było to wręcz niemożliwe i musiałem użyć duszy Artemisa. Zacząłem obracać go tworząc coś na podobieństwo okręgu. Okrąg przybrał kolor czarny i służył jako tarcza, lecz to nie było przeznaczeniem tej umiejętności. Średnica zwiększyła swoje wymiary przybliżone do średnicy tunelu i wtedy zatrzymałem kosę w linii poziomej, a czarny okrąg wystrzelił w stronę mojej siostry. Było słychać tylko głośny huk oraz widać mrok, który rozlewał się po tunelu spowijając wszystko ciemnością.

- Nie masz zbyt dużego pola manewru siostrzyczko.

Po tym zdaniu obrzuciłem ją swoim irytującym uśmiechem. Evelin stała wyraźnie zdezorientowana i wściekła. Wyjęła malutki sztylecik schowany w bucie. Widniały na nim podobne runy. Nigdy takiego czegoś nie widziałem, nie wiedziałem jak mam się przygotować. Sue krzyknęła i wbiła sztylet w ziemię, a raczej czarne podłoże. Nic się nie stało. Źrenice Sue mocno się rozszerzyły, a jej wargi zaczęły drżeć.

- Cco... co to ma być?! Co zrobiłeś! - Wykrzyknęła w moją stronę.

- Mówiłem, że masz małe pole manewru. Nie wiem co chciałaś zrobić z tym kawałkiem metalu, ale po twojej reakcji sądzę, że przez moją technikę nie zadziała.

- O czym ty bredzisz... - wyszeptała całą sparaliżowana.

- Patrz.

Próbowałem uderzyć Artemisem w czarną ścianę lecz tak jak się spodziewałem Artemis popłynął dalej tak, jakby tej ściany wcale nie było, jakby pochłonęła jego część.

- Uważaj - odparłem beznamiętnie.

Spod miejsca gdzie stała Evelin wystrzeliło ostrze Artemisa. Udało jej się uniknąć niespodziewanego ataku odskakując metr dalej. Po jej oczach widać było przerażenie, nie wiedziała co zrobić. Ostrze się cofnęło w momencie kiedy Patrick wyjął broń ze ściany.

- Jest to prawdziwa zdolność Artemisa, poza jego zabójczą trucizną na wampiry ukrytą w ostrzu. Jak widzisz mogę manipulować niewielką choć wystarczającą przestrzenią. Mogę cię zabić wyciągając tylko rękę...

- To dlaczego jeszcze żyję?

Głos Evelin wyraźnie się uspokoił. Patrick milczał, a jego włosy przysłaniały mu oczy. Nagle końcówka jego kosy wystrzeliła szpikulcem w ścianę, która oczywiście go pochłonęła. Szpikulec był umocowany do broni niesamowicie długim łańcuchem. Evelin odskoczyła do tyłu lecz nim ustała na podłożu poczuła jak coś oplata się wokół jej bioder. Był to ten sam łańcuch, który został wystrzelony z broni. Łańcuch zaczął poruszać się jak wąż i coraz bardziej ograniczał ruchy wampirzycy, aż w końcu padła na ziemię. Szamotała się i wyrywała ale to nic nie dało. Słyszała kroki, kroki swojego oprawcy, który zbliżał się do niej powoli. Czuła, że nastąpił jej koniec.

- Bo cię kocham siostrzyczko...

Evelin znów wytrzeszczyła oczy, z których spłynęła łezka. Nagle je zamknęła krzycząc:

- NIE PRAWDA! NIE MOŻESZ NIM BYĆ! ON NIE ŻYJE! ITATSUKE MÓWIŁ...

- Itatsuke? - spytałem zaskoczony. - Czy to ta poczwara namąciła ci w głowie?! A to skurwysyn... - mówiąc to nachyliłem się nad nią i położyłem rękę na jej policzku patrząc jej w oczy, umysł oraz duszę...

sobota, 4 stycznia 2014

Część XXI - Światło uwięzione w mroku

Oni by mnie tylko spowalniali. Tu trzeba działać natychmiast nim jeszcze jest czas zamiast obijając się w domu i poddawać się "odnowie biologicznej" - pomyślał Aniel idąc w swoich łachmanach przez park. Na myśl "odnowa biologiczna" wzdrygnął się nieco i mknął dalej w kierunki szpitala. Był środek nocy ale miasto zdawało się tętnić życiem, tylko dlatego, że w mieście doszło do prawdziwej tragedii. Kilkadziesiąt ludzi martwych, kilkaset ciężko rannych. Już od paru godzin trwają ewakuacje ludzi z obydwu wieżowców. Na szczęście solidna konstrukcja nie pozwoliła im się zawalić. Przez cały czas słychać było syreny wozów strażackich oraz karetki pogotowia. Nie zabrakło również policji, która już pracuje nad tym co spowodowało zniszczenia. Jedni mówią, że to był zamach, inni, że odłamek meteorytu, lecz nie znaleźli śladów potwierdzających ani jedno ani drugie. Anioł był winny śmierci tylu ludzi, był winny całego tego zamieszania i musiał to odpokutować chociaż w ułamku procenta. Ludzie, których mijał Aniel nie spuszczali z niego wzroku a nawet zatrzymywali się w miejscu by się upewnić, że dobrze widzą. Anioł na szczęście zakamuflował swoje skrzydła i były one niewidoczne dla zwykłych ludzi.

Będąc już pod samym budynkiem szpitalnym Aniel wiedział, że wszyscy lekarze w pocie czoła pracują by uratować tyle istnień ile sie da. Wzniósł się  swoich niewidzialnych skrzydłach i wleciał do sali gdzie leżeli nieprzytomni pacjenci. Prócz ich nie było nikogo. Aniel podchodził do każdego, dotykał ich głów i szeptał coś. Pomimo walce ze swoimi braćmi, upadku, walce z wampirem miał on resztki sił by mógł pomóc chociaż nielicznym. Starał się przechodzić z jednej sali do drugiej lecząc poszkodowanych i gdy poczuł, że właśnie osiągnął swój limit wyskoczył przez jedno z okien i wylądował delikatnie na ziemi.

Spojrzał w kierunku centrum miasta. Nadal widać było wieżowce otulone kłębami dymu. Aniel nie mógł zrobić nic więcej choćby nawet tego chciał. Był porywczy ale nie głupi. Widział, że w takim stanie nie zabije nawet chomika. Musiał odpocząć, a pobliski las był do tego idealnym miejscem - cisza, spokój i przede wszystkim możliwość dobrego ukrycia się. Po niecałej godzinie anioł znalazł się w lesie otaczającym miasto z dwóch stron. Był on ogromny. Ruszając dalej, w głąb lasu coś nagle chwyciło anioła za stopę i przewróciło go na ziemię. Aniel próbował wyostrzyć wszystkie swoje zmysły lecz nie udało mu się, był wyczerpany, zaczęło kręcić mu się w głowie, gdy nagle ujrzał dwie czarne postacie. Jedna z nich trzymała w ręku kosę, a druga bat, który oplótł stopę anioła. Podchodzili powoli do zdezorientowanego i wyczerpanego anioła. Aniel usłyszał cichy pomruk przypominający śmiech.

- Tu cię mamy gołąbeczku. - Parsknął właściciel bata.

- Martwiłem się, że nam uciekniesz - odezwał się drugi. - Pozwól, że zostaniesz moim gościem. Nie ma się czego bać jestem wspaniałym gospodarzem.

Po tym zdaniu Aniel poczuł tylko straszny ból w okolicach szyi i widział już tylko ciemność. Stał się światłem uwięzionym w mroku...

piątek, 15 listopada 2013

Część XX - Opowieść Aniela

- Po co to wszystko? Jaki sens ma zwoływanie najwyższej rady w tak absurdalnej sprawie? I dlaczego muszę brać w tym udział?

- Pierwszy razy słyszę od ciebie tak wiele pytań w tak krótkim czasie Anielu. Wszyscy wiemy, że czas leci nieustannie, a ludzie zamiast się uczyć na błędach popełniają je coraz częściej i są one niewybaczalne. Co do ciebie... Jesteś prawą ręką Kamaela i musisz wraz z nim reprezentować Potęgi.

- Niewybaczalne?! Nie ma takiego grzechu, który by nie mógł zostać wybaczony Kalielu. Zapomniałeś już dlaczego tak właściwie istniejemy?

- Nie chcesz chyba mi powiedzieć, że bez względu na wszystko mamy pomagać tym niewdzięcznym istotom. Przez nich nasz Stwórca odwrócił się od nas! Nie mógł znieść szerzącej się na Ziemi zarazy. Naszym zadaniem będzie wnieść nowy ład i porządek w ten świat.

- Brak naszego Pana mocno zmącił ci umysł bracie, zbyt mocno. Wszyscy jesteście zaślepieni nienawiścią i przepełnieni zazdrością.

- Zazdrością? Nie bądź śmieszny. Niby czego byśmy mieli im zazdrościć? Oni są...

Nagle wypowiedź Kaliela przerwał trzask otwierających się wrót do sali Sądu Najwyższego.
Zza zakrętu ogromnego korytarza wyłonili się przywódcy chórów anielskich w tym sam Metatron - prawa ręka Boga. Wszyscy weszli i zajęli swoje miejsca. Aniel usiadł po prawej stronie Kamaela i przyglądał się w ciszy całej rozprawie. Ku jego zdziwieniu nie tylko jemu nie podobał się pomysł masowej anihilacji ludzi. Lecz niestety wszyscy dowódcy byli za nią i gdy właśnie miała paść ostateczna decyzja Aniel zerwał się i wyjął swój miecz - Zwodzącą Nadzieję.

- NIE ZGADZAM SIĘ! NIE MOŻECIE TEGO UCZYNIĆ! PRZEMYŚLCIE TO WSZYSCY! TO MOŻE BYĆ NAJGORSZY Z MOŻLIWYCH BŁĘDÓW, MIELIŚMY IM POMAGAĆ, A NIE ZABIJAĆ!

Krzyk Aniela był słyszalny nawet poza Księżycowym Pałacem. Wszyscy skierowali spojrzenia w jego stronę. W oczach Kamaela płonął żywy ogień i chwycił miecz swojego generała.

- Zamilcz Anielu. Decyzja została podjęta. Nic na to nie poradzisz, ludzie...

Aniel mu przerwał, pchnął miecz w jego stronę lecz Kamael uniknął ciosu raniąc tylko swoją dłoń. Krew sączyła się obfitym strumieniem.

- Mają prawo żyć tak samo jak my.

Anioł opuścił głowę na dół i rozwinął dwie pary swych potężnych śnieżnobiałych skrzydeł po  czym rzucił się na swojego dowódce. Atakował raz za razem, kolejny cios był szybszy od poprzedniego. Kamael nawet nie zdążył sięgnąć po ostrze więc zostało mu bronić się swoją tarczą. Gdy wszyscy zrozumieli co tak naprawdę się stało rzuci się na Aniela próbując go obezwładnić. Aniel nie dawał za wygraną. Parował ataki innych i sam wyprowadzał kontry. Nagle Metatron, który temu wszystkiemu się przyglądał zniknął i pojawił się za Anielem uderzając go swoim olbrzymim młotem - Łamaczem Chmur. Zbroja Potęgi roztrzaskała się na małe odłamki, a sam anioł upadł z hukiem na posadzkę. Metatron chwycił go za szyję i uniósł do góry patrząc mu głęboko w oczy. W oczach Aniela dostrzegał gniew ale i także błaganie o pomoc. Prawa ręka Stwórcy podszedł do balustrady przez którą było widać zaledwie ułamek Królestwa Bożego. Wystawił rękę, w której trzymał Aniela nad przepaścią.

- Skoro jesteś tak nieustępliwy i oddałbyś własne życie za życie marnej istoty dam ci szansę. Ześlę cię w miejsce gdzie kwitnie potężne zło. Wypleń je a znajdziesz miejsca następne. Wyczyść je wszystkie, a cofnę wyrok.

Po tych słowach cisnął aniołem w dół, który leciał z niewyobrażalną prędkością w kierunki świata śmiertelnych. Gdy przekroczył granicę zauważył wielkie miasto lecz zaraz po tym oślepił go ogień - zaczął się palić. Minęło niewiele czasu i poczuł jak jego ciało przecina jeden z wieżowców po czym wbija się w kolejny. Był przywalony kilkutonowym gruzem. Słychać było tylko przytłumiony zew chaosu, który spowodował. Kilnaście minut zajęło mu odzyskanie przytomności. Ku jego zdziwieniu poczuł się lżej, jakby ktoś pomagał mu się wydostać. W owej chwili wyczuł także demona, konkretniej wampira. - A więc to o nich chodzi - pomyślał Aniel. Wiedział, że jego misja właśnie się rozpoczęła.