Następnego dnia, w niedzielę, około ósmej obudziły mnie głośne krzyki mojej
rodziny. jak zwykle kłócili się o byle co, z tego co słyszałam znowu
poszło o jakąś grę, tylko czemu o ósmej rano? Jeszcze w piżamie zeszłam
na dół.
-No jasne w końcu to nie jest mój dom, nie ja go kupiłam, nic w tym domu nie jest moje!
Krzyczała moja siostra na ojca.
-Dzień dobry.Powiedziałam, odwracając ich uwagę od kłótni, właściwie w głębi ducha cieszyłam się że od rana się darli bo dzięki temu nie zaspałam. Kiedy siadłam do stołu, wszyscy umilkli. Nie pamiętałam kiedy ostatnio jedliśmy razem posiłek. Głównie z mojej winy. Moja rodzina myślała że codziennie wychodzę bawić się ze znajomymi, czasem chciałam im powiedzieć ale nie mogli znać prawdy.
-No proszę, czyli dalej tu mieszkasz? Tak rzadko się pokazujesz że zaczęliśmy w to wątpić
odezwał się mój ojciec kiedy zaczęłam jeść.-Natomiast to że wy tu dalej mieszkacie można usłyszeć od razu.
-Masz na dzisiaj jakieś plany?
Zapytała moja matka, chyba miała nadzieję że porobimy coś razem. Jak zwykle musiałam skłamać.
-Jadę pomóc koledze. Nie wrócę wcześniej jak przed 12.Kiwnęli lekko głowami, przywykli że niszczę im plany. Nie chcąc wdawać się w dłuższą dyskusje skończyłam jeść i miałam właśnie pójść na górę kiedy mój wzrok przykuły wiadomości.
-Niestety to już 3 ofiara. Wszystkie zostały znalezione martwe ze sporym ubytkiem krwi i śladami kłów na szyi sceptycy podejrzewają o ataki wampira jednak jest to zbyt poważna sprawa by się z niej śmiać.
Wsłuchana w głos spikera nie dostrzegałam nawet jak bardzo dziwnie się zachowuję. Jak zahipnotyzowana podeszłam do telewizora i przygłośniłam na max głośność.-Prosimy o zachowanie ostrożności, według badań lekarzy ofiary były atakowane w dzień, w mało zaludnionych miejscach. Czyżby nasza bohaterka, nasza gwiazda nadziei nie była w stanie nic zdziałać w dzień?
Poczułam jak coś się we mnie gotuje, robię przecież dla tego miasta wszystko co mogę, zrezygnowałam nawet z rodzinnych wycieczek bo w dzień odsypiam moją nocną prace. a teraz tak mi dziękują, czepiają się tego że nie umiem w jeden dzień pokonać całego zła na tej ziemi?
-No jasne w końcu to nie jest mój dom, nie ja go kupiłam, nic w tym domu nie jest moje!
Krzyczała moja siostra na ojca.
-Dzień dobry.Powiedziałam, odwracając ich uwagę od kłótni, właściwie w głębi ducha cieszyłam się że od rana się darli bo dzięki temu nie zaspałam. Kiedy siadłam do stołu, wszyscy umilkli. Nie pamiętałam kiedy ostatnio jedliśmy razem posiłek. Głównie z mojej winy. Moja rodzina myślała że codziennie wychodzę bawić się ze znajomymi, czasem chciałam im powiedzieć ale nie mogli znać prawdy.
-No proszę, czyli dalej tu mieszkasz? Tak rzadko się pokazujesz że zaczęliśmy w to wątpić
odezwał się mój ojciec kiedy zaczęłam jeść.-Natomiast to że wy tu dalej mieszkacie można usłyszeć od razu.
-Masz na dzisiaj jakieś plany?
Zapytała moja matka, chyba miała nadzieję że porobimy coś razem. Jak zwykle musiałam skłamać.
-Jadę pomóc koledze. Nie wrócę wcześniej jak przed 12.Kiwnęli lekko głowami, przywykli że niszczę im plany. Nie chcąc wdawać się w dłuższą dyskusje skończyłam jeść i miałam właśnie pójść na górę kiedy mój wzrok przykuły wiadomości.
-Niestety to już 3 ofiara. Wszystkie zostały znalezione martwe ze sporym ubytkiem krwi i śladami kłów na szyi sceptycy podejrzewają o ataki wampira jednak jest to zbyt poważna sprawa by się z niej śmiać.
Wsłuchana w głos spikera nie dostrzegałam nawet jak bardzo dziwnie się zachowuję. Jak zahipnotyzowana podeszłam do telewizora i przygłośniłam na max głośność.-Prosimy o zachowanie ostrożności, według badań lekarzy ofiary były atakowane w dzień, w mało zaludnionych miejscach. Czyżby nasza bohaterka, nasza gwiazda nadziei nie była w stanie nic zdziałać w dzień?
Poczułam jak coś się we mnie gotuje, robię przecież dla tego miasta wszystko co mogę, zrezygnowałam nawet z rodzinnych wycieczek bo w dzień odsypiam moją nocną prace. a teraz tak mi dziękują, czepiają się tego że nie umiem w jeden dzień pokonać całego zła na tej ziemi?
-Emm.. Kamila wszystko w porządku?
Zapytała moja siostra, musiałam trząść się ze złości skoro mnie o to zapytała.
-Tak wszystko w porządku. Tylko zirytowało mnie to że tak nie doceniają tej... jak jej tam, mrocznej gwiazdy nadziej. Nie jest bogiem, a oni oczekują od niej niewiadomo czego.
-Taa... chyba tak.
Nie ciągnąc dalej rozmowy poszłam do swojego pokoju. Spakowałam maskę oraz pelerynę, ubrałam się na czarno, jak zwykle i starannie schowałam miecz żeby nie zobaczyła go przypadkiem moja rodzina. Kiedy wychodziłam z domu dochodziła dziewiąta. Dobiegłam na przystanek w ostatniej chwili bo właśnie odjeżdżał jedyny dziś autobus którym dojechałabym do domu Patricka. Wysiadając na ostatnim przystanku autobus był jak zwykle pusty. kiedy odjechał założyłam maskę, pelerynę i wyciągnęłam miecz. było wpół do dwunastej. szybkim, o wiele pewniejszym krokiem niż wczoraj zapukałam do drzwi. Po chwili otworzył je Patrick w piżamie, kiedy mnie zobaczył uśmiechnął się i powiedział.
Zapytała moja siostra, musiałam trząść się ze złości skoro mnie o to zapytała.
-Tak wszystko w porządku. Tylko zirytowało mnie to że tak nie doceniają tej... jak jej tam, mrocznej gwiazdy nadziej. Nie jest bogiem, a oni oczekują od niej niewiadomo czego.
-Taa... chyba tak.
Nie ciągnąc dalej rozmowy poszłam do swojego pokoju. Spakowałam maskę oraz pelerynę, ubrałam się na czarno, jak zwykle i starannie schowałam miecz żeby nie zobaczyła go przypadkiem moja rodzina. Kiedy wychodziłam z domu dochodziła dziewiąta. Dobiegłam na przystanek w ostatniej chwili bo właśnie odjeżdżał jedyny dziś autobus którym dojechałabym do domu Patricka. Wysiadając na ostatnim przystanku autobus był jak zwykle pusty. kiedy odjechał założyłam maskę, pelerynę i wyciągnęłam miecz. było wpół do dwunastej. szybkim, o wiele pewniejszym krokiem niż wczoraj zapukałam do drzwi. Po chwili otworzył je Patrick w piżamie, kiedy mnie zobaczył uśmiechnął się i powiedział.
-O nie spodziewałem się ciebie, jesteś bardzo wcześnie.
Po
pierwsze jak to się nie spodziewałeś? Miałam się zjawić dzisiaj w
południe. A po 2 myślałam że wampiry nie śpią więc po co ci piżama?
-Byłaś taka zła jak wychodziłaś więc myślałem że nie przyjdziesz. I tak, śpią.
-Moim obowiązkiem było tu przyjść.
-Nadal jestem głodny a ten wampir bawi się w najlepsze.
-Też o tym słyszałam.
-Zaczekaj na mnie, wejdź a ja pójdę się przebrać.
Kiedy Patrik poszedł na górę ja usiadłam w fotelu, po 25 minutach zszedł na dół, ubrany w swój codzienny strój.
-Wiesz że zaraz będzie południe? Co tak długo robiłeś?
-Ty chcesz dzisiaj go przyzwać?!
-A myślisz że po co tu przyszłam?
-Aha więc jak go przyzwie a ty go zabijesz to już się nie zobaczymy tak?
-Aha więc jak go przyzwie a ty go zabijesz to już się nie zobaczymy tak?
-Obiecałam ci pomóc z tą klątwą czyż nie?
-A no tak… Ahrr.. co za ból
Powiedział łapiąc się za głowę.
-Mówiłeś, że sobie poradzisz z jedzeniem.
-Jestem ciekaw jak.
Powiedział opierając się ręką o stół
-Mówiłeś że sobie poradzisz.
-Kłamałem
-To nie mój problem.
-No dobra, chodźmy.
Poszłam
za nim. Wychodząc z domu założył na głowę kaptur i poszedł za dom. Tam
narysował na ziemi pentagram i zwrócił się do mnie.
-Jesteś gotowa? Przez jakiś czas mnie nie będzie.
-Prawie, masz dla mnie jakieś rady? Potrzebuję czosnku czy drewnianego kołka?
-Walcz mieczem, nie pozwól mu się zranić bo przejmie nad tobą kontrole.
Kiwnęłam głową i wyciągnęłam miecz.
-Jestem gotowa.
-Zaczynajmy więc.
Wyjął
nóż rytualny i przeciął sobie rękę, krew spłynęła na pentagram i potem z
niego zaczęło się wydobywać jasne światło. Stałam w bezruchu patrząc na
źródło światła. Wtedy Patrick zniknął w smudze czarnego dymu a na jego
miejsce pojawił się bląd włosy mężczyzna z ogromna kosą.
-A więc to ty! Nie myśl że upiecze ci się to co zrobiłeś! Zapłacisz za wszystko.
Początkowy
szok spowodowany przeniesieniem się do innego miejsca szybko znikną.
Wampir przyjął pozycje obronną i śmiejąc się powiedział.
-Hehe no to dajesz mała!
-No to jesteś martwy
-Haha
-Okradanie szpitali i niszczenie mojego zaufania wśród ludzi to jedno, ale za nazwanie mnie ,,mała" zginiesz.
Wiedziałam
że nie jestem mordercą, kiedy spotkałam Patrika po raz pierwszy
darowałam mu życie, pewnie darowałabym je każdemu wampirowi ale nie
takiemu jak ten, wiedziałam że to będzie trudne ale nie widziałam innego
wyjścia. Wtedy on nagle znikną i pojawił się tuż za mną, zamachnął się
by mnie zaatakować, ale w tym samym czasie ja też wykonałam cios,
jednocześnie zasłaniając się przed jego atakiem. Wtedy on ponownie
zniknął i pojawił się ponownie za mną, odwróciłam się i zadałam cios
prosto przed siebie. Mój miecz świsnął przecinając powietrze ale
Itatsuke złapał je w locie.
-Tylko na tyle cie stać?
Starałam się ukryć uśmiech kiedy mój miecz zaczął płonąć.
-A to co! Czym ty jesteś do cholery!?
Krzyknął puszczając mój miecz i odsuwając się do tyłu.
Uśmiechnęłam się z
satysfakcją. Całe szczęście że jestem jedynym szamanem ognia. Inaczej
mógłby się dowiedzieć że władając ogniem mogłam przesłać płomienie przez
ostrze miecza.
-Szaman ognia, bohater tego miasta, mroczna gwiazda nadziei.
-Bohater, co?
-Tak i dlatego moim obowiązkiem jest cię zabić.
-Jestem Itatsuke Kotetsu twój oprawca
Uśmiechnął się.
-Mroczna gwiazda nadziei osoba która cię zniszczy.
-HAHA! Ty?!
korzystając z chwili kiedy był rozkojarzony zamachnęłam się mieczem, błyskawicznie zasłonił się kosą.
-Całkiem nieźle.
Właśnie
w tej chwili jego kosa pękła a on sam upadł na ziemię. W jego oczach
pojawiła się żądza mordu, wstał i zaczął biec w moją stronę.
-Ty… zabije cie!
Miałam
bardzo mało czasu zwłaszcza przy jego prędkości. Ale byłam gotowa.
Przeprowadziłam strumień ognia przez miecz i przecięłam powietrze
tworząc falę ognia lecącą w wampira. Widziałam jak cios rani boleśnie
przedramię Itatsuke. Mocno ranny przedarł się przez falę i zadał cios w
moją stronę, widziałam jak przecina moje ramie z którego tryska krew.
Zaraz potem padł na ziemie… umierał
-Mroczna gwiazda nadziei, obyś zapamiętał to imię w drugim świecie albowiem jest to imię osoby która cię tam posłała.
-Ty.. ale jak?
Wyszeptał i umarł, usłyszałam za sobą głos Patricka.
-Nie będzie drugiego świata.
Trzymając się za ramie odwróciłam się w jego stronę.
-Dobra robota.
Powiedział uśmiechając się.
-Wiem
-A teraz wracajmy do domu.
Modląc się żeby nie zauważył rany poszłam za nim. Kiedy wszedł do domu odwrócił się.
-O nie, ty krwawisz.
-Nic mi nie jest. Bywało gorzej.
Zaczął patrzeć obłąkanym wzrokiem po pokoju. W końcu spojrzał na krwawiące ramie i powiedział,
-Proszę daj mi choć trochę.
Wyciągnęłam
ramie w jego stronę. Podszedł i zaczął spijać krew z mojego ramienia.
Odwróciłam głowę i zacisnęłam pięści. Widziałam jak pulsują mu żyły, w
końcu puścił.
-Dziękuję.
-Wiesz gdzie on schował krew?
-Moje zmysły się wyostrzyły, dam rade. Zwrócę krew szpitalowi. Ty możesz wracać do domu. Chociaż może najpierw opatrze ci rane.
-Będzie lepiej jeżeli ja oddam krew. Zajmę się też swoją raną. Po prostu pokaż mi gdzie jest.
-W porządku. Nie lubisz gdy ktoś ci pomaga?
Założył kaptur i wyszedł z domu. Skierował się w przeciwną stronę niż miasto.
-Nie bardzo, poza tym. Władając ogniem muszę specjalnie dobierać leki
-Jakie leki?
-opatrunki,
woda utleniona, leki ze zbyt wielką zawartością wodnych substancji, lub
takie które trzeba popijać wodą, te ze zbyt wielką ilością wody mogą
zaszkodzić moim mocom.
-Gorąca z ciebie dziewczyna
Powiedział
i się uśmiechną. Najpierw spojrzałam na niego zabójczym spojrzeniem po
czym wyjęłam miecz i zatrzymałam go przykładając mu go do gardła.
-Już dobrze taki żart. Spokojnie nie i tak mnie nie zabijesz.
-nie wiem czy głód przytępił ci zmysły czy masz słaba pamięć więc ci przypomnę co wczoraj powiedziałam.
-He?
-bardziej od ludzi takich jak ty nienawidzę ludzi którzy traktują mnie jak dziewczynę, zapamiętaj to sobię do końca życia.
-No dobrze szamanie.
Schowałam miecz. Patrick znowu poszedł przed siebie.
-Pewnie masz problem ze znalezieniem przyjaciół
-Nie potrzebuję przyjaciół
-Każdy ich potrzebuje nawet ja
-Ludzie nie są godni zaufania i tak w końcu cię zostawią
-Kto mówi o ludziach
-Ludzie, wampiry, wilkołaki, elfy, to i tak są ludzie.
-Skąd u ciebie taki pesymizm?
-Zbyt wiele przeszłam by mogło być inaczej
-Może te złe wspomnienia zastąpisz nowymi, dobrymi
-świat jest zbyt zły by pamiętać tylko o dobrych chwilach
-Próbuj choć raz się oderwać od pracy i się trochę rozerwać
-Nie mówię w tej chwili o pracy, tylko o normalnym życiu
-A jakie życie wolisz? Bohatera czy te prywatne
-Bohatera, wtedy przynajmniej ludzie mnie dostrzegają
-Rozumiem problemy rodzinne, ja chciałbym mieć problemy rodzinne
-Kto mówił o rodzinie?
Szliśmy
potem w ciszy przez najbliższe 1,5 godziny, potem doszliśmy do
opuszczonego garażu. Patrząc na Patrika widziałam że to tu. Weszłam do
środka. Znalazłam tam 25l krwi. Nie zdążyłam wyjść z szoku kiedy usłyszałam Patrika.
-O rany boskie ile tego jest
-Nie sądziłam że będzie tak mało.
-A to pijak.
-trudno wezmę to co jest.
Zauważyłam jak Patrik sięga po jeden z pięciu woreczków z krwią.
-Weź ją sobie.
Wzięłam pozostałe 20l i skierowałam się do wyjścia.
Naprawdę mogę to wziąć?? Dziękuję ci Mroczna Gwiazdo Nadziei.
Nie
odwracając się w jego stronę machnęłam ręką na pożegnanie. Patrik też
poszedł do swojego domu. Jak tylko dostałam się do miasta udałam się do
szpitala. wchodząc tam zrobiłam niemałą sensacje. ekspedientka na mój
widok nie mogła się nadziwić, założę się że nie spodziewała się wizyty
bohatera w tym mieście.
-W... w czym mogę pomóc? Pani... mroczna gwiazdo nadziei?
Wyciągnęłam w jej stronę woreczki ze skradzioną krwią.
-Mam nadzieję że to pomoże, więcej się niestety nie dało uratować.
-Dziękuję...dziękuję za...
-Nie musicie mi dziękować. To mój obowiązek.
Zostawiłam
krew i wyszłam ze szpitala. Musiałam się jeszcze udać do Shinry, miałam
nadzieję że nie będzie zły, właściwie dobrze się złożyło bo chciałam
zapytać czy nic nie jest Katrine, i w razie czego ustalić wspólne
zeznania przed pójściem do szkoły. Kiedy byłam przed jego drzwiami rana
już poważnie dawała o sobie znać. Kilka sekund po tym jak zadzwoniłam
drzwi otworzyły się z hukiem. Shinra miał zdecydowanie zły humor. A mój
widok w takim stanie z pewnością go nie poprawił. Z jego oczu wydobywały
się błyskawice.
-Coś… ty sobie zrobiła,
Poczułam
się jak dziecko które miało zaraz dostać ochrzan za zniszczenie
rodzinnej pamiątki, i chyba właśnie taki wyraz twarzy miałam.
-Walczyłam, przecież to moja praca.
Na chwile odzyskałam pewność siebie.
-Jak dawno walczyłaś.
-Właściwie to..
-Miałaś zaraz po walce możliwość przyjścia tutaj?
-No w pewnym sensie..
-Mogłaś to coś co cię potrzymało zrobić potem?
-No tak ale..
-Jeszcze jedno pytanie.
Cieszyłam
się że Shinra zwykle był spokojną osobą bo inaczej za każdą moją wizytą
u niego byłabym przerażona. Patrzyłam na niego czekając na pytanie.
-CZY TOBIE DO KOŃCA ODBIŁO?!!
Tym
razem nie dał mi nawet zacząć odpowiedzi. Wszedł do domu żeby
przyszykować się do odkażania mojej rany. Weszłam za nim i usiadłam na
leżance czekając aż wróci.
-Módl się żeby nie było infekcji. Naprawdę nie znam drugiego takiego idioty.
-Masz racje, nikt normalny by do ciebie nie przyszedł kiedy jesteś w tak złym humorze.
Widziałam
jak się uśmiecha, trochę mi ulżyło bo czułam się zdecydowanie lepiej
gdy to ja charakterem przerażałam ludzi. Na chwilę moje życie wróciło do
swojego normalnego stanu, sprzed poznania Patricka. Zastanawiałam się
jak będę musiała mu pomóc zdjąć klątwę