sobota, 26 maja 2012

Część III- Przelana krew

Następnego dnia, w niedzielę, około ósmej obudziły mnie głośne krzyki mojej rodziny. jak zwykle kłócili się o byle co, z tego co słyszałam znowu poszło o jakąś grę, tylko czemu o ósmej rano? Jeszcze w piżamie zeszłam na dół.

-No jasne w końcu to nie jest mój dom, nie ja go kupiłam, nic w tym domu nie jest moje!
Krzyczała moja siostra na ojca.

-Dzień dobry
.Powiedziałam, odwracając ich uwagę od kłótni, właściwie w głębi ducha cieszyłam się że od rana się darli bo dzięki temu nie zaspałam. Kiedy siadłam do stołu, wszyscy umilkli. Nie pamiętałam kiedy ostatnio jedliśmy razem posiłek. Głównie z mojej winy. Moja rodzina myślała że codziennie wychodzę bawić się ze znajomymi, czasem chciałam im powiedzieć ale nie mogli znać prawdy.

-No proszę, czyli dalej tu mieszkasz? Tak rzadko się pokazujesz że zaczęliśmy w to wątpić
odezwał się mój ojciec kiedy zaczęłam jeść.-Natomiast to że wy tu dalej mieszkacie można usłyszeć od razu.

-Masz na dzisiaj jakieś plany?

Zapytała moja matka, chyba miała nadzieję że porobimy coś razem. Jak zwykle musiałam skłamać.

-Jadę pomóc koledze. Nie wrócę wcześniej jak przed 12.Kiwnęli lekko głowami, przywykli że niszczę im plany. Nie chcąc wdawać się w dłuższą dyskusje skończyłam jeść i miałam właśnie pójść na górę kiedy mój wzrok przykuły wiadomości.

-Niestety to już 3 ofiara. Wszystkie zostały znalezione martwe ze sporym ubytkiem krwi i śladami kłów na szyi
sceptycy podejrzewają o ataki wampira jednak jest to zbyt poważna sprawa by się z niej śmiać.
Wsłuchana w głos spikera nie dostrzegałam nawet jak bardzo dziwnie się zachowuję. Jak zahipnotyzowana podeszłam do telewizora i przygłośniłam  na max głośność.-Prosimy o zachowanie ostrożności, według badań lekarzy ofiary były atakowane w dzień, w mało zaludnionych miejscach. Czyżby nasza bohaterka, nasza gwiazda nadziei nie była w stanie nic zdziałać w dzień?
Poczułam jak coś się we mnie gotuje, robię przecież dla tego miasta wszystko co mogę, zrezygnowałam nawet z rodzinnych wycieczek bo w dzień odsypiam moją nocną prace. a teraz tak mi dziękują, czepiają się tego że nie umiem w jeden dzień pokonać całego zła na tej ziemi?
-Emm.. Kamila wszystko w porządku?

Zapytała moja siostra, musiałam trząść się ze złości skoro mnie o to zapytała.

-Tak wszystko w porządku. Tylko zirytowało mnie to że tak nie doceniają tej... jak jej tam, mrocznej gwiazdy nadziej. Nie jest bogiem, a oni oczekują od niej niewiadomo czego.

-Taa... chyba tak.

Nie ciągnąc dalej rozmowy poszłam do swojego pokoju. Spakowałam maskę oraz pelerynę, ubrałam się na czarno, jak zwykle i starannie schowałam miecz żeby nie zobaczyła go przypadkiem moja rodzina. Kiedy wychodziłam z domu dochodziła dziewiąta. Dobiegłam na przystanek w ostatniej chwili bo właśnie odjeżdżał jedyny dziś autobus którym dojechałabym do domu Patricka. Wysiadając na ostatnim przystanku autobus był jak zwykle pusty. kiedy odjechał założyłam maskę, pelerynę i wyciągnęłam miecz. było wpół do dwunastej. szybkim, o wiele pewniejszym krokiem niż wczoraj zapukałam do drzwi.  Po chwili otworzył je Patrick w piżamie, kiedy mnie zobaczył uśmiechnął się i powiedział.
-O nie spodziewałem się ciebie, jesteś bardzo wcześnie.
Po pierwsze jak to się nie spodziewałeś? Miałam się zjawić dzisiaj w południe. A po 2 myślałam że wampiry nie śpią więc po co ci piżama?
-Byłaś taka zła jak wychodziłaś więc myślałem że nie przyjdziesz. I tak, śpią.
-Moim obowiązkiem było tu przyjść.
-Nadal jestem głodny a ten wampir bawi się w najlepsze.
-Też o tym słyszałam.
-Zaczekaj na mnie, wejdź a ja pójdę się przebrać.
Kiedy Patrik poszedł na górę ja usiadłam w fotelu, po 25 minutach zszedł na dół, ubrany w swój codzienny strój.
-Wiesz że zaraz będzie południe? Co tak długo robiłeś?
-Ty chcesz dzisiaj go przyzwać?!
-A myślisz że po co tu przyszłam?

-Aha więc jak go przyzwie a ty go zabijesz to już się nie zobaczymy tak?
-Obiecałam ci pomóc z tą klątwą czyż nie?
-A no tak… Ahrr.. co za ból
Powiedział łapiąc się za głowę.
-Mówiłeś, że sobie poradzisz z jedzeniem.
-Jestem ciekaw jak.
Powiedział opierając się ręką o stół
-Mówiłeś że sobie poradzisz.
-Kłamałem
-To nie mój problem.
-No dobra, chodźmy.
Poszłam za nim. Wychodząc z domu założył na głowę kaptur i poszedł za dom. Tam narysował na ziemi pentagram i zwrócił się do mnie.
-Jesteś gotowa? Przez jakiś czas mnie nie będzie.
-Prawie, masz dla mnie jakieś rady? Potrzebuję czosnku czy drewnianego kołka?
-Walcz mieczem, nie pozwól mu się zranić bo przejmie nad tobą kontrole.
Kiwnęłam głową i wyciągnęłam miecz.
-Jestem gotowa.
-Zaczynajmy więc.
Wyjął nóż rytualny i przeciął sobie rękę, krew spłynęła na pentagram i potem z niego zaczęło się wydobywać jasne światło. Stałam w bezruchu patrząc na źródło światła. Wtedy Patrick zniknął w smudze czarnego dymu a na jego miejsce pojawił się bląd włosy mężczyzna z ogromna kosą.
-A więc to ty! Nie myśl że upiecze ci się to co zrobiłeś! Zapłacisz za wszystko.
Początkowy szok spowodowany przeniesieniem się do innego miejsca szybko znikną. Wampir przyjął pozycje obronną i śmiejąc się powiedział.
-Hehe no to dajesz mała!
-No to jesteś martwy
-Haha
-Okradanie szpitali i niszczenie mojego zaufania wśród ludzi to jedno, ale za nazwanie mnie ,,mała" zginiesz.
Wiedziałam że nie jestem mordercą, kiedy spotkałam Patrika po raz pierwszy darowałam mu życie, pewnie darowałabym je każdemu wampirowi ale nie takiemu jak ten, wiedziałam że to będzie trudne ale nie widziałam innego wyjścia. Wtedy on nagle znikną i pojawił się tuż za mną, zamachnął się by mnie zaatakować, ale w tym samym czasie ja też wykonałam cios, jednocześnie zasłaniając się przed jego atakiem. Wtedy on ponownie zniknął i pojawił się ponownie za mną, odwróciłam się i zadałam cios prosto przed siebie. Mój miecz świsnął przecinając powietrze ale Itatsuke złapał je w locie.
-Tylko na tyle cie stać?
Starałam się ukryć uśmiech kiedy mój miecz zaczął płonąć.
-A to co! Czym ty jesteś do cholery!?
Krzyknął puszczając mój miecz i odsuwając się do tyłu.
Uśmiechnęłam się  z satysfakcją. Całe szczęście że jestem jedynym szamanem ognia. Inaczej mógłby się dowiedzieć że władając ogniem mogłam przesłać płomienie przez ostrze miecza.
-Szaman ognia, bohater tego miasta, mroczna gwiazda nadziei.
-Bohater, co?
-Tak i dlatego moim obowiązkiem jest cię zabić.
-Jestem Itatsuke Kotetsu twój oprawca
Uśmiechnął się.
-Mroczna gwiazda nadziei osoba która cię zniszczy.
-HAHA! Ty?!
korzystając  z chwili kiedy był rozkojarzony zamachnęłam się mieczem, błyskawicznie zasłonił się kosą.
-Całkiem nieźle.
Właśnie w tej chwili jego kosa pękła a on sam upadł na ziemię. W jego oczach pojawiła się żądza mordu, wstał i zaczął biec w moją stronę.
-Ty… zabije cie!
Miałam bardzo mało czasu zwłaszcza przy jego prędkości. Ale byłam gotowa. Przeprowadziłam strumień ognia przez miecz i przecięłam powietrze tworząc falę ognia lecącą w wampira. Widziałam jak cios rani boleśnie przedramię Itatsuke. Mocno ranny przedarł się przez falę i zadał cios w moją stronę, widziałam jak przecina moje ramie z którego tryska krew. Zaraz potem padł na ziemie… umierał
-Mroczna gwiazda nadziei, obyś zapamiętał to imię w drugim świecie albowiem jest to imię osoby która cię tam posłała.
-Ty.. ale jak?
Wyszeptał i umarł, usłyszałam za sobą głos Patricka.
-Nie będzie drugiego świata.
Trzymając się za ramie odwróciłam się w jego stronę.
-Dobra robota.
Powiedział uśmiechając się.
-Wiem
-A teraz wracajmy do domu.
Modląc się żeby nie zauważył rany poszłam za nim. Kiedy wszedł do domu odwrócił się.
-O nie, ty krwawisz.
-Nic mi nie jest. Bywało gorzej.
Zaczął patrzeć obłąkanym wzrokiem po pokoju. W końcu spojrzał na krwawiące ramie i powiedział,
-Proszę daj mi choć trochę.
Wyciągnęłam ramie w jego stronę. Podszedł i zaczął spijać krew z mojego ramienia. Odwróciłam głowę i zacisnęłam pięści. Widziałam jak pulsują mu żyły, w końcu puścił.
-Dziękuję.
-Wiesz gdzie on schował krew?
-Moje zmysły się wyostrzyły, dam rade. Zwrócę krew szpitalowi. Ty możesz wracać do domu. Chociaż może najpierw opatrze ci rane.
-Będzie lepiej jeżeli ja oddam krew. Zajmę się też swoją raną. Po prostu pokaż mi gdzie jest.
-W porządku. Nie lubisz gdy ktoś ci pomaga?
Założył kaptur i wyszedł z domu. Skierował się w przeciwną stronę niż miasto.
-Nie bardzo, poza tym. Władając ogniem muszę specjalnie dobierać leki
-Jakie leki?
-opatrunki, woda utleniona, leki ze zbyt wielką zawartością wodnych substancji, lub takie które trzeba popijać wodą, te ze zbyt wielką ilością wody mogą zaszkodzić moim mocom.
-Gorąca z ciebie dziewczyna
Powiedział i się uśmiechną. Najpierw spojrzałam na niego zabójczym spojrzeniem po czym wyjęłam miecz i zatrzymałam go przykładając mu go do gardła.
-Już dobrze taki żart. Spokojnie nie i tak mnie nie zabijesz.
-nie wiem czy głód przytępił ci zmysły czy masz słaba pamięć więc ci przypomnę co wczoraj powiedziałam.
-He?
-bardziej od ludzi takich jak ty nienawidzę ludzi którzy traktują mnie jak dziewczynę, zapamiętaj to sobię do końca życia.
-No dobrze szamanie.
Schowałam miecz. Patrick znowu poszedł przed siebie.
-Pewnie masz problem ze znalezieniem przyjaciół
-Nie potrzebuję przyjaciół
-Każdy ich potrzebuje nawet ja
-Ludzie nie są godni zaufania i tak w końcu cię zostawią
-Kto mówi o ludziach
-Ludzie, wampiry, wilkołaki, elfy, to i tak są ludzie.
-Skąd u ciebie taki pesymizm?
-Zbyt wiele przeszłam by mogło być inaczej
-Może te złe wspomnienia zastąpisz nowymi, dobrymi
-świat jest zbyt zły by pamiętać tylko o dobrych chwilach
-Próbuj choć raz się oderwać od pracy i się trochę rozerwać
-Nie mówię w tej chwili o pracy, tylko o normalnym życiu
-A jakie życie wolisz? Bohatera czy te prywatne
-Bohatera, wtedy przynajmniej ludzie mnie dostrzegają
-Rozumiem problemy rodzinne, ja chciałbym mieć problemy rodzinne
-Kto mówił o rodzinie?
Szliśmy potem w ciszy przez najbliższe 1,5 godziny, potem doszliśmy do opuszczonego garażu. Patrząc na Patrika widziałam że to tu. Weszłam do środka.  Znalazłam tam 25l krwi. Nie zdążyłam wyjść z szoku kiedy usłyszałam Patrika.
-O rany boskie ile tego jest
-Nie sądziłam że będzie tak mało.
-A to pijak.
-trudno wezmę to co jest.
Zauważyłam jak Patrik sięga po jeden z pięciu woreczków z krwią.
-Weź ją sobie.
Wzięłam pozostałe 20l i skierowałam się do wyjścia.
Naprawdę mogę to wziąć?? Dziękuję ci Mroczna Gwiazdo Nadziei.
Nie odwracając się w jego stronę machnęłam ręką na pożegnanie. Patrik też poszedł do swojego domu. Jak tylko dostałam się do miasta udałam się do szpitala. wchodząc tam zrobiłam niemałą sensacje. ekspedientka na mój widok nie mogła się nadziwić, założę się że nie spodziewała się wizyty bohatera w tym mieście.
-W... w czym mogę pomóc? Pani... mroczna gwiazdo nadziei?
Wyciągnęłam w jej stronę woreczki ze skradzioną krwią.
-Mam nadzieję że to pomoże, więcej się niestety nie dało uratować.
-Dziękuję...dziękuję za...
-Nie musicie mi dziękować. To mój obowiązek.
Zostawiłam krew i wyszłam ze szpitala. Musiałam się jeszcze udać do Shinry, miałam nadzieję że nie będzie zły, właściwie dobrze się złożyło bo chciałam zapytać czy nic nie jest Katrine, i w razie czego ustalić wspólne zeznania przed pójściem do szkoły. Kiedy byłam przed jego drzwiami rana już poważnie dawała o sobie znać. Kilka sekund po tym jak zadzwoniłam drzwi otworzyły się z hukiem. Shinra miał zdecydowanie zły humor. A mój widok w takim stanie z pewnością go nie poprawił. Z jego oczu wydobywały się błyskawice.
-Coś… ty sobie zrobiła,
Poczułam się jak dziecko które miało zaraz dostać ochrzan za zniszczenie rodzinnej pamiątki, i chyba właśnie taki wyraz twarzy miałam.
-Walczyłam, przecież to moja praca.
Na chwile odzyskałam pewność siebie.
-Jak dawno walczyłaś.
-Właściwie to..
-Miałaś zaraz po walce możliwość przyjścia tutaj?
-No w pewnym sensie..
-Mogłaś to coś co cię potrzymało zrobić potem?
-No tak ale..
-Jeszcze jedno pytanie.
Cieszyłam się że Shinra zwykle był spokojną osobą bo inaczej za każdą moją wizytą u niego byłabym przerażona. Patrzyłam na niego czekając na pytanie.
-CZY TOBIE DO KOŃCA ODBIŁO?!!    
Tym razem nie dał mi nawet zacząć odpowiedzi. Wszedł do domu żeby przyszykować się do odkażania mojej rany. Weszłam za nim i usiadłam na leżance czekając aż wróci.
-Módl się żeby nie było infekcji. Naprawdę nie znam drugiego takiego idioty.
-Masz racje, nikt normalny by do ciebie nie przyszedł kiedy jesteś w tak złym humorze.
Widziałam jak się uśmiecha, trochę mi ulżyło bo czułam się zdecydowanie lepiej gdy to ja charakterem przerażałam ludzi. Na chwilę moje życie wróciło do swojego normalnego stanu, sprzed poznania Patricka. Zastanawiałam się jak będę musiała mu pomóc zdjąć klątwę

wtorek, 22 maja 2012

Cześć II- cenna krew.

Następnego ranka wstałam koło 12, była sobota więc mogłam spać ile chce. Praca bohatera niestety była pracą na pełen etat
wstałam z łóżka i w piżmie powlokłam się do kuchni. Wzięłam miskę płatków i zaległam przed telewizorem włączyłam pierwszy kanał i natrafiłam akurat na wiadomości spiker w telewizji relacjonował coś stojąc przed szpitalem
-Tak, proszę państwa to naprawdę niesamowita. Pierwszy raz zdarza się że został okradziony szpital, i to bynajmniej nie z pieniędzy zostało skradzionych 40l krwi szpital w tym przypadku jest bezradny, nie mogą przeprowadzić operacji, możliwe że zgnie przez to sporo osób więcej wiadomości o 18
Drżącą ręką wyłączyłam telewizor w chwili kiedy kolejny spiker zaczął mówić o bohaterze którym oczywiście byłam ja. Wtedy usłyszałam pukanie do drzwi. Wstałam z kanapy, podeszłam do drzwi i otworzyłam je na oścież spodziewając się mojej siostry wracającej z imprezy ale w drzwiach stał listonosz, który wręczył mi list. Kiwnęłam głową w podzięce i zamknęłam drzwi. Zaskoczyło mnie że w miejscu gdzie powinno znajdować się moje imię i nazwisko przeczytałam ,,Mroczna Gwiazda nadziei”. Całe szczęście listonosz się nie zorientował o co chodzi, albo uznał że to jakiś żart.  List był napisany czerwonym pismem, wolałam się nie zastanawiać czy to był atrament czy krew.

Witaj Gwiazdeczko
To sk
ąd mam twój adres to już inna historia, mam nadzieję że już oglądałaś wiadomości. Nie zrozum mnie źle przecież nikogo nie zabił
em.
Z wyrazami szacunku, Patryk
PS DO
ŁĄCZAM MÓJ ADRES

-Jak dorwę tego wampira to go zabije, Nie ważne czy wampiry są żywe czy nie. A miałam zamiar zrobić sobie dzisiaj wolne.
Poszłam do pokoju, przebrałam się w czarną bluzkę i spodnie po czym spakowałam do torby moją pelerynę i maskę,
miecz tak przyczepiłam do paska żeby nie można było go zobaczyć, wychodząc zostawiłam na drzwiach kartkę do siostry
,,wychodzę, będę później, klucze schowałam do komórki, kod znasz. Do zobaczenia’’ spojrzałam jeszcze raz na list. wampir mieszkał kilka godzin drogi autobusem od mojego domu, w najbardziej opustoszałej dziennicy jaką znałam.  Zastanowiłam się co robię dopiero siedząc w autobusie. wtedy jak go spotkałam miałam przewagę, znałam lepiej miasto, władałam ogniem. Mogłabym go przytrzymać aż do wschodu słońca. ale w jego domu nie będę miała żadnych szans jeżeli dojdzie do walki. prawdopodobnie nie pada tam żadne światło. A może nawet ma tam jakie pułapki na osoby takie jak ja? starałam się uspokoić walące serce. Jestem przecież bohaterem, moim obowiązkiem jest się tam udać, w najgorszym wypadku ucieknę a dorwę go jak przyjdzie do miasta. Chciałam przestać o tym myśleć. Prawdopodobne nie zaprosił mnie na kolacje tylko rozmowę. Kolejne kilka godzin jazdy starałam się nie myśleć o tym o się może stać. Kiedy autobus dotarł na ostatni przystanek tylko ja jeszcze nie wysiadłam, nikt nie jeździł w te okolice i cudem jeszcze kursowały tam autobusy. Wysiadłam, nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenie kierowcy. Stał tam stary dom, wyglądał jak opuszczony 16 wieczny zamek., otaczały go bramy jak z wejścia na cmentarz. Na posiadłości rosły stare drzewa,  nie było tam    żadnej roślinności i wszystkie okna były pozasłaniane a tu nad ziemią unosiła się biała mgła. Zapowiadało się na burze.
Kiedy byłam pewna że autobus już odjechał wyjęłam z torby i założyłam pelerynę i maskę, wyjęłam też miecz żeby mieć do niego łatwy dostęp w razie walki. Podeszłam pod żelazną bramę, była otwarta. przeszedł mnie dreszcz.  Mieszkanie idealnie pasowało do wampira.  podeszłam do drzwi, była do nich przyczepiona kołatka w kształcie demona. Głuchy stukot przeszedł echem po posiadłości. Drzwi z przeraźliwym trzeszczeniem same się otworzyły, a przed nimi nikogo nie było. Weszłam niepewnym krokiem do domu. Za mną z głośnym hukiem drwi same się zamknęły. Poczułam czyjś oddech za plecami i usłyszałam znany mi już głos.
-Dzień dobry.
Odwróciłam się szybko i cofnęłam kilka kroków w tył, odruchowo wyciągnęłam miecz i skierowałam jego koniec w wampira.
Stał tam Patrik ubrany jak zwykle i w ręku trzymał kieliszek z czerwonym płynem.
-Witaj w moich skromnych progach.
*nie mogę teraz spanikować, uspokój się*
-Nie wyjeżdżaj mi tu teraz z powitaniami! Co to ma być?! Okradanie szptiali?!
-Obiecałem że nikogo nie zabije
-Zabijasz! Nie bezpośrednio ale ludzie przez ciebie tracą życie!
-Może przejdziemy do salonu? Nie chciałbym z tobą gadać na korytarzu.
Mimo że dalej miałam ochotę udusić tego wampira schowałam miecz i poszłam za nim, po wejściu na schody poszedł do dużego pokoju. Usiadł na fotelu popijając czarny płyn w kieliszku. Jego spokój mnie strasznie wkurzał.
-Wyjaśnisz mi to w końcu czy nie?!
-Nikogo nie okradłem. A to, to wino.
Powiedział pokazując kieliszek.
-mógłbyś łaskawie się nie zachowywać tak spokojnie! Okradłeś szpital!!!!
-Spokojnie.
-Jak mam być spokojna?!
-To nie ja okradłem szpital
-Odbierasz życia ludziom których ja... jak to nie ty?
-Po prostu
-to nie wiem. Masz zapewne kogoś kto to zrobił dla ciebie tak?
-Usiądź proszę, rozgość się. Jestem głodny i osłabiony. Jak tak dalej pójdzie to umrę.
-Kto okradł szpital?
Powiedziałam nie zważając na jego słowa.
-Mam podejrzenia.
-że niby kto jak nie ty?
-Inny wampir to oczywiste
-są jeszcze jakieś wampiry poza tobą?
Jest nas dużo. I są dwie klasy. Nocna - silniejsza i Dzienna – słabsza. Ja należę do tej pierwszej, jestem głową tej klasy.
-I kazałeś mi tu przyjechać po to żeby mi to powiedzieć?
-Nie. Irytuje mnie ten który okradł szpital
-Więc?
-Z moją wiedzą i twoją mocą możemy go pokonać. Co ty na to?
-Mam pracować z wampirem?
-Dlaczego nie?
*cholera, obawiam się że ma racje*
Ach, gdzie moje maniery, napijesz się czegoś?
-Nie pije alkocholu.
-Dobrze, nie mam raczej nic innego
Jego uprzejmość i to jak starał się odgrywać dobrego gospodarza jeszcze bardziej mnie wkurzało.
-Pomożesz mi zdjąć klątwę.
-Ostatnio wspominałeś coś o klątwie, o co chodzi?
Kiedyś jeden z moich przodków naraził się pewnemu nekromancie i ten rzucił na niego klątwę i na całą nasza rodzinę. Teraz jesteśmy skazani pić krew tylko ludzi i tylko tak możemy zahamować głód.
-Mhmm… a jak niby miałabym ci pomóc?
-To w między czasie. Pierw zajmijmy się wampirem
- chyba nie mam wyboru. co o nim wiesz?
Cieszę się (uśmiechnął się sympatycznie). Nazywa się Itatsuke Kotetsu i jest głową klasy dziennej. czyli ma nade mną przewagę. W przeciwieństwie do mnie może walczyć w nocy i w dzień. Ale ty możesz go zabić.
-Ech... gdzie go znajdę?
-O to się nie martw, ja go tu sprowadzę.
-czyli rozumiem że walka będzie w nocy?
-Niestety nie.
-to jak go tu sprowadzisz w dzień?
Klasę dzienna można prowadzić za pomocą zaklęcia które działa w południe. Będę się musiał trochę zranić.
-skoro sprowadzisz go tutaj to chyba będziesz mógł z nim walczyć w domu?
-Jak go sprowadzę będę słaby. I muszę go przyzwać na dworze.
-czyli wszystko na mojej głowie. Przynajmniej nie będziesz się plątał pod nogami. Pracowanie solo to coś co mi wychodzi najlepiej.
-To się cieszę (znów sympatyczny uśmiech)
Spojrzałam na niego zabójczym spojrzeniem.
-Co tak na mnie patrzysz?
-Nie lubię ludzi którzy zbyt często się uśmiechają, zwłaszcza podczas rozmowy ze mną.
-Nie lubisz gdy jestem miły?
nie przywykłam do ludzi którzy są dla mnie mili
odwróciłam wzrok w stronę ściany. Dla większości ludzi byłam nikim. Co prawda mroczna gwiazda nadziei była uwielbiana przez ludzi, ale kiedy zdejmowała maskę, kiedy stawała się Kamilą. Była nikim.
To zacznij. (znów uśmiech) Jestem ciekawy jaką piękność kryje się za tą maską.
Ponownie spojrzałam na niego zabójczym spojrzeniem i wychodząc z pokoju dodałam.
-Przyjadę jutro w południe.
-Już dobrze już dobrze.
Powiedział z zakłopotanym wyrazem twarzy.
*ten koleś mnie cholernie wkurza*
-Może zostałabyś na noc? Będziesz jechała w burzę?
-Tak będę. Rodzina się  będzie zastanawiać gdzie zniknęłam na cały dzień. Poza tym miasto mnie potrzebuje.
-Dobrze. Bezpiecznej drogi życzę.
Powiedział odprowadzając mnie do drzwi. Kiedy minęłam bramę, odwróciłam się. Patrik stał pry oknie. Krzyknęłam w jego stronę.
-Zapamiętaj sobię jedno! Jedyne czego nienawidzę bardziej od ludzi takich jak ty jest to kiedy traktują mnie jak dziewczynę!
Po czym odwróciłam się i szybkim krokiem ruszyłam na przystanek .
                               *
Patrick patrzył jak Gwiazda odchodzi w strugach deszczu, w duchu mówił sobie.
* ja uwielbiam takich jak ty, nieprzewidywalnych*

piątek, 18 maja 2012

Część I- pierwsze spotkanie


Wracałam razem z Katrine po lekcjach do domu, rozstałyśmy się kiedy musiała skręcić w boczną uliczkę żeby dojść do domu. Zaraz za nią skręcił dziwny facet w czarnym płaszczu, zwrócił moją uwagę i przez chwile patrzyłam w miejsce gdzie oboje zniknęli. po chwili usłyszałam krzyk Katrine szybko weszłam do budynku koło mnie który szczęśliwym trafem był  opuszczonym magazynem. zwinnym szybkim ruchem wyjęłam  pelerynę i maskę, w kilka sekund je założyłam i wyskoczyłam na dach budynku żeby zobaczyć jak daaleko jest Katrine. , zaledwie kilka metrów od miejsca w którym się rozstałyśmy zobaczyłam ją, leżała na ziemi pod ścianą a z jej głowy spływała krew, nad nią stał mężczyzna w czarnym płaszczu, prawdopodobnie walną ją o ścianę i rozwalił jej czaszkę, wtedy zauważam jak ów mężczyzna się nią pochyla a w nikłym świetle latarni zobaczyłam połyskujące kły. wyjęłam mój miecz, i bez zastanowienia zeskoczyłam z dachu. wymierzyłam cios prosto w człowieka... nie, wampira który miał zaraz zatopić kły w Katrine


kiedy byłam kilka metrów od nich, dalej lecąc w powietrzu i już szykując się do obcięcia
wampirowi głowy ten w pół sekundy wyprostował się i odbiegł kilka metrów w tył. upadłam lekko na ziemię i skierowałam koniec miecza w wampira, który wyciągną swój Artemis w moją strone mówiąc
-stój
Po czym rzucił się do ucieczki w ciemne uliczki.

tak bardzo chciałam pobiec za nim, żeby zapłacił za to co zrobił, ale w tej chwili zdrowie Katrine było ważniejsze. Uklęknęłam nad nią, straciła przytomność ale dalej żyła, na jej szyi nie było na szczęście śladów kłów, czyli zdążyłam. wyciągnęłam telefon, chciałam zadzwonić do szpitala ale to mogłoby być kłopotliwe dla mojego stanu super bohatera, wybrałam więc numer do mojego przyjaciela-lekarza, wiedział on i o mojej mocy i o tym że staram się pomagać ludziom. Po kilku sygnałach odezwał się głos w słuchawce, po streszczeniu przebiegu sytuacji obiecał że za kilka minut będzie.
Nie chciałam czekać ani chwili. Wiedziałam że jeżeli ruszę też w pogoń jeszcze będę mogła dorwać wampira, chociaż przy jego prędkości wcale to nie było takie pewne. Po 10-15 minutach podjechał pod zaułek czarny samochód, doskonale go znałam bo to właśnie nim jeździłam za kadym razem jak potrzebowałam opieki medycznej. Otworzyłam tylne drzwi i delikatnie położyłam na Katrine.
-Nic ci nie jest?
zapytał kierowca nie odwracając głowy
-nawet draśnięcia, zabierz ją do Shinry i wymyślcie jakąś dobrą wymówkę pamiętajcie że ona nie wie o tym że jestem bohaterem.
-Co planujesz?
ponownie zapytał kierowca
-dorwać tego wampira i wylać z niego każdą krople krwi którą wyssał z ludzi
-postaraj się nie zginąć
-o wampira powinieneś się martwić nie o mnie
zamknęłam drzwi czarnego samochodu i pobiegłam uliczką którą uciekł wampir. po przebiegnięciu kilku metrów z ciemności wyłoniła się czarna postać, nie widać by była uzbrojona.
-Szukasz czegoś?
odezwał się.
-To ciebie szukam wampirze!
Mówiąc to wyciągnęłam w jego stronę miecz
-Hehehe a czegóż to możesz ode mnie chcieć?
Powiedział trzymając rękę w kieszeni i powoli cos wyciągając.
-zapłacisz za każdą kroplę krwi która leży kilka metrów stąd
-Nikogo nie zabiłem, Przebudziłem się niedawno i nawet nie zdążyłem się posilić
-byś zabił gdybym jej nie uratowała
-Takie prawa natury.
-NIE JESTEŚ SHINIGAMIM BY DECYDOWAĆ O ŚMIERCI!
-To może masz lepszy pomysł jak nakarmić wampira?
Hę?
-ja... no..
-Więc?
zawahałam się przez chwile starając się coś wymyślić
-krew zwierząt, chyba ją też możecie pić?
-Raczej nie wiesz o klątwie
-o czym ty mówisz?
Kim ty jesteś? Nie przedstawiłaś się
-czemu miałabym sie przedstawiać komu takiemu jak ty?
-Bo tego wymaga dobre wychowanie
-zwykle nie zaprzyjaźniam się z osobami które chcę zabić moich przyjaciół
-Dobrze więc ja zacznę, Nazywam się Patrick van Lavender
Głowa rodziny Kifune
Powiedział wampir, ukłonił się i dodał.
-Nie wiedziałem że to twoja przyjaciółka
dalej stałam z wyciągniętym w jego stronę mieczem
-Wybacz mi proszę
Powiedział Patrick
-to że chciałeś zabić człowieka?
-Po co te nerwy w końcu ona żyje
-tylko dzięki mnie!
-A czy ludzie nie próbowali zabić wampirów
-do dzisiaj nawet nie wiedziałam o waszym istnieniu
-Dogadajmy się
chwile stałam milcząc potem powoli opuściłam miecz
-To witaj w klubie bo ja też pierwszy raz widzę kogoś takiego jak ty
Nastąpiła chwila ciszy, uznałam że ostatecznie też mogę się przedstawić.
-mówią na mnie mroczna gwiazda nadziei gdybym każdemu wyjawiała moje imię nie potrzebowałabym maski.
-Słuchaj wyglądasz mi na kogoś kto walczy z tak zwanym złem tak?
-można tak powiedzieć
-Więc, ty obezwładniasz swoich wrogów a ja pije ich krew co ty na to?
-chcesz żebym pomogła ci zabijać ludzi?! ja ich ratuje
-Nie. Chce ci pomóc pokonać twoich wrogów
-nie zabijam nawet jak kogoś nienawidzę inaczej połowa mojej szkoły byłaby martwa
Więc jesteś uczennicą tak? Hmm?
*serce zaczęło mi walić w piersi*
*byłam zbyt nieostrożna*
-Boisz się??
Zapytał ponownie.
-chyba ci odbiło, niby czego miałabym się bać?
*bałam się*
-Potrafię wyczuć strach
-głód przytępił ci zmysły
*cholera, jest źle*
-Jesteś uczennicą i jak mniemam twoja koleżanka chodzi do tej samej szkoły co ty
*muszę szybko zmienić temat*
-A szkoła jest chyba nie daleko
Więc...
-zamknij się.
-Czemu mnie słuchasz zamiast mnie od razu zabić?
bo tego wymaga dobre wychowanie jednak muszę ratować ludzi, to mój obowiązek, a więc muszę też cię zabić.
-Zrobimy tak.. Ty darujesz mi życie a ja obiecuje że nie zabije żadnego człowieka jeśli ten nie zaatakuje. Zgoda?
-więc co będziesz jadł?
-O to się nie martw. Powoli wstaje słońce.
*nie umiem zabijać, dobrze wiem  tym*
-Cholera już dzień?
Powiedział wampir patrząc w wychodzące powoli słońce.
-wynoś się
Powiedziałam Ne patrząc w jego stronę.
Muszę już iść ale jeszcze się spotkamy Gwiazdeczko
*czemu zależy mi na tym by żył? To morderca*
Chwile potem znikną w uliczce.
-jak on mnie cholernie wkurza, za to gwiazdeczko  jeszcze mu się oberwie.