Kiedy tylko
otworzyłam oczy, zobaczyłam nad sobą baldachim łóżka, w którym spałam.
Nietrzeźwy jeszcze mózg nie był w stanie przypomnieć sobie faktów z
poprzedniego wieczora. Dopiero po kilku minutach przypomniało mi się co się
wczoraj stało. Automatycznie podniosłam się z łóżka, i szybko się zaczęłam
zbierać. Nie miałam ochoty dzisiejszego dnia spotkać Patricka, przynajmniej nie
teraz. Poprzedniej nocy byłam wręcz śmiesznie niezradna. Wiedziałam że jeżeli
mi będzie wypominał jak bardzo był mi potrzebny, to się zastrzelę. Złapałam
szybko miecz, który dostałam na gwiazdkę od Patricka i skierowałam się w stronę
drzwi.
- Witam,
nie zostajesz na śniadaniu?
Stałam jak
wryta, w progu, kiedy zobaczyłam przed sobą Patricka.
- Emm...
nie dzięki, spieszę się, mam masę pracy.
- Myślałem,
że zostajesz na kilka dni.
-
Chciałabym, ale nie chcę nadużywać twojej gościnności i tak dalej, i tak się
zasiedziałam.
Wyminęłam
go i szybkim krokiem skierowałam się do głównych drzwi.
- Masz mnie
dość, wiem...
Chciałam
szybko wyjść, ale gdybym to zrobiła to Patrick wbił sobie do głowy, że nie chcę
już go widzieć. Niby nie powinno mnie to interesować ale wyrzuty sumienia były
silniejsze. W połowie drogi zatrzymałam się i odwróciłam do wampira.
-Po prostu
sądzę że nadużywam twojej gościnności, nie powinnam była w ogóle przychodzić.
Poza tym, moja rodzina musi się o mnie martwić.
- Dobrze, do
widzenia.
Odetchnęłam
z ulgą i pośpiesznie wyszłam. Czekając na autobus, zastanawiałam sie co powiem
mojej rodzinie. Miałam na to sporo czasu, bo jak się okazało, na autobus
musiałam czekać godzinę.
*Patrick*
Mogłem się
domyślać, że nie zniesie mnie na dłuższą metę. Sam nieraz siebie nie znoszę ale
mogłoby wymyśleć lepszą wymówkę. W końcu niedługo uwolni się ode mnie.
Poszedłem jeść śniadanie samemu, wczoraj przez moment poczułem się jakbym w
końcu odnalazł rodzinę lecz tak właśnie działa ta cała "magia świąt".
byłem ciekaw kiedy się zobaczymy, czy
jutro także będzie mnie potrzebować. Po skończeniu śniadania zszedłem do
piwnicy kończyć koje dzieło...
*Kamila*
Kiedy
wreszcie dotarłam do domu, zaczęłam się zastanawiać czy nie lepiej byłoby
zostać u Patricka. A najlepiej tam zamieszkać. Ale obawiam się że moja
duma by tego nie zniosła. Zapukałam do
drzwi, po chwili otworzyły się, a w nich stanęła moja siostra.
-O, a więc
wróciłaś do domu? Byłam pewna że wyprowadzisz się na stałe.
-Wiesz mi, chciałam.
Ale na peronie marnie się śpi.
W tej
chwili do drzwi podeszli moi rodzice. O dziwo nie wyglądali na złych. Możliwe
że zaczęły ich zżerać wyrzuty sumienia.
-Kamila,
przepraszamy cię. Myśleliśmy nad wczorajszym wieczorem. To my zachowaliśmy się
nieodpowiednio, nie ty. Możliwe, że to przez to, że tak często cię nie ma w
domu, ale miałaś rację. Inni też potrzebują domowego ciepła.
O dziwo
poszło lepiej niż się spodziewałam. Chociaż byłam pewna, że moje relacje z
rodzinką przez dłuższy czas będą napięte, na razie cieszyłam się, że mi się
upiekło. Kolejne tygodnie minęły spokojnie. Na czas świąt i sylwestra
przestępczość sporo wzrosła ale co to dla mnie. Prawdziwe wyzwanie zaczęło się
tuż po zakończeniu nowego roku.
*Patrick*
Dni mijały
spokojnie, by nie umrzeć z nudów wziąłem udział w konkursie na najlepszą rzeźbę
ale szkoda ze zająłem tylko 2 miejsce. Potem rozpocząłem pisanie książki
chociaż jak znam te czasy to nikomu nie przypadnie do gustu. Sylwestra
spędzałem popijając wino siedząc przy rozpalonym kominku. Ból i głód powróciły
z potężną siłą a amulet przestał działać co skończyło się poparzoną ręką. Na
szczęście uwolnienie mnie od klątwy jest coraz bliższe. Postanowiłem zadzwonić
do Kamili by przypomnieć jej o jutrzejszym locie.
- Halo?
- Hej
Kamila
- No, co
jest?
- Dzwonię
by ci przypomnieć o jutrzejszym locie, spakuj się.
- Jakbym
mogła zapomnieć. Już jestem gotowa, nie martw się.
- Przyjdę
po ciebie o 10.
- Nie
trzeba, spotkajmy się na lotnisku.
- Jak tam
chcesz.
Zaśmiałem
się lekko do słuchawki
-Czy coś
cię śmieszy?
Powiedziała
Kamila złowieszczym głosem.
- Nie, nie
już nic. To ja ci już nie będę głowy zawracać.
- Świetnie,
spotkajmy się przed wejściem na lotnisko.
- Zgoda.
- Do to
jutra.
- Na razie.
*Kamila*
Rzuciłam
słuchawkę na łóżko i jeszcze raz sprawdziłam czy mam wszystko na podróż. Potem
sama położyłam się na łózko i próbowałam zasnąć. Najbardziej mnie martwiło czy
mój zastępca da sobie radę z moimi obowiązkami. Nie martwiłam się zbyt długo,
bo zaraz usnęłam. Budzik w telefonie obudził mnie o siódmej rano. Słońce
jeszcze nie zdążyło wstać. Jedyna myśl, która zmusiła mnie do ruszenia się z
łóżka była myśl, że po tym tygodniu wreszcie uda mi się pozbyć wampira. Godzinę
potem byłam już gotowa do wyjścia. Pożegnałam się z rodzinką, która odwiozła
mnie na lotnisko. Przed drzwiami frontowymi usiadłam na dużej walizce czekając
na Patricka. W końcu zobaczyłam jak zbliża się wolnym krokiem z kapturem na
głowie trzymając w ręku tylko 1 małą walizkę.
- Nie za
dużo wziąłeś?
- Tak się właśnie
zastanawiałem czy wziąć szczoteczkę do zębów.
- Sądzisz
że ta mała walizka starczy ci na tydzień?
Ja miałam
przy sobie walizkę i sporą torbę podręczną.
- Jestem
wampirem nie potrzebuję dużo.
- Skoro tak
twierdzisz. A ten kaptur to po co?
- Spalę
się.
Powiedział
z poirytowaną miną.
- A ten
twój artefakt?
Odpowiedziałam
beznamiętnym tonem.
- Przestał
działać, mniejsza... za 10 minut mamy samolot.
-Tak tak..
- Idziemy.
Wolnym
krokiem zaczął zmierzać w stronę lotniska. Podniosłam się z torby i poszłam za
nim. Szybko przeszliśmy przez wszystkie formalności i weszliśmy do samolotu .Usiedliśmy
na swoich miejscach zaraz przed startem. Po zajęciu miejsca Patrick otworzył walizkę
i wziął 1 z 10 fiolek napełnionych krwią po czym to wypił zaciskając pięści i zamykając
walizkę.
- Nie sądzisz
że nie powinieneś tego pić w miejscu publicznym?
Powiedziałam szeptem.
-Daj
spokój, ludzie nie wierzą w wampiry, ty także nie wierzyłaś.
- Ale
wierzą w fanatyków, pijących ludzką krew. Tacy ludzie szybko trafiają do psychiatria.
- Mnie tam
długo by nie przetrzymali. Wiesz, że wampir pijąc krew jest ogarnięty ekstazą
porównywaną do orgazmu ludzkiego? <uśmiechnął się >
- Naprawdę,
tak bardzo mnie to nie interesuje.
- Wiem, ale
musisz przetrwać tę podróż.
- Znoszę
cię już ta długo, że ta podróż nie powinna być aż taka straszna.
- Hehehe...
I tak o to
zmierzaliśmy do celu wyzwolenia Patricka.