piątek, 25 stycznia 2013

Część XI- początek końca.


Kiedy tylko otworzyłam oczy, zobaczyłam nad sobą baldachim łóżka, w którym spałam. Nietrzeźwy jeszcze mózg nie był w stanie przypomnieć sobie faktów z poprzedniego wieczora. Dopiero po kilku minutach przypomniało mi się co się wczoraj stało. Automatycznie podniosłam się z łóżka, i szybko się zaczęłam zbierać. Nie miałam ochoty dzisiejszego dnia spotkać Patricka, przynajmniej nie teraz. Poprzedniej nocy byłam wręcz śmiesznie niezradna. Wiedziałam że jeżeli mi będzie wypominał jak bardzo był mi potrzebny, to się zastrzelę. Złapałam szybko miecz, który dostałam na gwiazdkę od Patricka i skierowałam się w stronę drzwi.

- Witam, nie zostajesz na śniadaniu?

Stałam jak wryta, w progu, kiedy zobaczyłam przed sobą Patricka.

- Emm... nie dzięki, spieszę się, mam masę pracy.

- Myślałem, że zostajesz na kilka dni.

- Chciałabym, ale nie chcę nadużywać twojej gościnności i tak dalej, i tak się zasiedziałam.

Wyminęłam go i szybkim krokiem skierowałam się do głównych drzwi.

- Masz mnie dość, wiem...

Chciałam szybko wyjść, ale gdybym to zrobiła to Patrick wbił sobie do głowy, że nie chcę już go widzieć. Niby nie powinno mnie to interesować ale wyrzuty sumienia były silniejsze. W połowie drogi zatrzymałam się i odwróciłam do wampira.

-Po prostu sądzę że nadużywam twojej gościnności, nie powinnam była w ogóle przychodzić. Poza tym, moja rodzina musi się o mnie martwić.

- Dobrze, do widzenia.

Odetchnęłam z ulgą i pośpiesznie wyszłam. Czekając na autobus, zastanawiałam sie co powiem mojej rodzinie. Miałam na to sporo czasu, bo jak się okazało, na autobus musiałam czekać godzinę.

*Patrick*

Mogłem się domyślać, że nie zniesie mnie na dłuższą metę. Sam nieraz siebie nie znoszę ale mogłoby wymyśleć lepszą wymówkę. W końcu niedługo uwolni się ode mnie. Poszedłem jeść śniadanie samemu, wczoraj przez moment poczułem się jakbym w końcu odnalazł rodzinę lecz tak właśnie działa ta cała "magia świąt". byłem ciekaw kiedy się zobaczymy,  czy jutro także będzie mnie potrzebować. Po skończeniu śniadania zszedłem do piwnicy kończyć koje dzieło...

*Kamila*

Kiedy wreszcie dotarłam do domu, zaczęłam się zastanawiać czy nie lepiej byłoby zostać u Patricka. A najlepiej tam zamieszkać. Ale obawiam się że moja duma  by tego nie zniosła. Zapukałam do drzwi, po chwili otworzyły się, a w nich stanęła moja siostra.

-O, a więc wróciłaś do domu? Byłam pewna że wyprowadzisz się na stałe.

-Wiesz mi, chciałam. Ale na peronie marnie się śpi.

W tej chwili do drzwi podeszli moi rodzice. O dziwo nie wyglądali na złych. Możliwe że zaczęły ich zżerać wyrzuty sumienia.

-Kamila, przepraszamy cię. Myśleliśmy nad wczorajszym wieczorem. To my zachowaliśmy się nieodpowiednio, nie ty. Możliwe, że to przez to, że tak często cię nie ma w domu, ale miałaś rację. Inni też potrzebują domowego ciepła.

O dziwo poszło lepiej niż się spodziewałam. Chociaż byłam pewna, że moje relacje z rodzinką przez dłuższy czas będą napięte, na razie cieszyłam się, że mi się upiekło. Kolejne tygodnie minęły spokojnie. Na czas świąt i sylwestra przestępczość sporo wzrosła ale co to dla mnie. Prawdziwe wyzwanie zaczęło się tuż po zakończeniu nowego roku.

*Patrick*

Dni mijały spokojnie, by nie umrzeć z nudów wziąłem udział w konkursie na najlepszą rzeźbę ale szkoda ze zająłem tylko 2 miejsce. Potem rozpocząłem pisanie książki chociaż jak znam te czasy to nikomu nie przypadnie do gustu. Sylwestra spędzałem popijając wino siedząc przy rozpalonym kominku. Ból i głód powróciły z potężną siłą a amulet przestał działać co skończyło się poparzoną ręką. Na szczęście uwolnienie mnie od klątwy jest coraz bliższe. Postanowiłem zadzwonić do Kamili by przypomnieć jej o jutrzejszym locie.

- Halo?

- Hej Kamila

- No, co jest?

- Dzwonię by ci przypomnieć o jutrzejszym locie, spakuj się.

- Jakbym mogła zapomnieć. Już jestem gotowa, nie martw się.

- Przyjdę po ciebie o 10.

- Nie trzeba, spotkajmy się na lotnisku.

- Jak tam chcesz.

Zaśmiałem się lekko do słuchawki

-Czy coś cię śmieszy?

Powiedziała Kamila złowieszczym głosem.

- Nie, nie już nic. To ja ci już nie będę głowy zawracać.

- Świetnie, spotkajmy się przed wejściem na lotnisko.

- Zgoda.

- Do to jutra.

- Na razie.

*Kamila*

Rzuciłam słuchawkę na łóżko i jeszcze raz sprawdziłam czy mam wszystko na podróż. Potem sama położyłam się na łózko i próbowałam zasnąć. Najbardziej mnie martwiło czy mój zastępca da sobie radę z moimi obowiązkami. Nie martwiłam się zbyt długo, bo zaraz usnęłam. Budzik w telefonie obudził mnie o siódmej rano. Słońce jeszcze nie zdążyło wstać. Jedyna myśl, która zmusiła mnie do ruszenia się z łóżka była myśl, że po tym tygodniu wreszcie uda mi się pozbyć wampira. Godzinę potem byłam już gotowa do wyjścia. Pożegnałam się z rodzinką, która odwiozła mnie na lotnisko. Przed drzwiami frontowymi usiadłam na dużej walizce czekając na Patricka. W końcu zobaczyłam jak zbliża się wolnym krokiem z kapturem na głowie trzymając w ręku tylko 1 małą walizkę.

- Nie za dużo wziąłeś?

- Tak się właśnie zastanawiałem czy wziąć szczoteczkę do zębów.

- Sądzisz że ta mała walizka starczy ci na tydzień?

Ja miałam przy sobie walizkę i sporą torbę podręczną.

- Jestem wampirem nie potrzebuję dużo.

- Skoro tak twierdzisz. A ten kaptur to po co?

- Spalę się.

Powiedział z poirytowaną miną.

- A ten twój artefakt? 

Odpowiedziałam beznamiętnym tonem.

- Przestał działać, mniejsza... za 10 minut mamy samolot.

-Tak tak..

- Idziemy.

Wolnym krokiem zaczął zmierzać w stronę lotniska. Podniosłam się z torby i poszłam za nim. Szybko przeszliśmy przez wszystkie formalności i weszliśmy do samolotu .Usiedliśmy na swoich miejscach zaraz przed startem. Po zajęciu miejsca Patrick otworzył walizkę i wziął 1 z 10 fiolek napełnionych krwią po czym to wypił zaciskając pięści i zamykając walizkę.

- Nie sądzisz że nie powinieneś tego pić w miejscu publicznym?

 Powiedziałam szeptem.

-Daj spokój, ludzie nie wierzą w wampiry, ty także nie wierzyłaś.

- Ale wierzą w fanatyków, pijących ludzką krew. Tacy ludzie szybko trafiają do psychiatria.

- Mnie tam długo by nie przetrzymali. Wiesz, że wampir pijąc krew jest ogarnięty ekstazą porównywaną do orgazmu ludzkiego? <uśmiechnął się >

- Naprawdę, tak bardzo mnie to nie interesuje.

- Wiem, ale musisz przetrwać tę podróż.

- Znoszę cię już ta długo, że ta podróż nie powinna być aż taka straszna.

- Hehehe...

I tak o to zmierzaliśmy do celu wyzwolenia Patricka.