Przepraszam was wszystkich za tak długą przerwe ale byłam na zielonce, W każdym razie żeby jak najszybciej dodać post pisałam go do 2 rano. Mam nadzieję że się spodoba.
P.S następną część pisze tylko Patrick więc pojawi się ona tak szybko jak szybko będzie mu się chciało pracować.
**********************************************************
Kiedy wróciłam do domu było niewiele po szesnastej. Moja rodzina oglądała w tym czasie jakiś film na DVD. Nie wiedzieć czemu nabrałam ochoty by spędzić z nimi czas. Jakby się zastanowić nie wychodziliśmy nigdzie od dnia w którym postanowiłam zostać bohaterem.
-Hej…
Cała rodzina zwróciła głowy w moją stronę.
-Grają dzisiaj fajny film w kinach, może pójdziemy na niego? Niedaleko jest ponoć świetna restauracja możemy iść do niej przed filmem.
Starałam się udawać że nie widzę zdziwienia na ich twarzach, i że ta propozycja była najnormalniejsza na świecie. Mimo wszystko zgodzili się pojechać i po dwudziestu minutach jechaliśmy już do centrum. Pomimo czasu jaki upłynął od kiedy ostatnio byłam w kinie zapamiętałam że będziemy tam jechać co najmniej pół godziny. Oparłam głowę o szybę, nie wiedzieć kiedy zaczęło padać. Zamknęłam oczy wsłuchując się w dudnienie kropel.
*
Był początek jesieni, nie wiem czy to był ten rok, rok wcześniej czy jeszcze wcześniej. Zawsze lubiłam jesień. Była taka szara i smutna. Dokładnie tak jakby pogoda przedstawiała mój nastrój. Każdy ranek, ten także pokazywał mi że nie tylko ja mam w sobie mrok. Że na całym świecie są ludzi którzy czują się tak jak ja. Ironia losu ale to właśnie to mi poprawiało humor. Wstałam powoli z łóżka, spojrzałam na zegar, siódma rano. normalnie bym pewnie już pełna energii siedziała oglądając anime, ale w dnie takie jak dzisiejszy opuszczała mnie cała energia i chęć życia. Dzień w którym musiałam iść do szkoły. Nienawidziłam szkoły. Ale w przeciwieństwie do innych uczniów nie przeszkadzała mi nauka tylko uczniowie, przeszkadzał mi widok zajętych zabawą ludzi, przeszkadzały mi głosy i śmiechy, zwłaszcza głos Katrine, osoby która przez sześć lat podstawówki była moją najlepszą przyjaciółką a teraz nawet nie dostrzegała mojego istnienia, nie żeby ktoś je dostrzegał ale to że ona to robiła bolało najbardziej. Nie lubiłam tego świata, w szkole żyłam tylko myślą o powrocie do domu. Jednak akurat ten dzień był inny, lekcje co prawda minęły normalnie ale to co się stało potem wszystko zmieniło. Kiedy wracałam do domu była już noc. Szłam tak kiedy usłyszałam czyjeś krzyki.
-Proszę, zostawcie mnie. Proszę. Pomocy!
-Zamkniesz się wreszcie?! Od twojego zachowania może zależeć całe twoje życie, oraz to czy będzie długie czy nie.
Normalny człowiek, albo przynajmniej 14-latek zadzwoniłby po policje i się schował albo uciekł. Ale oczywiście nie ja. Ja musiałam pomóc tej dziewczynie od razu. Nie nakazywał mi to tylko wrodzony idiotyzm w pomaganiu ludziom ale też pewność że mogę jej pomóc. Może gdybym nie władała ogniem nie zdecydowałabym się na to. Bez dłuższego zastanowienia ruszyłam w stronę z której dobiegały dźwięki. Byłam pewna że dzieli mnie od tego miejsca co najmniej kilka uliczek więc miałam czas by chociaż przez sekundę zastanowić się nad tym co robię. Ostatecznie musiałam się zmusić żeby się zatrzymać i wyciągnąć z plecaka wycięty w kształt maski, czarny T-shirt który zrobiłam na technice i przewiązałam nim oczy. Plecak zostawiłam na ziemi, a sama jak najszybciej pobiegłam do atakowanej dziewczyny. Kiedy wbiegłam w tą uliczkę, dwóch osiłków stało nad skuloną przy ścianie budynku postacią. Kiedy stanęłam w nikłym świetle latarni jakoś ich ofiara chwilowo przestała interesować. Obaj zwrócili głowy w moją stronę.
-No, no. Ej ty zobacz kto nam się tu napatoczył.
Powiedział jeden z obleśnym uśmiechem patrząc to na drugiego typa, to na mnie. Przez chwile stałam w miejscu rzucając w nich spojrzeniem, przepowiadającym szybką śmierć.
-A ty co się tak gapisz mała?
Powiedział drugi i zaśmiał się obleśnie. Nie wierzyłam w to że byłam aż takim idiotą żeby się nie domyśleć że spojrzenie które sprawiało że ludzie z mojej szkoły odsuwali się na odległość kilku metrów zadziała na dorosłych facetów. Dobrze że umiałam zabijać nie tylko wzrokiem.
-Hej idioci, nie wiem czy zdajecie sobie sprawę że zaatakowanie tej dziewczyny to wasz drugi największy błąd dzisiaj. Pierwszym było nazwanie mnie ,,mała”
Zanim mój mózg zarejestrował wypowiedziane przeze mnie słowa, one już wydostały się z moich ust.
-Jak nas nazwałaś?
-Tak jak usłyszeliście.
-No dobra, przegięłaś, zaraz dostaniesz kare.
Mówiąc to spojrzał na mnie, co prawie wywołało u mnie odruchy wymiotne. Zaczęli iść w moją stronę ignorując skuloną postać przy bloku. Co prawda władałam ogniem od dawna ale nie zawsze mogłam się nim posługiwać jak chciałam, albo nie mogłam nim władać wcale, albo-co gorsza nie mogłam ugasić ognia który opanowywał całe moje ciało. Na szczęście, działo się to tylko wtedy jak byłam naprawdę zła. Tak jak teraz.
-No chodź maleńka, nie bój się nic ci się nie stanie. O ile będziesz grzeczna.
Po tych słowach zamilkł i obaj się zatrzymali. A to dlatego że całe moje ciało w niekontrolowany sposób zaczęło płonąć, blokując tym samym jedyne wyjście z uliczki. Cała moja złość wydobywała się ze mnie w postaci ognia lecz wcale nie słabła.
-Coś powiedział?
Wydusiłam z siebie przez zaciśnięte zęby i z przerażającym uśmiechem. Dwa zbiry odsunęły się aż do następnego końca uliczki i byłam pewna że oddaliby wszystko by móc przejść przez ścianę, choćby po to by móc się powiesić po drugiej stronie.
-Słuchajcie mnie teraz pluskwy, jest dla mnie tylko jedna rzecz gorsza od krzywdzenia ludzi, mianowicie nie pozwolę nikomu traktować ani nazywać mnie dziewczyną, dotarło?
Stali przyklejeni do ściany i zastygli z przerażenia. Miałam wrażenie że bez problemu mogłabym ich znieść jak robale którymi są.
-DOTARŁO?!
Ogień wokół mnie wzrósł jeszcze bardziej a dwójka zbirów zdawała mi się jeszcze mniejsza, z przerażeniem pokiwali głowami, byli teraz tacy bezbronni, tacy przerażeni. Jednak się im się dziwiłam, wiedziałam że wyglądam strasznie. Oczy miałam szeroko otwarte a usta bezwiednie uśmiechały się w psychopatycznym uśmiechu, uwieńczeniem tego wszystkiego były otaczające mnie płomienie które za mną przedstawiały trupią czaszkę. Nie mogłam opanować złości… nie mogłam opanować płomieni. Musiałam wyładować furie. Miałam wrażenie że moje ciało nie należy już do mnie, ktoś inny nim władał, może ogień albo furia ale to nie byłam ja. Coś skierowało moją lewą dłoń w prawy kąt zaułka, jak najdalej od płaczącej dziewczyny. Wtedy strumień ognia wystrzelił z mojej dłoni w stronę zbirów. Nie kierowałam swoim ciałem ale mocą tak. Im dłużej atakowałam tym większa była moja wściekłość i chęć zniszczenia. Tak ciężko było opanować gniew. W końcu zahamowałam płomienie i przygasiłam te które za mną płonęły. W tym samym momencie upadłam na kolana, miałam wrażenie że moje ciało zaraz wybuchnie. Ogień pulsował w moim wnętrzu chcąc się wydostać, ale byłam pewna że wtedy przejąłby nade mną kontrole. Starając się uspokoić wstałam na chwiejących się nogach. Na końcu uliczki nie było nic poza częściowo nadpalonym blokiem i popiołem pozostałym z dwójki ludzi. Wiedziałam że to co zrobiłam nigdy nie da mi spokoju, wtedy tak bardzo chciałam żeby to się nie stało. Nie wieżyłam że zabiłam dwójke ludzi. Niepewnie podeszłam do skulnej dziewczyny. Uklękłam przy niej, a kiedy na mnie spojrzała powiedziałam.
-Przepraszam że musiałaś to widzieć.
Jej oczy momentalnie się zaszkliły a po policzkach zaczęły spływać łzy. Patrząc mi prosto w oczy uśmiechnęła się i wyszeptała.
-Dziękuję.
Byłam zaskoczona ale też szczęśliwa że mogłam jej pomóc. Kiwnęłam głową i wstałam.
-Wracając do domu uważaj na siebie.
-Czekaj! Jak się nazywasz?
Odwróciłam głowę w jej kierunku.
-Gdybym każdemu wyjawiała moje imię nie musiałabym nosić maski.
Powiedziałam i odeszłam. W gardle miałam wielką gule, cieszyłam się że pomogłam tej dziewczynie ale nie mogłam uwierzyć że zabiłam człowieka, nawet jeżeli był śmieciem nie miałam prawa go zabić. Byłam w domu kiedy już wszyscy spali. Wiedziałam że nazajutrz wszystkie media będą trąbić o tym wydarzeniu, dlatego się cieszyłam że nikt nie wie o mojej mocy. Idąc do pokoju zauważyłam że nadal mam maskę. Wyglądała jak prawdziwy strój bohatera a nie pocięta bluzka. Może to miasto potrzebowało kogoś do ochrony. Weszłam do pokoju i wyciągnęłam z dna szafy miecz który dostałam od taty na moje ostatnie urodziny. Nietypowy prezent ale pokazujący jak bardzo mnie zna. Obiecałam sobie wtedy że nauczę się właściwie władać ogniem, że już nigdy nie wpadnę w szał i że będę chronić ludzi z tego miasta. Potem pojawiła się na ulicach bohaterka, zawsze ubrana na czarno, w masce, pelerynie i z mieczem, władająca ogniem. Ludzie nazwali ją mroczną gwiazdą nadziei.
-Kamila? Kamila wstawaj już jesteśmy.
Usłyszałam głos mojej siostry i zdałam sobie sprawę że już dojechaliśmy do restauracji. Wysiadając z samochodu myślałam o tym jak nagle praktycznie urwałam kontakt z rodziną, i jak praktycznie cały czas poświęciłam na bycie bohaterem i ćwiczenie umiejętności ognia. Nie chciałam kogokolwiek skrzywdzić, chyba że to byłaby absolutna konieczność. Potrząsnęłam głową odganiając resztki snu. Nie chciałam o tym myśleć. To była przeszłość, chciałam po prostu zapomnieć, tak było najłatwiej.