środa, 26 grudnia 2012

Część X- WESOŁYCH ŚWIĄT

Po dość długiej przerwie, głównie z okazji Świąt Bożego Narodzenia postanowiliśmy wziąć się w garść i dodać nową notkę. Z tej też okazji razem z Patrickiem składamy wam najserdeczniejsze życzenia. By w waszym życiu gościła radość, przyjaźń i miłość. Ale przede wszystkim szczerze życzymy wam spełnienia marzeń, bo to jest coś co zastępuje wszystkie, nawet najbardziej wymyślne życzenia.
                              WESOŁYCH ŚWIĄT
***********************************************

*Patrick*
Budzę się po krótkim weekendzie spędzonym oczywiście przed biurkiem oceniając testy jakie dałem niedawno moim uczniom. Wziąłem sobie słowa Kamili do serca i nie dałem tak dużo trudnych pytań by uczniowie "też mieli coś z życia". Wyglądając przez okno zauważyłem śnieg... Nie widziałem go już od kilkuset lat więc wywołał u mnie radość ale i jednocześnie smutek związany ze wspomnieniami.... Wiedziałem że dzisiaj jakieś święto, ponieważ nie musiałem prowadzić lekcji. Szkoda, zaczynam lubić te spojrzenie Kamili na mnie, gdy zadaje coś do domu. Zacząłem dzień jak zwykle, od zaparzenia kawy. Później w moim telefonie rozbrzmiała dziwna muzyka, dostałem tzw. "smsa". Pisało tam coś o życzeniach związanych z "Wigilią Bożego Narodzenia". Samo słowo wigilia nie było mi obce lecz "Boże narodzenie"?! Nie zastanawiałem się zbyt długo tylko wyszedłem zrobić zakupy, w końcu nie muszę jeść ale sprawia mi to radość. Ubrałem kaptur na wszelki wypadek gdyby amulet przestał działać, zapasowym kołem ratunkowym było zasłonięte przez chmury słońce. Przechadzając się po mieście zauważyłem pełno udekorowanych choinek, jakieś świecące lampki aż w oczy raziło, no i pełno grubasów z brodą ubranych na czerwono... Nigdy nie zrozumiem ludzi. Wychodząc ze sklepu zauważyłem bezdomnego proszącego o pieniądze, resztki mojego serca przemówiły do mnie i sypnąłem mu "kilkoma monetami". Bezdomny wypowiedział do mnie te same słowa, które słyszę od rana "Wesołych Świąt". Powoli stawało się to irytujące ale uśmiech na twarzach tych ludzi wywoływał także mimowolnie uśmiech na mojej. Zainteresowany dzisiejszymi obchodami poszedłem do biblioteki miejskiej dowiedzieć się coś więcej na ten temat. Po dogłębnej analizie książek odniosłem zakupy do domu. Pobiegłem kupić ozdoby i choinkę. Po dokonaniu tych o to zadań wróciłem do siebie. Przystroiłem dom od zewnątrz i od wewnątrz i poszedłem robić kolację. Nakryłem do stołu przy którym mogło usiąść aż 12 osób ale wiedziałem, że te święta spędze sam chyba, że jakimś cudem sama Mroczna Gwiazda Nadziei mnie "zaszczyci" swoją obecnością. W końcu tylko ona jest mi "bliska". Na wszelki wypadek mam coś dla niej. I tak siedziałem i czekałem wypatrując przez okno i łudząc się, że ktoś zapuka do mych drzwi na tym odludziu...
Kamila
Nareszcie nastała Wigilia. Może i nie byłam zbyt religijna ale zawsze kochałam ten świąteczny nastrój. Choinkę, prezenty, i miałam czas by w końcu posiedzieć z rodziną. W tym roku wyjątkowo nie do daszej rodziny jechałam dopiero pierwszego dnia świąt, więc wigilię mogłam spędzić z rodzicami i siostrą. Kiedy szykowaliśmy stół z potrawami a pod choinką już leżały kolorowe pudełka z prezentami usłyszałam głos spikera w wiadomościach radiowych.
- Okropna sytuacja dzieje się właśnie w samym centrum miasta. Pod budynek zamieszkały przez kilkadziesiąt osób chory szaleniec, bo inaczej tego człowieka nazwać się nie da, podłożył bombę. Niestety została ona zauważona dopiero po wybuchu. Sprawca już jest złapany. Prawdopodobnie jest niepoczytalny, ale nie to martwi najbardziej. Już teraz jest 11 zmarłych osób 43 ranne i kilka osób prawdopodobnie leży teraz w szczątkach budynku, straż pożarna i karetka robi co może, ale ciężko będzie ich uratować. To naprawdę straszne, że coś takiego wydarzyło się w wigilie.
Przełączyłam dyskretnie radio na kanał z kolędami. Czułam się okropnie ale nie musiałam pomóc tym ludziom, i nie chciałam żeby moja rodzina domyśliła się czemu.
- Hej Kamila, co tak stoisz, pomóż nam nakrywać do stołu.
Powiedziała moja starsza siostra.
- Niestety nie mogę. Przypomniało mi się, że obiecałam spędzić wigilię z moim znajomym. Jest sam i nie ma nikogo więc chciałam mu pomóc, to mój przyjaciel jeszcze z podstawówki.
- Twój przyjaciel da sobie rade, nie zgadzam sie żebyś wychodziła, znosimy twoją chęć przebywania poza domem, ale nie w Wigilię.
- Mamo, proszę. Muszę iść. Przepraszam was ale nie mogę z wami zostać.
- Właśnie że możesz, i zostaniesz. Za dużo nam krwi napsułaś.
- Proszę was, pozwólcie mi iść. Muszę tam iść.
- Nie! Nie wyjdziesz nigdzie w wigilijny wieczór i koniec!
- I tak pójdę! Nie zostawię nikogo w potrzebie!
- Aż tak ci zależy?! Tak?! To proszę idź! Ale jak wyjdziesz za te drzwi to możesz już tu nie wracać.
- Nie zrobilibyście mi tego.
Najpierw byłam tego pewna ale postawa mojej rodziny nie budziła wątpliwości, nie chciałam stracić rodziny. Nie miałam nikogo innego, bycie bohaterem w sporej części zniszczyło mi życie ale... nie mogłam odkładać mojego szczęścia nad życie innych ludzi.
-W takim razie ja wychodzę.
Moja rodzina naprawdę była zdziwiona moją postawą, jak gdyby nigdy nic zostawiłam ich wiedząc, że już nie wrócę, gdyby znali prawdę zrozumieliby. Ale choćby nie wiem co, nie mogli jej poznać. Nie rozczulałam się nad sobą zbyt długo tylko założyłam maskę, płaszcz, miecz i ruszyłam do centrum. Gdy tam dotarłam zobaczyłam ogromne roztrzęsienie wokół zawalonego budynku. Karetka ciągle przewoziła i próbowała budzić ludzi kiedy straż pożarna robiła co mogła by odnaleźć kogokolwiek spod kilku ton betonu. Udało mi się przecisnąć przez tłum i dotrzeć aż do żółtej lini oddzielającej gapiów od niebezpiecznej strefy.
-Proszę się cofnąć i nie utrudniać pracy! Robimy co możemy!
Krzyczał jeden z policjantów, kiedy mnie zobaczył pozwolił mi przejść. Pod zawalonym budynkiem leżało kilka osób, trochę to trwało ale udało się wszystkich odnaleźć. Każdy się budził i kiedy mnie widział dziękował i życzył wesołych świąt.
*Niby jak teraz moje święta mogą być udane? Nie mam co ze sobą zrobić, będę miała szczęście jeżeli nie będę musiała spać na dworze*
Rozmyślałam kiedy moja praca dobiegła końca. Ostatecznie została mi tylko jedna możliwość, z ciężkim sercem udałam się do Patricka. Stojąc przed jego ogromnymi drzwiami zapukałam niszcząc doszczętnie moją dumę. Drzwi się otworzyły a w nich stał Patrick.
- Kam... yy to znaczy Gwiazdo?! ty tutaj?!
- Jak masz zamiar się naśmiewać to sobie daruj, i tak jestem w beznadziejnej sytuacji.
- Ale co się stało?
- Moja rodzina tak jakby mnie wyrzuciła bo nie musiałam ratować ludzi a nie spędzać z nimi wigilie.
Powiedziałam patrząc na ziemie by uniknąć jego wzroku.
Uśmiechnął się.
- Jestem pewny że czekają aż wrócisz.
-Powiedzieli że jak wyjdę to mogę nie wracać, i nie mam zamiaru.
- Ale i tak cię kochają bez względu na to co zrobisz, ale gdzie moje maniery.. wejdź proszę.
- Weszłam nie patrząc na Patricka, czułam się okrutnie upokorzona.
W głównym pokoju stał ogromny nakryty stół pełen najrozmaitszego jedzenia. W rogu stała trzy metrowa choinka ozdobiona kolorowymi bombkami, łańcuchami i lampkami a pod nią leżało kilkanaście paczek.
-Przepraszam jeżeli ci przeszkodziłam w Wigilii.
Spojrzał na nią z mieszanym wzrokiem.
- Eeee pierwszy raz obchodzę Wigilię ale nie mam z kim.
- W takim razie... mogłabym ewentualnie tu zostać żebyś nie był sam.
Miałam nadzieję, że z takim tekstem chociaż w niewielkiej ilości zachowam dumę.
- Ee ależ oczywiście.
Powiedziałem lekko zakłopotany.
- Proszę usiądź rozgość się.
- Dzięki...
- Musisz być pewno głodna hmm?
- Trochę, ratowanie ludzi spod tony gruzu pobudza apetyt.
- Rozumiem. Nakładaj sobie co chcesz i ile chcesz i tak mam tego lekki nadmiar.
- Chętnie skorzystam.
Usiadłam przy wielkim stole i nałożyłam sobie trochę jedzenia. Patrick także wykonał tę czynność. Ale zanim spróbowałam pierwszego kęsa o czymś sobie przypomniałam...
-A no jasne. Zapomniałabym o opłatku, gdzie go masz?
- Opłatek??? Eeeemmm...
- Nie masz opłatka?
- Kurcze jak zwykle musiałem coś schrzanić...
- Żadnego nie masz? Nie kupiłeś?
- Zapomniałem...
Po tych słowach spuściłem głowę.
-Właściwie nie jest on taki ważny, to tylko symbol przy składaniu życzeń. Same życzenia myślę że wystarczą.
- Yyy tak tak...
Uśmiechnął się.
-Tooo... wesołych świąt?
Tak! Patrick uniósł kieliszek w górę. - Wesołych świąt!
Podniosłam do góry szklankę z sokiem i później wzięłam się za jedzenie potraw.
- Zadbałem by na stole było 12 potraw, ale jest jeszcze trzynasta potrawa! Przepis mojej mamy...
Uśmiechnął się.
- Muszę przyznać że to jedzenie jest naprawdę pyszne.
- Sam gotowałem.
- Masz talent.
- Wyszedłem w prawdzie z  wprawy ale nie jest źle... Podczas podróży okrętem byłem kucharzem! Gotowałem także dla szlachty! Ale co ja ci będę... hehehe.
Atmosfera przy objedzie była naprawdę przyjemna, prawie zapomniałam jak wkurzający jest Patrick. Później posiłek dobiegł końca.
- Od czasu letargu jeszcze tak się nie najadłem.
Odsunęłam od siebie pusty talerz.
- Też dawno się tak nie najadłam. Hej, nie chciałabym żebyś pomyślał że nie jesteś już dla mnie wkuzający ale... dziękuję za pomoc... i... jeszcze jedno... mogłabym zostać na kilka dni?
- Dziękuję mi też było miło... ee parę dni u mnie? Aż tak źle u ciebie?
- Dalej sądzę że jesteś wkurzającym typem... ale nie mogę wrócić do domu.
- Rozumiem że jesteś na mnie skazana. Ale mam coś dla ciebie na pocieszenie.
-Niestety, ale to się ciągnie od kiedy cię poznałam... Dla mnie? Masz coś dla mnie?
Patrick podszedł do choinki i szuka paczki.
- Tak, podczas moich podróży nazbierałem kilka artefaktów.
- Chyba nie mówisz, że dasz mi jakiś bezcenny artefakt bo w to nie uwierzę.
- O mam!
Idzie z podłużną paczką.
- A...ale ja nic dla ciebie nie mam.
- Nie przejmuj się. Dla mnie prezentem jest to, że jesteś.
Uśmiechnął się sympatycznie.
- A teraz rozpakuj.
- Nie przesadzaj... ale dzięki.
Powiedziałam biorąc paczkę i ją rozpakowując.
- Ja tylko prawdę mówię i proszę.
W paczce znajduje się piękne zdobione ostrze które w rękojeści ma lekko połyskujący szkarłatny kamień.
-Miecz? Jest przewspaniały!
- To "Ostrze Prometeusza". Jego moc władania nad płomieniami i ty to doskonałe połączenie. Ale jest jeden minus.
-Niesamowite, nie miałam pojęcia że istnieją artefakty związane z ogniem... w sumie wogóle nie wiedziałam o artefaktach nim poznałam ciebie. Jaki minus?
- Taki że podczas ataku łączysz się duszą z tym mieczem, tak jak silna jest twoja dusza tak silny jest miecz. Ale w tym przypadku to zaleta.
-Heh, dzięki. Tym bardziej żałuję, że nic dla ciebie nie mam.
- Już powiedziałem. Jesteś wspaniałym prezentem na święta.
- Rzuć taki tekst jeszcze raz a staniesz się pierwszą ofiarą tego ostrza.
- To wielki zaszczyt o pani, proszę wybaczyć moją bezczelność co do pani osoby.
Ukłonił się.
Obrzuciłam go morderczym spojrzeniem.
- A teraz czy Milady zechce iść zobaczyć swój pokój?
- Jeszcze raz nazwiesz mnie "Pan"i lub "Milady" a przyrzekam, że następnym razem wezmę czosnek i drewniany kołek.
- Kołek piętro wyżej a czosnek jest w piwnicy. A teraz udasz się na spoczynek?
- Lepsze to niż spanie na dworze...
- Zatem proszę za mną.
Idzie po schodach na górę.
*O ile rodzina nie odezwie się do mnie, będę musiała poprosić Shinre żeby mi znalazł zastępcze lokum.  Jego raczej na dłuższą metę nie zniosę*
- Tu jest twój pokój Mroczna Gwiazdo Nadziei.
W pokoju znajduje się kredens, wielkie łóżko z baldachimem, szafa itp. Na ścianie wisi obraz dziewczyny bardzo podobnej do tej chiliderki, która ma zastąpić Mroczną Gwiazdę Nadziei.
- Całkiem tu ładnie, mogę o coś zapytać?
- Pytaj.
- Kim jest ta dziewczyna na obrazie? To był jej pokój? I czy to przez nią tak się rozczuliłeś na widok tej chirliderki?
- To moja siostra... Namalowałem to sam. A ten dom to nic innego jak kopia domu w Szkocji...
- To by wyjaśniało czemu nie chciałeś zahipnotyzować tamtej dziewczyny, a ja już myślałam że się zakochałeś, haha.
Obrzucił ją morderczym spojrzeniem.
- To nie jest śmieszne.
Zarumienił się.
- Co nie znaczy, że masz prawo kraść moje mordercze spojrzenie.
- Dobra idź już spać...
-Taki mam zamiar, branoc.
- Miłej nocki.
- Aha jeszcze jedno.
- Słucham, jakie jeszcze zastrzeżenia?
- Dzięki... A teraz już idź.

Odszedł bez słowa.

sobota, 27 października 2012

Część IX - zastępswo

*Patrick*
Odchodząc od domu Kamili miałem mieszane uczucia, czułem że ona dobrze da sobie radę ale obawiałem się że wampiry mogą ją wytropić a tym samym zagrażać niewinnym, powinna być bardziej ostrożna i tak się nie ujawniać, chyba postąpię tak samo aż do wyjazdu. Jadąc autobusem do mojej posiadłości myślałem nad tym ile wytrzyma mój artefakt, przecież mogłem spalić się w każdej chwili. Gdy w końcu ujrzałem mój dom ulżyło mi i czym prędzej do niego pobiegłem, gdy wszedłem jak zwykle mój wzrok stanął na portretach rodziny. Poszedłem do pokoju, odprężyłem się pijąc ostatnią szklankę krwi próbując nie myśleć co będzie jutro...
*Kamila*
Spotkania z Patrickiem zawsze kończyły się dla mnie jakąś pracą, tym razem żeby bez obaw pomóc mu z klątwą będę musiała znaleźć jakieś zastępstwo za mroczną gwiazdę nadziei Tylko kogo bym miała wybrać? Musi to być ktoś kto jest bardzo zręczny i umie walczyć
-sama nie znajdę nikogo, muszę poprosić o pomoc.
 sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam do Shinry, obiecał że się tym zajmie
-wyjazd miał być w piątek więc miałam jeszcze 4 dni na znalezienie zastępstwa, miałam nadzieje że Shinra zdąży.
                                *
Kolejnego dnia miałam już podpis rodziców, zgodę dyrektora i wszystko żebym mogła pojechać...oprócz bohatera. Idąc do szkoły zastanawiałam się co zrobić gdyby coś poszło źle, co by było gdyby moja tożsamość została ujawniona. Przestałam o tym myśleć kiedy dotarłam do szkoły. weszłam na 1 piętro i spojrzałam na plan lekcji. Pierwsza była historia, oczywiście. Kiedy byłam pod salą wszyscy już wchodzili, nie widziałam tylko Patricka. Usiadłam i razem z całą klasą czekaliśmy na nauczyciela. Wtedy  do sali zbiegł Patrick lekko blady i zdenerwowany.
-dzieeń-dooo-bryy
-Przepraszam za spóźnienie otwórzcie zeszyty
Powiedział i zapisał na tablicy temat.
-Dzisiaj opowiem wam o czasach średniowiecznych a wy sporządzicie z tego notatkę.
Kiedy przez kolejne 20 minut opowiadał o średniowieczu naszła mnie myśl że nie jest on ulubionym nauczycielem w szkole. Kiedy skończył usiadł za biurkiem pijąc kawę, a my niechętnie zapisaliśmy notatkę. Na szczęście w końcu rozległ się dzwonek i wszyscy wyszli. Tylko ja podeszłam do Patricka z zgodą na wyjazd.
-Długo przekonywałaś rodziców?
--właściwie nie. Ucieszyli się że wygrałam wycieczkę.  Myślą teraz że jestem historycznym geniuszem
-To się cieszę obeszło się bez zbędnych takich... Mam nadzieję że nie masz mi tego za złe.
-Jakoś mało mnie to obchodzi.
Uśmiechnął się tym uśmiechem który zawsze mnie wkurzał ale postanowiłam tym razem to zignorować.
-A właśnie, w sprawie ,,zastępstwa" jeszcze nikogo nie mam ale mój znajomy szuka kogoś.
-Oby znalazł.
-Mam taką nadzieje
-A właściwie kim jest ten twój znajomy?
-To mój lekarz.
-Ooo to masz własnego lekarza.
Jest jedyną osobą która wie o mojej drugiej osobowości.
-Musisz mu bardzo ufać
-Zbieg okoliczności że się dowiedział.
-Mam pewien problem. Amulet przestaje działać.
-O jakim amulecie mówisz?
-Tym, który pozwala mi chodzić w dzień, ledwo dochodzę do szkoły.
-zastanawiałam się jak to się dzieje że wychodzisz w dzień.
-Aha i jeszcze jedno.
-Co?
-Masz telefon?
-Mam.
Wyjął komórkę z kieszeni.
-Od dwóch dni próbuje zrozumieć to urządzenie, i raczej słabo mi idzie. Podasz mi swój numer czy tam coś bym mógł z tobą w razie czego rozmawiać
-serio? kilkusetletni wampir nie umie obsługiwać telefonu?
-No nie umie, bo to diabelstwo jakieś.
--heh, myślałam że wampiry umieją wszystko.
uśmiechnęłam się na myśl jak Patrick musiał się męczyć z telefonem.
-Widać że twoja wiedza na temat wampirów jest bardzo mała. A więc to cię śmieszy? To dasz ten numer czy nie.
-Jasne, jasne.
Kiedy Patrick zapisywał mój numer dalej nie mogłam się przestać uśmiechać.
-Dobra idź bo się na lekcje spóźnisz.
-Dozobaczenia.
Rzuciłam i pobiegłam na następną lekcje.
*Patrick*
-Teraz już wiem że w niektórych przypadkach uśmiech naprawdę może być irytujący...
                                                *
Lekcje minęły szybko a zaraz po ostatnim dzwonku dostałam wiadomość.
-Nie wiem jak masz zamiar ukryć swoją tajemnice ale kogoś znalazłem, jeszcze nic nie wie że ma grać cb. Przyjedź jak najszybciej.
-To wiadomość od Shiry, świetna robota, muszę teraz tylko znaleźć Patricka.
Na całe szczęście właśnie wychodził z pokoju nauczycielskiego lekko się chwiejąc, zaraz do niego podbiegłam.
-Świetnie że cie widzę, mój lekarz znalazł zastępstwo.
-mam jechać z tobą?
-a kto ma go zahipnotyzować? Ja niestety nie umiem
-aha czyli ten zastępca nie pójdzie po dobroci.
-Nie może się dowiedzieć o mojej osobowości
-w moim obecnym stanie to może być trudne
-czemu?
-Jestem głodny a w dodatku słońce tak na mnie powoli zaczyna działać.
-Przecież jeszcze masz krew, no nie?
-No już nie
-W takim razie będziesz musiał wytrzymać, nie pozwolę byś wyssał z kogoś krew a teraz chodź, im szybciej pójdziemy tym szybciej będziemy mieli to z głowy.
-a czy mogę gdzieś kupić krew
-Myślisz że krew można kupić ot tak po prostu w sklepie?
-no nie znam tych czasów
-Wcześniej dałeś radę wytrzymać dosyć długo i tym razem wytrzymasz
-i tak już wytrzymuje za długo
-To nie moja sprawa, ja mam tylko chronić to miasto
-jesteś bardzo wyrozumiała.
-sam musisz sobie radzić ze swoim głodem.
po kilkunastu minutach byliśmy w autobusie do domu Shinry
*mam nadzieje że nie spotkam nikogo z mojej szkoły. Jak się okaże że wychodzę gdzieś z nauczycielem po lekcjach mogą sie zacząć dziwne plotki*
-Bycie nauczycielem jest naprawdę męczące
Powiedział Patrick ziewając.
-Być uczniem takiego nauczyciela też nie jest łatwe.
-najlepiej by było gdybym dawał wam pełną swobodę na lekcjach
-To nie byłoby złe.
-nie wiem co to za młodzież w dzisiejszych czasach, do czego ten świat zmierza...
-Chyba nie do końca rozumiem co masz na myśli
-rzadko kto mnie zrozumie
-To witaj w klubie.
- jak bym miał brodę i wąsy to by mnie pewnie wszyscy szanowali!
-Oczywiście że tak
Powiedziałam sarkastycznie, przewracając oczami
-to był sarkazm?
-Ależ skąd, oczywiście że nie
Powiedziałam sarkastycznie.
-taaa jasne...
-Ale mógłbyś nam na lekcjach trochę darować, jesteśmy ludźmi. Mamy swoje ograniczenia. A twoje lekcje to są tortury.
-a co ja takiego robię, lekcje są po to by się czegoś nauczyć
-ale mógłbyś to robić trochę ciekawiej
Hmm ciekawiej powiadasz.... Myślę że da się zrobić. Co powiesz na żywą lekcje historii?
Powiedział uśmiechając się.
-Co masz na myśli?
Zapytałam podejrzliwie.
-Hmmm… Odwiedzimy średniowieczne lochy!
-To by było ciekawe.
Zobaczycie jak to jest być więźniem i dowiecie się co to znaczy tortura!
-Dobra, odwołuje to co mówiłam.
Patrick zaśmiał się lekko.
-Wiesz co?
-Hmm..?
Bardzo przypominasz mi moją siostrę, ona też się ze mną nie zgadzała. Przynajmniej druga darzyła mnie jakimś szacunkiem. . .
-Polubiłabym twoją pierwszą siostrę
-Ciekawe czy jeszcze żyją....
-Wampiry nie są nieśmiertelne?
-są ale da się je zniszczyć… przecież już jednego zabiłaś.
Dodał szeptem.
-Nie musisz mi przypominać że jestem mordercą i tak mnie to dręczy. Kiedy widziałeś swoje siostry ostatnio miały kłopoty że się o nie martwisz?
-Pokłóciliśmy się i obie wyszły z domu. I wtedy widziałem je ostatni raz
-Kiedy to było?
-Oooo bardzo dawno. Sam już dokładnie nie pamiętam
-nie ważne, nasz przystanek. Wysiadamy.
Wysiedliśmy z autobusu i po kilku minutach byliśmy pod domem Shinry,
-O Kamila, świetnie że jesteś, twoje ,,zastępstwo" wydaje się niecierpliwić
Powiedział lekarz kiedy tylko otworzył drzwi
-Witam nazywam się Patrick van Lavender
Powiedział podając rękę, Shinra trochę zdziwiony uścisnął dłoń wampira, który zaraz wszedł i zaczął się rozglądać po domu.
-Twój przyjaciel?
-Nie, mam mu tylko pomóc. To skomplikowane
U Shinry na kanapie siedziała dziewczyna, miała długie blond włosy ciemno zielone oczy i była ubrana w pomarańczowy top i jeansy.
-Dzień dobry
przywitała się jak zobaczyła Patricka.
-Dzień dobry.
Odpowiedział jej z uśmiechem.
Czy ona zna mroczną gwiazdę nadziei? Chodzi o to czy wie jak wygląda, czym się zajmuje i takie tam.
-Jeszcze nic nie wie, powiedziałem jej że ma przyjść na kontrolne badania.
Powiedział Shinra.
-Czyli ściągnęliście zwykłą dziewczynę?! A co jeśli ktoś ją zabije?
Powiedział szeptem wampir.
-Przepraszam że przeszkadzam ale nie bardzo wiem o co tu chodzi, miałam tu być na badaniach a ten pan mówi coś o mrocznej gwieździe nadziei
-A tak była ostatnio w wiadomościach zaraz przystąpimy do badań
-Nic jej nie będzie, może nie wygląda ale jest bardzo zwinna, jest w drużynie chirliderek.
-Oszalałeś? Wybrałeś kogoś takiego na mojego zastępcę?
Powiedziałam do Shinry, wiedziałam że to że jest wysportowana może jej bardzo pomóc ale moja duma nie pozwalała mi na przyjęcie do wiadomości tego że moje miejsce zajmuje jakaś chirliderka.
-Chodźmy na chwile do innego pokoju.
Powiedział Patrick i wyszliśmy za nim do sąsiedniego pomieszczenia.
-Nie wiem czy dam radę, to chyba zbyt okrutne obciążać niczego nie świadomą przypadkową osobę
-Właściwie co ty masz tutaj robić?
Zapytał Shinra, no tak. Nawet nie miałam okazji mu wyjaśnić kim jest i jak ma mi pomóc.
-No miałem ją zahipnotyzować, by jej się zdawało że jest mroczną gwiazda nadziei.
-Kogoś trzeba wybrać a z wszystkich osób jakie wybrałem ona ma największe szanse na przeżycie.
-Dobra ale jak coś jej się stanie to nie chce mieć tego na sumieniu
-Wezmę całą odpowiedzialność na siebie.
Powiedziałam, nie chciałam żeby komukolwiek coś się stało, moim obowiązkiem jest obrona miasta, ale jeżeli nie będzie nikogo kto zająłby się tym za mnie może ucierpieć spora ilość ludzi.
-Reputacja Kamili jest już na tyle duża żeby sam jej widok przerażał
Dodał Shinra.
-Dobrze zaczekajcie tutaj.
Powiedział i wszedł do pokoju z moją ,,zastępczynią”
-Nie wierze że to robię.
-To zaczynamy badania tak?
Powiedziała dziewczyna z promienistym uśmiechem. Wtedy ukucnął przed nią i wprowadził ją w trans.
*Patrick*
Mówiąc jej kogo ma udawać omal się nie popłakałem, ale musiałem to zrobić bo nie mogłem już znieść cierpień jakie fundowała mi klątwa, na koniec dodałem "gdy się obudzisz z transu będzie już po badaniach"
-Panie Shinra, skończyłem!
Zawołałem i obudziłem dziewczynę z transu.
-Świetnie, muszę przyznać że jeszcze nie słyszałem o takich technikach.
-Nie chce więcej tego robić.
Dziewczyna się obudziła i powiedziała do mnie uśmiechając się promiennie.
-Dziękuję panie doktorze, to jak z moim zdrowiem? W porzątku?
Kiedy na nia patrzyłem w oku zakręciła mi się łza.
-Wszystko w porządku
-Cieszę się, dziękuję
Powiedziała i wyszła.
-A teraz już muszę iść.
Powiedziałem wychodząc z budynku.
-Serio to było takie trudne? Przecież jak wrócę z podróży ona znowu będzie sobą
Powiedziała Kamila kiedy mnie dogoniła.
-O ile przeżyje. Nie rozumiesz że gdyby nie te twoje moce to byś dawno nie żyła! Ona ich nie ma
-Nie zapominaj że używałam moich mocy tylko w ostateczności! Zwykle używałam moich umiejętności walki!
-Oby to wystarczało. A ten jej uśmiech i sympatyczny wyraz twarzy...
-co z jej uśmiechem?
-Ma bardzo piękny uśmiech
Powiedziałem do siebie.
-Skoro Shinra ją wybrał znaczy że miał powody poradzi sobie.
-A teraz już będę wracał do domu
-a właśnie jeszcze jedno
-Tak?
--Ona stanie się mroczną gwiazdą nadziei już dziś czy dopiero w piątek?
-Dopóki jej nie wezwę. Ona jest coś na podobę mojego zombie. Zrobi wszystko co jej powiem już od dzisiaj.
-W porządku, czyli do piątku dalej zajmuje się swoją pracą.
-Tak, a teraz wybacz. Muszę już iść.
-To do zobaczenia jutro.
-Na razie.
Powiedziałem i poszedłem w stronę domu.

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Część VIII- kolejny wampir

Zanim zaczniecie czytać chciałam wam podziękować za 237 wejść na bloga. Jeszcze kilka i Patrick pokaże nam swoje rysunki :3 przepraszam też że jesteśmy tak beznadziejni w dotrzymywaniu terminów. W poprzednim wcieleniu musiałam być Edytorem mang XD
Aha i proszę komentujcie bloga bo z ponat 200 wejść mamy tylko 3 czy 4 komentarze.
****************************************************
Następnego dnia wstałam wyjątkowo wcześnie. Była chyba 5 rano. Od kiedy spotkałam Patricka wcale nie zajmowałam się miastem więc postanowiłam zrobić mały obchód przed szkołą, nic specjalnego się nie działo. Tak jakby wampir wypędził całe zło tego miasta. Ironia losu bo on i jego koledzy są w tym mieście największym złem. Mimo to do szkoły dotarłam kilka minut przed dzwonkiem.
-Znowu dzień zaczyna się od historii... mam ochotę się utopić.
Kiedy byłam pod salą Patrick właśnie wpuszczał do klasy.
-Dzień dobry. Na tablicy macie zapisany temat i lekcje, a ja w tym czasie na chwilę skocze do sekretariatu odebrać bardzo ważne papiery, tylko mi tu grzecznie.
Powiedział i opuścił sale.
*On serio jest tak naiwny, że myśli że będziemy grzeczni?*
pomyślałam kiedy klasa zaczynała zamieniać sale w Armagedon, wszędzie latały piórniki, kartki, gąbki kreda i chyba nawet kilkutygodniowe kanapki. Nie miałam ochoty się bawić w udawanie że mnie to wszystko obchodzi więc przepisałam temat i lekcje. Po 10 min wrócił Patrick. O dziwo nie okazał zdziwienia kiedy zobaczył sale. Zaczęłam się zastanawiać czy wampiry mają uczucia.
-Mam nadzieje, że macie już przepisane, bo pod koniec lekcji zbieram zeszyty na ocene.
-proszę pana niech pan tego nie robi
-Będziemy już grzeczni.
Odezwało się kilka osób w klasie.
W takim razie proszę posprzątać ten bałagan.
Wskazał na chłopaka który siedział w pierwszej ławce.
-Ale to nie ja rzucałem to oni!
Wskazał palcem na chłopaków siedzących pod ścianą.
-To nie my.
-Zrobili to ci spod okna.
-To nie my, to... to... TO KAMILLA
Cała klasa na mnie spojrzała, rysowałam wtedy w moim zeszycie więc nawet nie wiedziałam o co się kłócą.
-Ale że co ja?
Powiedziałam to beznamiętnym tonem. Wampir już się chyba znudził więc podszedł do chłopaków spojrzał na nich przenikliwym wzrokiem a oni… wstali i zaczęli sprzątać.
*To to musi być ta jego moc, byłam ciekawa jak może wyglądać. Ale to chyba głupi pomysł żeby ot tak jej używać*
-A teraz najważniejsze, Kamila.
Spojrzałam na Patricka który podszedł do mnie i położył mi na ławce jakieś dokumenty.
-Powiedz rodzicom żeby to podpisali. Jedziesz do Szkocji, szkoła to sponsoruje więc oczywiście nie muszą nic płacić.
Ludzie z mojej klasy wybałuszyli oczy jak usłyszeli o wycieczce.
-zaraz ale czemu?
-Jakim prawem tylko ona?
-to nie sprawiedliwe.
Bardzo dobrze napisała test sprawdzający i pomyślałem że pojedzie ze mną na bardzo ważny konkurs historyczny, dyrektor i rada pedagogiczna wyraziła zgodę więc nie ma problemu.
po klasie rozeszły się szumy niezadowolenia ale nikt o nic więcej nie pytał.
-Wy też możecie mieć szansę na wyjazd ale w przyszłym roku. Kamila, nie zgub dokumentów.
Powiedział i podszedł do swojego biurka.
-Temat przepisany?
klasa otworzyła zeszyty i zaczęła pisać. Ja zamiast przerabiać sale na wysypisko przepisywałam więc miałam wolne.
-Potem przeczytacie rozdział na stronie 102 i dokończycie notatkę w domu. Na następnej lekcji będę zbierał zeszyty do oceny więc proszę się starać.
Było 5 minut do dzwonka więc zaczęliśmy się pakować.
-Ej, co to ma być? Czy ja mówiłem że można się pakować?
-Zaraz będzie przerwa nie zdążymy nic zrobić
Odpowiedziałam beznamiętnym tonem.
-Proszę się wypakować i czekać na moje polecenie. Dzwonek jest informacją dla mnie że mam kończyć lekcje.
-Ale skoro i tak nie zdążymy nic zrobić to po co się rozpakowywać?
-Ale to ode mnie zależy czy nie będziemy nic robić
Klasa patrzyła zdezorientowana to na mnie to na nauczyciela.
-Może jeszcze zdążę kogoś przepytać. Na przykład ciebie.
-Do pytania nie potrzebne są książki więc nie ma sensu ich wyjmować.
-Wiem ale lubię je widzieć na ławce uczniów.
-Na przerwie nie są one zbyt potrzebne.
-I proszę się zamknąć.
wtedy zadzwonił dzwonek, i chwila ciszy.
-Teraz możecie wyjść. Ale następnym razem wykonujecie moje polecenia.
Wszyscy prawie wybiegli z klasy. Ja spokojnie wzięłam plecak i skierowałam się w stronę drzwi.
-Czekaj.
Zatrzymałam się i odwróciłam do wampira. Wiedziałam że tak to się skończy.
-Mogłabyś mi nie utrudniać lekcji i nie sprzeczać się ze mną.
-Mógłbyś dawać uczniom żyć, to są ludzie.
-Może poza szkoła jesteś super bohaterem ale w tej sali jesteś zwykłą uczennicą. Ja tylko wymagam trochę dyscypliny.
-Trochę za dużo.
-Jestem nauczycielem i to nie byle jakim.
-Jasne, mało jest nauczycieli którzy mogliby wyssać krew z uczniów.
-To że nie pozwalam wam robić co się chce to jeszcze nie jest przegięcie. Nie ważne idź już.
Odwróciłam się i wyszłam, kiedy dotarłam do sali w której mieliśmy mieć lekcje chłopcy z klasy podeszli do mnie.
-No Kamila trzeba ci przyznać, masz odwagę, myślałem że ten nauczyciel zaraz cie zabije.
-Niezła byłaś że dałaś radę mu się postawić.
Pierwszy raz ludzie z mojej klasy odezwali się do mnie w innym celu niż zwalenie na mnie czegoś albo pożyczenie pieniędzy. Kiedy skończyliśmy lekcje od razu wróciłam do domu wtedy usłyszałam policyjny radiowóz. Zostawiłam plecak w domu i pobiegłam sprawdzić co się dzieje, policjanci stali kilkanaście metrów od mojego domu i gadali z Patrickiem, wyglądało jakby mu gratulowali. Było też tam kilku obezwładnionych ludzi, którzy zaraz zostali zabrani przez policje. podeszłam do wampira.
-Co się stało?
-A chcieli kogoś okraść, za moich czasów odcinano złodziejowi rękę. Teraz jakiś to dziwny system jest.
-Teraz dostaje się kilka lat więzienia.
-Dla mnie to nie dużo.
-Pierwszy raz pomagasz ludziom?
-Można by tak to ująć.
-Znaczy?
-Nie wiem czy wtedy można by to nazywać pomocą ale teraz to tak, pomogłem.
-Wtedy znaczy kiedy?
-Kilkaset lat temu. Długa historia He He.
-Aha... czyli nie pomagałeś ludziom w mieście wcześniej?
-Nie. A teraz idź do domu bo jeszcze będą cię o coś podejrzewać.
-Nie jestem dzieckiem, daje sobie jakoś rade sama.
-Tak, ale spotykanie z nauczycielem poza szkoła dla niektórych może wydać się dziwne.
-W sumie możesz mieć racje.
Wróciłam do domu. Patrick dzisiaj nic nie chciał więc mogłam zająć się swoimi sprawami, wyjęłam papiery dla rodziców i zostawiłam na stole, sama usiadłam przed telewizorem i włączyłam wiadomości. Mówili coś o nieudanej kradzieży. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
-Mroczna gwiazda nadziei osuwa się w cień co? Będę musiała to naprawić.
Chciałam wyłączyć telewizor, ale spiker nagle przerwał... wyglądało jakby otrzymywał jakieś ważne wiadomości.
-Uwaga, właśnie dostaliśmy ważny komunikat. Psychopata biega po mieście, uważa się za wampira bo wgryza się ludziom w szyje, na wskutek prebicia tętnicy prawie od razu umierają. Prosimy o zostanie w domach, policja już jedzie żeby obezwładnić szaleńca.
Nie zastanawiałam się ani chwili. Założyłam mój strój, wzięłam miecz i pobiegłam
                               *Patrick*
W tej samej chwili oglądając wiadomości przeszył mnie gniew,
Nie powinienem sobie pozwalać na takie wybryki, ale jeśli to prawdziwy wampir to nie dobrze.
Po tych słowach wybiegłem.
                                             *Kamila*

Skakałam po dachach budynków żeby jak najszybciej się dostać na miejsce.
*na pewno to prawdziwy wampir, nie ma innej możliwości*
Kiedy dotarłam do centrum wampir przebijał szyje kolejnemu człowiekowi, strzały policjantów nie robiły na nim wrażenia. Wtedy na plac wpadł Patrick, był lekko sparaliżowany widokiem. Zeskoczyłam z budynku koło miejsca gdzie stał.
-Serio masz czas żeby się gapić?
Wtedy wyjął swój Artemis. W tym samym momencie wyjęłam swój miecz i podbiegłam do wampira, który właśnie porzucił martwe ciało na ziemi, po czym wbił we mnie krwawe spojrzenie. Zamachnęłam się i wycelowałam w niego cios.
Wtedy pojawił się Patrick który zatrzymał mój miecz.
-Czekaj
-Co?!
Powiedział mi cicho że potem go zabijemy, po czym spojrzał na wampira.
-Ty... kim jesteś?
-Nie mamy czasu na pogawędki, zaraz wszystkich pozabija!
-Spokojnie! Przestaw się wampirze.
-Jak mam być spokojna?! Mam ratować ludzi a nie gadać z ich oprawcami!
-Muszę się dowiedzieć skąd on jest by nie doszło do więcej takich sytuacji.
Wtedy odezwał się wampir.
-Ja? Ha nie muszę się przedstawiać.
-Albo się z nami dogadasz albo zginiesz!
Powiedział Patrick. Wampir milczał.
-Nie chce współpracować. Mogę go zabić od razu.
Lavender westchnął tylko i puścił mój miecz.
-Serio myślisz że ona da mi rade?
Miałam dość tego że wampiry myślały że jestem słaba, nie czekałam dłużej, zamachnęłam się mieczem, złapał go w locie. Wtedy miecz zaczął płonąć. wampir wytrzeszczył oczy i machał ręką.
-Co? Co to jest?!
-Moja moc, władam ogniem i umiem go przenieść przez miecz.
Zaatakowałam jeszcze raz. Od razu zaczął się palić. Upadł na ziemie i zamienił się w proch. Nienawidziłam zabijać ale nie miałam wyboru. Musiał zapłacić za śmierć ludzi.
-Nie pozwolę by ktokolwiek krzywdził ludzi z mojego miasta.
-Kim jest ten wampir, może jest ich więcej.
Usłyszałam za sobą głos Patricka.
-A tak w ogóle wiesz że ludzie mogą cie słyszeć?
-Co?
-Prawdopodobnie gdzieś tu jest telewizja, więc nie wspominaj kim są naprawde.
-Ale jak ludzie mnie zobaczą to moja kariera nauczyciela skończona.
-Więc po co się tu pchałeś?
-Przecież to wampir, czuje się trochę winny
-Lepiej wiej, póki możesz
Chwile potem go nie było. Miałam nadzieje że uda mi się odwrócić uwagę dziennikarzy i że Patrick nie pojawi się w wiadomościach. Wtedy podbiegli ludzie, karetka zabrała rannych, policja przygląda się prochom wampira. Jako że ciągle tu stałam telewizja miała niepowtarzalną okazje do wywiadu.
-Mroczna gwiazdo nadziei, wyjaśnisz nam jak to się stało że ten człowiek zamienił się w proch? I kim był ten człowiek który ci pomagał?
*świetnie teraz żeby pomóc Patrickowi muszę się tłumaczyć*
-Sądzę że po prostu był łatwopalny.
--A..A...ale jakto? I...i..?
Nie zdążył skończyć bo transmisja została przerwana. Na pewno przez Patricka. Mogłam już spokojnie się ulotnić. Pod moim domem stał Lavendern, wyglądał na wkurzonego.
-Coś się stało profesorze?
Powiedziałam ironicznie.
-Jeszcze masz czas na wywiady?
-Ratowałam twój tyłek. Nie oczekuję dziękuję ale mógłbyś chociaż nie mieć pretensji.
-Czy nie uważasz że to dziwne gdy mroczna gwiazda nadziei udziela wywiad i ciebie akurat wtedy nie ma w domu
-I tak nikt mnie nie odwiedzi
-Być może ale co niektórzy mogą mieć podejrzenia co do twojej tożsamości.
-Nie będą mieli
-Oby, ale bądź ostrożna
-Wampiry łatwo mogą wyczuć kim jesteś, po zapachu mogą cię śledzić. I także twoja rodzina może być w to zamieszana.
-Jak giną nie mają kiedy śledzić.
-Może masz racje, pogadamy jeszcze jutro.
-No dobra tylko jeszcze jedno.
-Co?
-Jak podczas naszego wyjazdu masz zamiar ukryć to że mrocznej gwiazdy nie ma?
-Musisz coś wymyśleć.
-najłatwiej zwalić na mnie.
-Ech…
-Ty masz te moce, mógłbyś coś wymyśleć.
-Nie omamię całego miasta.
-No to kogoś kto mnie zastąpi a potem to zapomni.
-To znajdź kogoś, ja muszę iść.
-I znowu wszystko na mojej głowie. Dobra zajmę się tym.