*Patrick*
Podróż przebiegała spokojnie, większość
ludzi dziwnie na mnie patrzyła, nie dziwie im się byłem blady jak ściana.
Myślałem momentami, że nie przeżyję podróży. Po kilku przeciągających się
godzinach wreszcie dolecieliśmy do celu, musiałem tylko uważać by mnie słońce
nie spopieliło.
- Więc, gdzie mamy iść by zdjąć z ciebie
tą klątwę?
- W miejsce mojego domu, a potem do wieży
nekromanty.
- Dobra, to gdzie jest ten twój dom?
- Dziesięć kilometrów stąd, o ile dobrze pamiętam...
szukajmy pola z lawendą.
- Spoko. Rozumiem, że w twoim domu
znajdziemy jakieś miejsce ze spania?
- Ehhh, wątpię by on jeszcze stał.
- Więc rozumiem że mamy znaleźć twój dom
a potem modlić się żebyśmy mieli gdzie spać? Świetny plan.
- Pod domem była piwnica, taka tajna...
tam jest coś co pomoże.
- Świetnie, piwnica to moje ulubione
miejsce do spania.
- Wytrzymałaś noc u mnie to w piwnicy będzie
ci o niebo lepiej.
Uśmiechnąłem się do Kamili, odwzajemni ła
się morderczym spojrzeniem i powieziała:
- Nie sądzę.... u ciebie przynajmniej
było łóżko.
- Poradzimy sobie.
- Wynajmę jakiś transport, poczekaj tu
chwilę.
- Nie ma sprawy.
Powiedziała siadając na swojej walizce.
****
Poszedłem szybkim krokiem rozejrzeć się
po mieście. Znalazłem osobę, która za dość wygurowaną opłatą zabierze nas w
miejsce docelowe. Wróciłem czym prędzej na lotnisko.
- Mam transport.
- Świetnie, równie luksusowy jak spanie w
piwnicy?
- Myślę, że przypadnie ci do gustu ,chodź.
*Kamila*
Wstałam z walizki i ciągnąc ją za sobą
poszłam za Patrickiem.
- Pomóc ci z walizką?
- Twierdzisz, że sama sobie nie poradzę?
- Chciałem być tylko uprzejmy...
- Obejdzie się.
Powiedziałam patrząc na niego
złowieszczym wzrokiem.
- Postaraj się mnie nie zabić.
Uśmiechnął się do mnie tym spojrzeniem,
którego tak nienawidziłam.
- Darowałbyś sobie te uwagi. Gdybym
chciała się ciebie pozbyć zrobiłabym to przy naszym pierwszym spotkaniu.
- I nadal jestem ci za wszystko
wdzięczny.
- Będziesz mi dziękował jak pozbędziemy
się twojej klątwy.
- Ja i tak już ci dziękuję za wszystko.
Powiedział spuszczając głowę.
- Właściwie to przypomnij mi jak ja mam
ci w tym pomóc?
- Nekromanta mógł zabezpieczyć księgę
zaklęciem i tu pojawia się twoje zadanie.
- Wiesz, że nie jestem żadnym magiem ani
czarodziejem, prawda?
- Ale posiadasz potężną moc.
- Władam ogniem, ale to nic wielkiego.
- Z Ostrzem Prometeusza już tak.
- Co nie zmienia faktu, że nie jestem
magiem ani czarodziejem.
- Tylko szamanem. Działa podobnie...
- Tak, komunikuję się z duchami, ale
dawno z żadnym nie gadałam.
- Naprawdę to potrafisz?
Otworzył szeroko oczy w zaskoczeniu.
- A jak myślisz co oznacza bycie
szamanem?
- Wiem o tobie tyle co ty o wampirach.
- Szaman to ktoś kto łączy świat duchów i
ludzi, poza tym, ja o wampirach coś tam wiem. A wygląda na to że ty o szamanach
nie masz bladego pojęcia.
- Zastanawiam się czy jak umrę to
zostanie po mnie taka dusza..
- Myślałam, że wampiry są nieśmiertelne.
- Bo są ale można nas zniszczyć.
- To to wiem. Tak właściwie jak to
interpretowałeś gdy powiedziałam, że jestem szamanem ognia?
- Trochę jak mag.
- Więc słysząc szaman wyobrażasz sobie
czarodzieja w gwiazdkowatej szacie, szpiczastym kapeluszu oraz księgą zaklęć?
- O czym ty mówisz?
- Często w ten sposób są przedstawiani
potężni magowie ...żałosne.
- Nie zrozumiem dzisiejszych czasów.
- To witaj w klubie. Ja się w tych
czasach wychowałam a i tak ich nie rozumiem.
- Patrz tam czeka nasz samochód!
<pokazuje na czarnego mercedesa>
Wskazał na czarnego mercedesa stojącego
na parkingu. Gdy otrząsnęłam się z szoku powiedziałam:
- Łoł, gdzieś ty to znalazł?
- A raczej kogo. Mamy kierowcę.
-Cóż, przynajmniej mam pewność, że mnie
nie zabijesz kierując tym.
- Eeee hehehe…
Patrick wsiadł do samochodu na przodzie,
a ja zajęłam miejsce na tylnym siedzeniu zapinając pasy.
Nagle kierowca się odezwał:
- A mógłbym spytać dlaczego tak was
ciągnie na to pole lawendy?
- Robię kilka zdjęć na pamiątkę a wiem,
że to naprawdę piękne miejsce.
- Zgadzam się, ładnie pan wybrał.
- Przepraszam, a czy w okolicy tego pola
znajdziemy hotel?
- Niestety nie ale mam znajomego w
okolicy.
- Przenocowałby nas?
- Za odpowiednią opłatą pewnie tak. A to
pana siostra?
Spojrzał na mnie przerywając rozmowę z
wampirem.
-Nie, jestem tylko jego znajomą.
Powiedziałam wyglądając za szybę, nie
przepadałam za rozmawianiem z taksówkarzami. I tak ich nigdy nie interesowało
co mamy do powiedzenia. Jechaliśmy przeszło 20 minut mijając piękne wzgórza i
las aż wreszcie dotarliśmy na kilku hektarowe pole lawendy
- Już jesteśmy.
Powiedział kierowca zatrzymując samochód.
Nie mogłam uwierzyć w to co widzę.
- To miejsce jest piękne, wygląda jak
fioletowy ocean ciągnący się aż po horyzont.
Patrick wysiadł z auta i podziękował
kierowcy, który zaraz potem odjechał.
- To całe pole należy do mnie.
Powiedział Patrick uśmiechając się i
patrząc przed siebie.
- Naprawdę jest tu pięknie.
- Dziękuję, a teraz chodź za mną połazimy
trochę po tym polu.
Poszłam za nim. W pewnej chwili Patrick
się zatrzymał.
- To tu
-Tu był twój dom czy jest piwnica?
Staliśmy pod wielkim dębem.
-Tu jest wejście do piwnicy. Dom stał kilkadziesiąt metrów dalej.
-Prowadź więc.
Podniósł klapę i ukazały się nam schody
prowadzące na dół.
- Nie lubię schodów, prowadzących w
ciemność, zwłaszcza jeżeli nie widzę ich końca
Powiedziałam patrząc w znikające w
ciemności stopnie.
- Rzeczywiście głęboko...
Westchnął Patrick. Stworzyłam w dłoni
kule ognia i zaczęłam schodzić w dół.
- Dobry pomysł.
- Schodzenie po schodach w całkowitej
ciemności to byłby raczej głupi pomysł.
- Kto wie co czycha na dole...
Na wszelki wypadek wyjęłam miecz i
schodziłam z nim wyciągniętym przed siebie.
Wreszcie doszliśmy do końca schodów i
staliśmy w ogromnym pomieszczeniu, w którym roznosił się okropny zapach
zgnilizny.
-Też czujesz ten straszny zapach? Cuchnie
jakby były tu jakieś przegnite ciała.
- Tak... eeee... mam nadzieje że tu nie
ma żywych trupów...
-To byłby pech gdybym oprócz wampira
musiała jeszcze się męczyć z zombie.
- Na szczęście władasz ogniem.
- Jasne, tego nam trzeba. Zapachu
spalonych, pogniłych zwłok.
- Fuj. Szukamy skrzyni z mosiężnym
zamkiem.
-Masz ty chociaż do niego klucz?
Zapytałam rozglądając się po komnacie
- Po co nam klucz?
W samym rogu leżała ogromna skrzynia.
Wampir spojrzał na mnie wymownie jakby mówił że to ja mam się z nią męczyć. Podeszłam
i przykucnęłam przy niej. Z głębi krypty dobiegały dziwne jęki. Gwałtownie wstałam
wycofując się jak najdalej od głębi krypty. Patrick wyjął swoją kose i
powiedział cicho do siebie.
- Cholera...
-Nie znoszę zombie, niech to nie będą
zombie.
- Zajmij się otwieraniem skrzyni.
- Jak ja mam to do cholery otworzyć?
- Bij mieczem czy coś... Zapal mi
pochodnię, jedna jest zaczepiona tam na ścianie.
Jęki stawały się coraz głośniejsze.
-Bij mieczem czy coś, bardzo konkretne.
Powiedziałam i zapaliłam pochodnię
-Ja zajmę się umarlakami.
-Jasne, że mógłby wziąć klucz ale po co,
niech Kamila się wszystkim zajmie.
Powiedziałam do siebie kucając przy
skrzyni. W czasie gdy Patrick czatował przy korytarzu.
- Coś tu się zbliża... jest tego raczej
sporo.
Powiedział nerwowo.
- Świetnie. Gdybyś wziął klucz to byśmy
już wychodzili.
- Wiem
Rozległ się przeraźliwy krzyk i łeb
jednego z umarlaków wylądował na ziemi.
***
Przyłożyłam dłoń do zamka, próbując go
roztopić. Zamek się nagrzewał i robił się czerwony, nic poza tym. Zwiększam
ogień, ściskając go. W końcu pękł.
-Bingo
Ciągle było słychać wrzaski, jęki i ciała
upadające na ziemie. Kiedy otworzyłam wieko skrzyni i zajrzałam do środka. W
niej znajdowała się stara, poniszczona, wielka księga. Schowałam miecz i
podniosłam ją obiema rękoma
- Już?!
Wrzasnął Patrick.
- Możemy iść, byle szybko.
- Zrób coś z tymi umarlakami!
- Mam zajęte ręce. Muszę czymś trzymać tą
książkę
- Odłóż księgę na ziemie po czym ciśnij
ogniem w zombiaki ja chwycę księgę, ty pobiegniesz do wyjścia a ja za tobą.
- Odsuń się, będzie tu zaraz gorąco.
Kiedy wampir wycofał się w stronę schodów
do krypty zaczęła wchodzić horda nieżywych.
***
Odłożyłam księgę na ziemię i stanęłam
przed armią zombie. Patrick błyskawicznie chwycił księgę i stanął przy schodach
prowadzących do wyjścia. Nie wyjęłam miecza tylko skierowałam obie dłonie w ich
stronę.
-Wybaczcie mi obłąkane dusze, czas
odesłać was do nieba.
Strzeliłam strumieniem ognia w armie
nieumarłych
- A teraz biegnij na górę!!!
Krzyknąłem Patrick widząc jak umarlaki
gwałtownie się cofnęły.
Strumień z każdą chwilą się powiększał.
Nie byłam w stanie uspokoić się na tyle by przestać strzelać.
Krypta zaczęła się trząść i powoli
zawalać.
-Hej Patrick, wiesz czemu nigdy nie
używałam tej mocy? Bo ja właśnie to sobie przypomniałam.
- Co mam zrobić zaraz zostaniemy
pogrzebani żywcem!
Zaczynało mi się robić gorąco, powoli
słabłam. Zacisnęłam pięści i nareszcie udało mi się przestać strzelać.
- A teraz do wyjścia!
Krzyk Patricka wydawał się cichym szeptem
wypowiedzianym tuż przy mnie. Cholera, nie dam chyba rady dojść do wyjścia, jeszcze
chwila i stracę przytomność.
Na uginających się nogach zaczęłam się wycofywać
stronę schodów.
- Nie mamy dużo czasu !
Ostatnie co pamiętam zanim otoczyła mnie
ciemność to Patricka podbiegającego w moją stronę.
*Patrick*
Biegnąc po schodach dalej słyszałem
przeraźliwe jęki lecz wiedziałem że nie mogę się odwrócić. Wybiegłem na powierzchnie,
ziemia się lekko zapadła i natychmiast poczułem na sobie ogień... skwar
piekielnego Słońca na moim ciele... Położyłem Kamilę na ziemie po czym
przykryłem twarz płaszczem i zwijałem się z bólu. Podczołgałem się do Kamili
lekko się trzęsąc i błagając by się
obudziła.
*Kamila*
Chłodne powietrze i ciepło słońca powoli
wybudzało mnie z omdlenia. Udało mi się usiąść czując jak kręci mi się w
głowie. Koło mnie leżał Patrick, trzęsący się lekko.- Wszystko w porządku?
Odezwał się do mnie zakrywając twarz.
-Tak, tak. W porządku. Nie powinnam była strzelać strumieniem ognia. Zawsze mnie to osłabia.
- Ważne ze żyjemy.
- Nie wiem jak ty, ale ja ledwo.
Podarł lekko swoją koszulę robiąc sobie z niej maskę na twarz.
-Czekaj chwilę, powinnam mieć w torbie płaszcz.
Przy wejściu do krypty zostawiłam walizkę, wyjęłam z niej teraz przeciwdeszczowy płaszcz. Na szczęście tak jak wszystko co miałam była czarna, więc chroniła też przed słońcem
- Mój płaszcz jest dosyć mocno zniszczony... dziękuję
-Powiedzmy że jesteśmy kwita.
- Dobrze
Odpowiedział stłumionym głosem i ubrał płaszcz. Podszedł do walizki i wypił kolejne 2 fiolki krwi.
-Zostało mi już tylko 7...
***
Dalej mi się kręciło w głowie, musiałam
oprzeć głową o walizkę żeby znowu nie zemdleć.
- Masz napij się.
Podał mi butelkę z wodą.
- Dzięki. Akurat woda to coś czego
najbardziej potrzebuje.
Wzięłam butelkę i opróżniłam ją prawie do połowy- Zastanawia mnie skąd w tej kryptopiwnicy wzięły się umarli, ojciec przechowywał tam tylko wino i inne rzeczy...- Myślisz że ktoś się nas spodziewał? Albo prędzej ciebie.- Spodziewam się najgorszego. Może to ten sam nekromanta, który rzucił na mnie klątwę.
- Myślisz, że spodziewał się twojego powrotu tutaj?
-Tego nie wiem, wszystko jest możliwe.Wzięłam butelkę i opróżniłam ją prawie do połowy- Zastanawia mnie skąd w tej kryptopiwnicy wzięły się umarli, ojciec przechowywał tam tylko wino i inne rzeczy...- Myślisz że ktoś się nas spodziewał? Albo prędzej ciebie.- Spodziewam się najgorszego. Może to ten sam nekromanta, który rzucił na mnie klątwę.
- Myślisz, że spodziewał się twojego powrotu tutaj?
- Wiesz, nekromanci są okrutni...
- Najwyraźniej, a teraz musimy znaleźć nocleg.
-Nie mówię o tym, że próbowali nas zabić. Nie znam się na nekromancji ale żeby ciało mogło się ruszać potrzebuje chyba duszy, no nie?
- Byłem uczniem nekromanty... masz racje.
- Więc tacy nekromanci zamykają biedne susze w ciałach. Dusze, które przez nich nie mogą odejść do swojego nieba.
- Albo do piekła...
- Cokolwiek jest po śmierci.
- Może niedługo się przekonamy a teraz idziemy znaleźć miejsce na nocleg. Dosyć już wrażeń na dzisiaj.
-Zgadzam się z tobą. Im szybciej znajdziemy hotel tym szybciej będę mogła sobie zemdleć w spokoju.
- Ten kierowca mówił że niedaleko ma znajomego. Sprawdźmy.
***
Wstałam, wzięłam moją torbę i złapałam za uchwyt walizki
-Chodźmy.
Pokiwał głową, po czym wstał.