wtorek, 5 lutego 2013

Część XII- Krypta na polu lawendy.


*Patrick*
Podróż przebiegała spokojnie, większość ludzi dziwnie na mnie patrzyła, nie dziwie im się byłem blady jak ściana. Myślałem momentami, że nie przeżyję podróży. Po kilku przeciągających się godzinach wreszcie dolecieliśmy do celu, musiałem tylko uważać by mnie słońce nie spopieliło.
- Więc, gdzie mamy iść by zdjąć z ciebie tą klątwę?
- W miejsce mojego domu, a potem do wieży nekromanty.
- Dobra, to gdzie jest ten twój dom?
- Dziesięć kilometrów stąd, o ile dobrze pamiętam... szukajmy pola z lawendą.
- Spoko. Rozumiem, że w twoim domu znajdziemy jakieś miejsce ze spania?
- Ehhh, wątpię by on jeszcze stał.
- Więc rozumiem że mamy znaleźć twój dom a potem modlić się żebyśmy mieli gdzie spać? Świetny plan.
- Pod domem była piwnica, taka tajna... tam jest coś co pomoże.
- Świetnie, piwnica to moje ulubione miejsce do spania.
- Wytrzymałaś noc u mnie to w piwnicy będzie ci o niebo lepiej.
Uśmiechnąłem się do Kamili, odwzajemni ła się morderczym spojrzeniem i powieziała:
- Nie sądzę.... u ciebie przynajmniej było łóżko.
- Poradzimy sobie.
- Wynajmę jakiś transport, poczekaj tu chwilę.
- Nie ma sprawy.
Powiedziała siadając na swojej walizce.
****
Poszedłem szybkim krokiem rozejrzeć się po mieście. Znalazłem osobę, która za dość wygurowaną opłatą zabierze nas w miejsce docelowe. Wróciłem czym prędzej na lotnisko.
- Mam transport.
- Świetnie, równie luksusowy jak spanie w piwnicy?
- Myślę, że przypadnie ci do gustu ,chodź.
*Kamila*
Wstałam z walizki i ciągnąc ją za sobą poszłam za Patrickiem.
- Pomóc ci z walizką?
- Twierdzisz, że sama sobie nie poradzę?
- Chciałem być tylko uprzejmy...
- Obejdzie się.
Powiedziałam patrząc na niego złowieszczym wzrokiem.
- Postaraj się mnie nie zabić.
Uśmiechnął się do mnie tym spojrzeniem, którego tak nienawidziłam.
- Darowałbyś sobie te uwagi. Gdybym chciała się ciebie pozbyć zrobiłabym to przy naszym pierwszym spotkaniu.
- I nadal jestem ci za wszystko wdzięczny.
- Będziesz mi dziękował jak pozbędziemy się twojej klątwy.
- Ja i tak już ci dziękuję za wszystko.
Powiedział spuszczając głowę.
- Właściwie to przypomnij mi jak ja mam ci w tym pomóc?
- Nekromanta mógł zabezpieczyć księgę zaklęciem i tu pojawia się twoje zadanie.
- Wiesz, że nie jestem żadnym magiem ani czarodziejem, prawda?
- Ale posiadasz potężną moc.
- Władam ogniem, ale to nic wielkiego.
- Z Ostrzem Prometeusza już tak.
- Co nie zmienia faktu, że nie jestem magiem ani czarodziejem.
- Tylko szamanem. Działa podobnie...
- Tak, komunikuję się z duchami, ale dawno z żadnym nie gadałam.
- Naprawdę to potrafisz?
Otworzył szeroko oczy w zaskoczeniu.
- A jak myślisz co oznacza bycie szamanem?
- Wiem o tobie tyle co ty o wampirach.
- Szaman to ktoś kto łączy świat duchów i ludzi, poza tym, ja o wampirach coś tam wiem. A wygląda na to że ty o szamanach nie masz bladego pojęcia.
- Zastanawiam się czy jak umrę to zostanie po mnie taka dusza..
- Myślałam, że wampiry są nieśmiertelne.
- Bo są ale można nas zniszczyć.
- To to wiem. Tak właściwie jak to interpretowałeś gdy powiedziałam, że jestem szamanem ognia?
- Trochę jak mag.
- Więc słysząc szaman wyobrażasz sobie czarodzieja w gwiazdkowatej szacie, szpiczastym kapeluszu oraz księgą zaklęć?
- O czym ty mówisz?
- Często w ten sposób są przedstawiani potężni magowie ...żałosne.
- Nie zrozumiem dzisiejszych czasów.
- To witaj w klubie. Ja się w tych czasach wychowałam a i tak ich nie rozumiem.
- Patrz tam czeka nasz samochód! <pokazuje na czarnego mercedesa>
Wskazał na czarnego mercedesa stojącego na parkingu. Gdy otrząsnęłam się z szoku powiedziałam:
- Łoł, gdzieś ty to znalazł?
- A raczej kogo. Mamy kierowcę.
-Cóż, przynajmniej mam pewność, że mnie nie zabijesz kierując tym.
- Eeee hehehe…
Patrick wsiadł do samochodu na przodzie, a ja zajęłam miejsce na tylnym siedzeniu zapinając pasy.
Nagle kierowca się odezwał:
- A mógłbym spytać dlaczego tak was ciągnie na to pole lawendy?
- Robię kilka zdjęć na pamiątkę a wiem, że to naprawdę piękne miejsce.
- Zgadzam się, ładnie pan wybrał.
- Przepraszam, a czy w okolicy tego pola znajdziemy hotel?
- Niestety nie ale mam znajomego w okolicy.
- Przenocowałby nas?
- Za odpowiednią opłatą pewnie tak. A to pana siostra?
Spojrzał na mnie przerywając rozmowę z wampirem.
-Nie, jestem tylko jego znajomą.
Powiedziałam wyglądając za szybę, nie przepadałam za rozmawianiem z taksówkarzami. I tak ich nigdy nie interesowało co mamy do powiedzenia. Jechaliśmy przeszło 20 minut mijając piękne wzgórza i las aż wreszcie dotarliśmy na kilku hektarowe pole lawendy
- Już jesteśmy.
Powiedział kierowca zatrzymując samochód. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę.
- To miejsce jest piękne, wygląda jak fioletowy ocean ciągnący się aż po horyzont.
Patrick wysiadł z auta i podziękował kierowcy, który zaraz potem odjechał.
- To całe pole należy do mnie.
Powiedział Patrick uśmiechając się i patrząc przed siebie.
- Naprawdę jest tu pięknie.
- Dziękuję, a teraz chodź za mną połazimy trochę po tym polu.
Poszłam za nim. W pewnej chwili Patrick się zatrzymał.
- To tu
-Tu był twój dom czy jest piwnica?
Staliśmy pod wielkim dębem.
-Tu jest wejście do piwnicy.  Dom stał kilkadziesiąt metrów dalej.
-Prowadź więc.
Podniósł klapę i ukazały się nam schody prowadzące na dół.
- Nie lubię schodów, prowadzących w ciemność, zwłaszcza jeżeli nie widzę ich końca
Powiedziałam patrząc w znikające w ciemności stopnie.
- Rzeczywiście głęboko...
Westchnął Patrick. Stworzyłam w dłoni kule ognia i zaczęłam schodzić w dół.
- Dobry pomysł.
- Schodzenie po schodach w całkowitej ciemności to byłby raczej głupi pomysł.
- Kto wie co czycha na dole...
Na wszelki wypadek wyjęłam miecz i schodziłam z nim wyciągniętym przed siebie.
Wreszcie doszliśmy do końca schodów i staliśmy w ogromnym pomieszczeniu, w którym roznosił się okropny zapach zgnilizny.
-Też czujesz ten straszny zapach? Cuchnie jakby były tu jakieś przegnite ciała.
- Tak... eeee... mam nadzieje że tu nie ma żywych trupów...
-To byłby pech gdybym oprócz wampira musiała jeszcze się męczyć z zombie.
- Na szczęście władasz ogniem.
- Jasne, tego nam trzeba. Zapachu spalonych, pogniłych zwłok.
- Fuj. Szukamy skrzyni z mosiężnym zamkiem.
-Masz ty chociaż do niego klucz?
Zapytałam rozglądając się po komnacie
- Po co nam klucz?
W samym rogu leżała ogromna skrzynia. Wampir spojrzał na mnie wymownie jakby mówił że to ja mam się z nią męczyć. Podeszłam i przykucnęłam przy niej. Z głębi krypty dobiegały dziwne jęki. Gwałtownie wstałam wycofując się jak najdalej od głębi krypty. Patrick wyjął swoją kose i powiedział cicho do siebie.
- Cholera...
-Nie znoszę zombie, niech to nie będą zombie.
- Zajmij się otwieraniem skrzyni.
- Jak ja mam to do cholery otworzyć?
- Bij mieczem czy coś... Zapal mi pochodnię, jedna jest zaczepiona tam na ścianie.
Jęki stawały się coraz głośniejsze.
-Bij mieczem czy coś, bardzo konkretne.
Powiedziałam i zapaliłam pochodnię
-Ja zajmę się umarlakami.
-Jasne, że mógłby wziąć klucz ale po co, niech Kamila się wszystkim zajmie.
Powiedziałam do siebie kucając przy skrzyni. W czasie gdy Patrick czatował przy korytarzu.
- Coś tu się zbliża... jest tego raczej sporo.
Powiedział nerwowo.
- Świetnie. Gdybyś wziął klucz to byśmy już wychodzili.
- Wiem
Rozległ się przeraźliwy krzyk i łeb jednego z umarlaków wylądował na ziemi.
***
Przyłożyłam dłoń do zamka, próbując go roztopić. Zamek się nagrzewał i robił się czerwony, nic poza tym. Zwiększam ogień, ściskając go. W końcu pękł.
-Bingo
Ciągle było słychać wrzaski, jęki i ciała upadające na ziemie. Kiedy otworzyłam wieko skrzyni i zajrzałam do środka. W niej znajdowała się stara, poniszczona, wielka księga. Schowałam miecz i podniosłam ją obiema rękoma
- Już?!
Wrzasnął Patrick.
- Możemy iść, byle szybko.
- Zrób coś z tymi umarlakami!
- Mam zajęte ręce. Muszę czymś trzymać tą książkę
- Odłóż księgę na ziemie po czym ciśnij ogniem w zombiaki ja chwycę księgę, ty pobiegniesz do wyjścia a ja za tobą.
- Odsuń się, będzie tu zaraz gorąco.
Kiedy wampir wycofał się w stronę schodów do krypty zaczęła wchodzić horda nieżywych.
***
Odłożyłam księgę na ziemię i stanęłam przed armią zombie. Patrick błyskawicznie chwycił księgę i stanął przy schodach prowadzących do wyjścia. Nie wyjęłam miecza tylko skierowałam obie dłonie w ich stronę.
-Wybaczcie mi obłąkane dusze, czas odesłać was do nieba.
Strzeliłam strumieniem ognia w armie nieumarłych
- A teraz biegnij na górę!!!
Krzyknąłem Patrick widząc jak umarlaki gwałtownie się cofnęły.
Strumień z każdą chwilą się powiększał. Nie byłam w stanie uspokoić się na tyle by przestać strzelać.
Krypta zaczęła się trząść i powoli zawalać.
-Hej Patrick, wiesz czemu nigdy nie używałam tej mocy? Bo ja właśnie to sobie przypomniałam.
- Co mam zrobić zaraz zostaniemy pogrzebani żywcem!
Zaczynało mi się robić gorąco, powoli słabłam. Zacisnęłam pięści i nareszcie udało mi się przestać strzelać.
- A teraz do wyjścia!
Krzyk Patricka wydawał się cichym szeptem wypowiedzianym tuż przy mnie. Cholera, nie dam chyba rady dojść do wyjścia, jeszcze chwila i stracę przytomność.
Na uginających się nogach zaczęłam się wycofywać stronę schodów.
- Nie mamy dużo czasu !
Ostatnie co pamiętam zanim otoczyła mnie ciemność to Patricka podbiegającego w moją stronę.
*Patrick*
Biegnąc po schodach dalej słyszałem przeraźliwe jęki lecz wiedziałem że nie mogę się odwrócić. Wybiegłem na powierzchnie, ziemia się lekko zapadła i natychmiast poczułem na sobie ogień... skwar piekielnego Słońca na moim ciele... Położyłem Kamilę na ziemie po czym przykryłem twarz płaszczem i zwijałem się z bólu. Podczołgałem się do Kamili lekko się trzęsąc  i błagając by się obudziła.
*Kamila*
Chłodne powietrze i ciepło słońca powoli wybudzało mnie z omdlenia. Udało mi się usiąść czując jak kręci mi się w głowie. Koło mnie leżał Patrick, trzęsący się lekko.
- Wszystko w porządku?
Odezwał się do mnie zakrywając twarz.
-Tak, tak. W porządku. Nie powinnam była strzelać strumieniem ognia. Zawsze mnie to osłabia.
- Ważne ze żyjemy.
- Nie wiem jak ty, ale ja ledwo.
Podarł lekko swoją koszulę robiąc sobie z niej maskę na twarz.
-Czekaj chwilę, powinnam mieć w torbie płaszcz.
Przy wejściu do krypty zostawiłam walizkę, wyjęłam z niej teraz przeciwdeszczowy  płaszcz. Na szczęście tak jak wszystko co miałam była czarna, więc chroniła też przed słońcem
- Mój płaszcz jest dosyć mocno zniszczony... dziękuję
-Powiedzmy że jesteśmy kwita.
- Dobrze
Odpowiedział stłumionym głosem i ubrał płaszcz. Podszedł do walizki i wypił kolejne 2 fiolki krwi.
-Zostało mi już tylko 7...
***
Dalej mi się kręciło w głowie, musiałam oprzeć głową o walizkę żeby znowu nie zemdleć.
- Masz napij się.
Podał mi butelkę z wodą.
- Dzięki. Akurat woda to coś czego najbardziej potrzebuje.
Wzięłam butelkę i opróżniłam ją prawie do połowy- Zastanawia mnie skąd w tej kryptopiwnicy wzięły się umarli, ojciec przechowywał tam tylko wino i inne rzeczy...- Myślisz że ktoś się nas spodziewał? Albo prędzej ciebie.- Spodziewam się najgorszego. Może to ten sam nekromanta, który rzucił na mnie klątwę.
- Myślisz, że spodziewał się twojego powrotu tutaj?
-Tego nie wiem, wszystko jest możliwe.
- Wiesz, nekromanci są okrutni...
- Najwyraźniej, a teraz musimy znaleźć nocleg.
-Nie mówię o tym, że próbowali nas zabić. Nie znam się na nekromancji ale żeby ciało mogło się ruszać potrzebuje chyba duszy, no nie?
- Byłem uczniem nekromanty... masz racje.
- Więc tacy nekromanci zamykają biedne susze w ciałach. Dusze, które przez nich nie mogą odejść do swojego nieba.
- Albo do piekła...
- Cokolwiek jest po śmierci.
- Może niedługo się przekonamy a teraz idziemy znaleźć miejsce na nocleg. Dosyć już wrażeń na dzisiaj.
-Zgadzam się z tobą. Im szybciej znajdziemy hotel tym szybciej będę mogła sobie zemdleć w spokoju.
- Ten kierowca mówił że niedaleko ma znajomego. Sprawdźmy.
***
Wstałam, wzięłam moją torbę i złapałam za uchwyt walizki
-Chodźmy.
Pokiwał głową, po czym wstał.