piątek, 15 listopada 2013

Część XX - Opowieść Aniela

- Po co to wszystko? Jaki sens ma zwoływanie najwyższej rady w tak absurdalnej sprawie? I dlaczego muszę brać w tym udział?

- Pierwszy razy słyszę od ciebie tak wiele pytań w tak krótkim czasie Anielu. Wszyscy wiemy, że czas leci nieustannie, a ludzie zamiast się uczyć na błędach popełniają je coraz częściej i są one niewybaczalne. Co do ciebie... Jesteś prawą ręką Kamaela i musisz wraz z nim reprezentować Potęgi.

- Niewybaczalne?! Nie ma takiego grzechu, który by nie mógł zostać wybaczony Kalielu. Zapomniałeś już dlaczego tak właściwie istniejemy?

- Nie chcesz chyba mi powiedzieć, że bez względu na wszystko mamy pomagać tym niewdzięcznym istotom. Przez nich nasz Stwórca odwrócił się od nas! Nie mógł znieść szerzącej się na Ziemi zarazy. Naszym zadaniem będzie wnieść nowy ład i porządek w ten świat.

- Brak naszego Pana mocno zmącił ci umysł bracie, zbyt mocno. Wszyscy jesteście zaślepieni nienawiścią i przepełnieni zazdrością.

- Zazdrością? Nie bądź śmieszny. Niby czego byśmy mieli im zazdrościć? Oni są...

Nagle wypowiedź Kaliela przerwał trzask otwierających się wrót do sali Sądu Najwyższego.
Zza zakrętu ogromnego korytarza wyłonili się przywódcy chórów anielskich w tym sam Metatron - prawa ręka Boga. Wszyscy weszli i zajęli swoje miejsca. Aniel usiadł po prawej stronie Kamaela i przyglądał się w ciszy całej rozprawie. Ku jego zdziwieniu nie tylko jemu nie podobał się pomysł masowej anihilacji ludzi. Lecz niestety wszyscy dowódcy byli za nią i gdy właśnie miała paść ostateczna decyzja Aniel zerwał się i wyjął swój miecz - Zwodzącą Nadzieję.

- NIE ZGADZAM SIĘ! NIE MOŻECIE TEGO UCZYNIĆ! PRZEMYŚLCIE TO WSZYSCY! TO MOŻE BYĆ NAJGORSZY Z MOŻLIWYCH BŁĘDÓW, MIELIŚMY IM POMAGAĆ, A NIE ZABIJAĆ!

Krzyk Aniela był słyszalny nawet poza Księżycowym Pałacem. Wszyscy skierowali spojrzenia w jego stronę. W oczach Kamaela płonął żywy ogień i chwycił miecz swojego generała.

- Zamilcz Anielu. Decyzja została podjęta. Nic na to nie poradzisz, ludzie...

Aniel mu przerwał, pchnął miecz w jego stronę lecz Kamael uniknął ciosu raniąc tylko swoją dłoń. Krew sączyła się obfitym strumieniem.

- Mają prawo żyć tak samo jak my.

Anioł opuścił głowę na dół i rozwinął dwie pary swych potężnych śnieżnobiałych skrzydeł po  czym rzucił się na swojego dowódce. Atakował raz za razem, kolejny cios był szybszy od poprzedniego. Kamael nawet nie zdążył sięgnąć po ostrze więc zostało mu bronić się swoją tarczą. Gdy wszyscy zrozumieli co tak naprawdę się stało rzuci się na Aniela próbując go obezwładnić. Aniel nie dawał za wygraną. Parował ataki innych i sam wyprowadzał kontry. Nagle Metatron, który temu wszystkiemu się przyglądał zniknął i pojawił się za Anielem uderzając go swoim olbrzymim młotem - Łamaczem Chmur. Zbroja Potęgi roztrzaskała się na małe odłamki, a sam anioł upadł z hukiem na posadzkę. Metatron chwycił go za szyję i uniósł do góry patrząc mu głęboko w oczy. W oczach Aniela dostrzegał gniew ale i także błaganie o pomoc. Prawa ręka Stwórcy podszedł do balustrady przez którą było widać zaledwie ułamek Królestwa Bożego. Wystawił rękę, w której trzymał Aniela nad przepaścią.

- Skoro jesteś tak nieustępliwy i oddałbyś własne życie za życie marnej istoty dam ci szansę. Ześlę cię w miejsce gdzie kwitnie potężne zło. Wypleń je a znajdziesz miejsca następne. Wyczyść je wszystkie, a cofnę wyrok.

Po tych słowach cisnął aniołem w dół, który leciał z niewyobrażalną prędkością w kierunki świata śmiertelnych. Gdy przekroczył granicę zauważył wielkie miasto lecz zaraz po tym oślepił go ogień - zaczął się palić. Minęło niewiele czasu i poczuł jak jego ciało przecina jeden z wieżowców po czym wbija się w kolejny. Był przywalony kilkutonowym gruzem. Słychać było tylko przytłumiony zew chaosu, który spowodował. Kilnaście minut zajęło mu odzyskanie przytomności. Ku jego zdziwieniu poczuł się lżej, jakby ktoś pomagał mu się wydostać. W owej chwili wyczuł także demona, konkretniej wampira. - A więc to o nich chodzi - pomyślał Aniel. Wiedział, że jego misja właśnie się rozpoczęła.

niedziela, 3 listopada 2013

Część XIX - Poszukiwanie anioła

*Patrick*
Kiedy wreszcie zauważyłem, że lekarz zasnął, przetarłem oczy i napiłem się szklanki wody. Zamierzałem dołączyć do konwersacji anioła z Kamilą a moim zdaniem Shinra by tylko przeszkadzał... Zanim zrobiłem pierwszy krok na schodach prowadzących na górę coś mną wstrząsnęło. Nie, to nie alkohol uderzający mi do głowy - wampira nie da się upić tylko brak zapachu anioła i ten błogi spokój oraz cisza. W mgnieniu oka znalazłem się na górze i wparowałem do pokoju, w którym przybywała Mroczna Gwiazda.
- Kamila! Nic ci nie jest?! Co się stało?! Gdzie anioł?!
Odwróciłam beznamiętne spojrzenie, do tej pory wbite w okno, w wampira.
- Nic mi nie jest. Wyszedł.
Powiedziałam całkowicie spokojnym głosem. Miałam okazję ochłonąć po rozmowie z Anielem i w tej chwili myśli zaprzątało mi głównie rozmyślanie nad tym, co mi powiedział.
- I tak po prostu go puściłaś?! Nic o nim nie wiemy!
- Rzeczywiście nic o nim nie wiemy, ale ja przynajmniej byłam w stanie trzeźwo ocenić całą sytuacje. Przypominam, że to ty się upiłeś i zostawiłeś mnie z nim... tak w ogóle... czemu nie jesteś pijany?
- Bo się nie upiłem? Wampiry nie są takie słabe jak wy.
- Powiedz mi jaką masz pewność, że nie zabija teraz ludzi? I tak przez niego zginęło kilkaset osób...
- Tobie najwyraźniej pierwszy lepszy z ulic może wcisnąć kity...
- Oczekiwałeś, że go zabiję? Gdybyś nie udawał zalanego w trupa, mógłbyś sam go zatrzymać.
- Uważałem, że Shinra by nam tylko przeszkadzał... aaaa, może chcesz mi powiedzieć, że sama nie dałabyś mu rady? - uśmiechnął się szyderczo.
- Już wystarczająco osób musiałam przez ciebie zabić. Nie miałam ochoty mieć na sumieniu kolejnej osoby.
Oparłam się plecami o ścianę, krzyżując ręce.
- W takim razie bohaterko siedź sobie tutaj z założonymi rękoma a tym razem ja pójdę odwalić czarną robotę!
Po tych słowach skierował krok w kierunku drzwi.
- Ooo.. to będzie jakaś nowość. Chociaż raz ja nie będę musiała wszystkim się zajmować.
Powiedziałam, ruszając za wampirem.
- Poza tym, jakby nie było też ponosisz za to odpowiedzialność.
Wyjął kosę i skierował ją w moją stronę.
- Tak więc skoro ja ponoszę odpowiedzialność, ja się tym zajmę. Odpocznij sobie, nadeszła moja kolej spłacić dług...
Wyjęłam miecz, odsuwając nim od siebie kosę Patricka.
- Nie ty będziesz mi mówił co mam robić. Poza tym, ochrona miasta to mój obowiązek. Jeżeli Aniel spróbuje zrobić komuś krzywdę, zajmę się nim.
- Ty go puściłaś więc to ty odpowiesz za każdą istotę którą ten psychol zabił.
Mówiąc to kierował się do wyjścia.
- Nie mamy pewności, czy komuś coś zrobi!
Ruszyłam za nim. Niby nie powinnam się nim przejmować, ale nie miał prawa twierdzić, że przeze mnie komukolwiek może się coś stać.
*Patrick*
Gdy wyszedłem na zewnątrz rozejrzałem się wokół próbując zlokalizować anioła. Niestety jego trop urwał się. Stałem jak wryty, nie wiedziałem dokąd mam zmierzać. Mroczna Gwiazda Nadziei wyszła za mną.
- Więc gdzie idziemy?
Zapytała beznamiętnie. Założę się, że wolałaby zostać, ale po tym, co powiedziałem zapewne uznała, że musi iść ze mną.
- Gdybym wiedział nie stałbym tutaj jak słup...
- Z tego co mówił, sądzę, że będzie próbował się pozbyć wszystkich tobie podobnych stworzeń. Nie sądzę, żeby chciał zrobić krzywdę ludziom, ale jak chcesz go szukać, radzę od tego zacząć.
- Tylko gdzie mogą znajdować się wampiry...
- Akurat to to ty powinieneś wiedzieć.
Nagle mnie oświeciło...
- Kanały pod miastem!
- Więc prowadź.
Rozejrzała się dookoła. Kiedy się upewniła, że nikogo nie ma w pobliżu założyła pelerynę i maskę.
- To twoje miasto, ja nie wiem gdzie są kanały.
- Tak się składa, że moim zadaniem jest chronić to, co znajduje się na powierzchni. Kanały nie wliczają się w skład mojej pracy.
- Czasem współczuje miastu - wyszeptałem. Tak więc chodźmy, po drodze może znajdziemy wejście.
- Co miałeś na myśli?
- A jak myślisz? Zresztą nie ma czasu na użeranie się... Zacząłem przyspieszać.
Oczy jej płonęły ze wściekłości, ale ruszyła za mną, bez słowa.
- Jak masz zamiar zejść do kanałów?
Zapytała po chwili.
- Przez to.
Pokazałem na właz, który znajdował się na środku chodnika.
- Świetnie... - Westchnęła ciężko, opuszczając głowę. - Zastanawiam się kiedy upadłam tak nisko, żeby łazić z wampirem po kanałach.
- Nikt nie każe ci wchodzić księżniczko.
- Nie przeginaj wampirze...
Zacisnęła ze złości pięści, cała płonąc.
- Nie ja jestem twoim wrogiem - po tych słowach wskoczyłem do kanału. Wtem zostałem znokautowany silną falą smrodu rozkładu i gówna.
- Czyżby zapach kanałów był dla ciebie za mocny?
Uśmiechnęła się, patrząc na moją minę, po czym sama wskoczyła do środka. Żeby znieść jakoś smród i nie zwymiotować, musiała oddychać przez materiał peleryny.
- Jak widać nie jest ci on obcy.
- Przypominam ci, że to członkowie twojej rasy dekują obecnie w kanałach.
- Prawdopodobnie. Nie jestem do końca pewny ich miejsca pobytu ale to miejsce przyszło mi pierwsze na myśl.
- Więc musiałeś mieć ku temu powód...
 Itatsuke musiał zebrać armię krwiopijców więc gdzie miałby ich pomieścić jak nie tu? Nie wykluczone, że są tu też wampiry nocnej klasy.
- Nie możesz ich wyczuć, albo coś? Im mniej czasu tutaj spędzimy tym lepiej.
- Przez ten smród nic nie czuje... To kolejny powód dlaczego by mieli ukrywać się tutaj.
-  To znakomicie... masz pojęcie, że te kanały ciągną się przez całe miasto? Szczerze wątpię, żeby się nam udało cokolwiek w nich znaleźć.
- Myślisz o tym samym co ja? - na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
Spojrzała na mnie z niepewnością.
- Nie... nie mam bladego pojęcia o czym mówisz.
- Rozdzielmy się. Będziesz mnie tylko spowalniać...
-  Ciekawe kto kogo będzie spowalniał. Poza tym, jakbyś nie zrozumiał, te kanały ciągną się przez całe miasto. To istny labirynt. Nawet jakbyśmy się rozdzielili i tak musielibyśmy przejść pół miasta, ciągle klucząc.
- W takim razie właź mi na plecy!
- Co?
- Rozdzielanie tylko ułatwi Itatsuke eliminacje kogoś z nas a ja jestem najszybszym wampirem. Właź.
- Nie dzięki... wolę już błądzić sama. Moja duma lepiej to zniesie.
- Zamknij się wreszcie tu nie chodzi o ciebie tylko o całe miasto. Właź bo cię zmuszę!
- Zbliż się do mnie a będę zmuszona cię spalić! Wolę już przebiec całe te kanały niż dać się tak ośmieszyć!
Pokręciłem oczami.
-Złap się mocno.
Złapałem Kamilę jak pan młody pannę młodą i zacząłem biec szybciej niż najlepszy maratończyk.
- Mówiłam, że masz się do mnie nie zbliżać! Jak chcesz to idź se sam, ale mnie postaw!
Milczałem, przyspieszając biegu.
- Jeżeli mnie w tej chwili nie postawisz, będę zmuszona cię zabić.
- Zamilcz wreszcie! Znalazłem trop...
- Tak jakby mnie to obchodziło! Postaw mnie w tej chwili!
Próbowałem ignorować czcze gadanie Kamili, jednak średnio mi to wychodziło. Wyczuwałem niebezpieczeństwo i nie myliłem się. W moją stronę leciało kilka noży. Zrobiłem unik lecz jeden trafił mnie w ramię. Z balastem na rękach było mi znacznie trudnej się poruszać tym bardziej w biegu. Zatrzymałem się i postawiłem Mroczną Gwiazdę na ziemi.
- Zadowolona? A teraz lepiej się przygotuj.
Wyciągnąłem tkwiący w ramieniu nóż, odrzuciłem go na bok i uzbroiłem się w Artemis. Kamila nie odpowiedziała, wyciągając swój miecz.
Zza zakrętu wyszły dwie dziewczyny ubrane w współczesne stroje. Obydwie miały czerwone oczy jednakże różniły się długością i kolorem włosów. Jedna miała blond ścięte krótko, a druga czarne do pasa. Blond dziewczyna do złudzenia przypominała zastępczynię Mrocznej Gwiazdy Nadziei. Zamarłem...