Anioł przyodział koszulę i ruszył ostrożnie po schodach. Widać było po jego twarzy i koordynacji ruchowej, że jeszcze odczuwa skutki upadku. Mimo iż nie widać było żadnej powierzchownej rany co dowodzi jego niezwykłej regeneracji nie wyglądał na okaz zdrowia. Był bardzo wychudzony a jego blada skóra idealnie z tym współgrała. Nie zwracając zbytniej uwagi na Patricka i Shinrę, którzy dalej delektowali się winem poszłam za Aniołem.
- Tutaj jest chyba wystarczająco zaciszne miejsce.
Odrzekł anioł otwierając drzwi od jakiegoś pokoju.
-Więc o czym chciałeś pogadać?
Zapytałam, opierając się o drzwi i kładąc dłoń na rękojeści miecza. Aniel usiadł na łóżku i kątem oka obserwował broń swojego byłego wroga po czym odrzekł:
- To chyba oczywiste, że o tobie...
-Więc... zaczynaj.
- Bardzo w to wątpię by twoja moc została nadana przez Boga lub Szatana, nic podobnego nie wyczuwam. Zapewne zostaje ona przekazana w pokolenia na pokolenie. Nie mówię, że prosto od twoich rodziców ale może od dalszych krewnych... Musisz mi więcej o tym opowiedzieć, od kiedy wiesz, że masz moc?
-Sama nie wiem. Wydaje mi się, że od zawsze. Nie pamiętam kiedy pierwszy raz użyłam mocy władania ogniem. I nie sądzę, żeby ktokolwiek z mojej rodziny posiadał jakikolwiek dar. Z tego co wiem, wszyscy poza mną w mojej rodzinie są normalni. Zarówno pod względem nadnaturalnych umiejętności jak i stanu psychicznego.
Powiedziałam, wzruszając lekko ramionami.
- Może lepiej ukrywają te moce. Komu najbardziej ufasz z rodziny?
-Nikomu.- Odrzekłam beznamiętnie.- Nie mam w rodzinie osoby, która usłyszawszy ode mnie o mocy władania ogniem, nie zamknęłaby mnie w psychiatryku.
- Jednakże mnie nie znasz a mówisz mi o sobie bardzo dużo.
-Mimo to, odnoszę wrażenie, że ty wiesz o mnie więcej. Zresztą nie wyjawiłam ci żadnej informacji, która mogłaby mi zaszkodzić.
- W sumie masz rację. Wracając do twoich zdolności. Jestem prawie pewien, że masz ciekawe korzenie...
-Chyba raczej nie. Przeglądałam moją historię rodzinną i największe powiązanie z paranormalnymi zjawiskami mogli mieć moi przodkowie w średniowieczu. A i tak to raczej mało prawdopodobne.
- Czasy czarów i guseł... Naprawdę ciekawa epoka.
- Masz jeszcze jakieś ciekawe hipotezy dotyczące mojej osoby?
- Dość z teoriami. Gdybyś pozwoliła mi wejrzeć w twoja duszę...
Wyciągnęłam miecz i skierowałam jego koniec w Aniela.
-Nie pozwoliłabym. Mam pewne zasady. Nie pozwalam wampirom, aniołom ani jakimkolwiek innym stworom waszego pokroju spoglądać w moją duszę, pić krwi, zamieniać w jednego z was ani przerabiać na obiad.
- A nie da się na spokojnie? Zawsze jak wam ludziom coś się nie spodoba reagujecie w ten sam sposób... I jak wam tu pomóc.
-Powiedział Anioł, który niedawno próbował mnie zabić.
- Już się usprawiedliwiłem. Muszę powstrzymać Itatsuke, a przy okazji pomóc komu się da.
-To twoje ,,usprawiedliwienie" nie było wiele warte. Śmiem nawet twierdzić, że nie było warte nic.
- Co w takim razie zamierzasz zrobić? Chciałem cię zabić i jednocześnie pomóc.
-Pomóc? Zabawne... a niby w czym ty chciałeś mi pomóc?
- W uratowaniu miasta, zabiciu wampirów i pomóc ci lepiej zrozumieć samą siebie.
-Jak na razie jedyny wampir, którego chciałeś zabić jest moim sojusznikiem. I mów co chcesz, ale nie wierzę, żeby moja śmierć miała mi pomóc zrozumieć samą siebie albo uratować miasto.
- Powtórzę pytanie, co zamierzasz teraz zrobić? Chciałem was zabić.
-Sama nie wiem. Nie zabijam bez potrzeby. Właściwie wolę nie zabijać wcale... najwyżej oddam cię w ręce Patricka. On będzie wiedział lepiej jak się tobą zająć.
- Ten twój Patrick jest teraz w stanie upojenia
-Nie przesadzaj. Nie wierzę, żeby upił się aż tak szybko.
Wtem z dołu rozległo się głośne śpiewanie Patricka.
-Ah tak?
Na twarzy Aniela zaczął malować się uśmiech.
Zacisnęłam usta, pochylając głowę w dół.
-Nawet jeżeli to... to jeszcze o niczym nie świadczy.
Wtedy anioł wstał i podszedł do okna próbując je otworzyć.
-Planujesz zwiać?
Zapytałam, zbliżając się do anioła. Miecz ciągle trzymałam w pogotowiu.
- I tak mnie nie zabijecie a wiem, że raczej mnie nie znosisz więc po co mam tu siedzieć.
Mówiąc to zdejmował koszulę należąca do Shinry.
-Jak wolisz. -Powiedziałam beznamiętnie. -Ale uprzedzam cię. Usłyszę, że ktoś w mieście został ranny przez ciebie, zaszkodzisz w najmniejszym stopniu mojemu miastu, albo chociaż przestraszysz dzieci na placu zabaw, to znajdę i cię i zabiję. Jasne?
Powiedział, patrząc na Anioła morderczym spojrzeniem.
- Możesz już zacząć szukać, właśnie lecę zepchnąć dzieciaka z huśtawki.
Po tych słowach Aniel rozwinął swe ogromne szare skrzydła i poleciał w stronę centrum miasta.
Pokręciłam głową, krzyżując ręce. Niby mogłabym go zatrzymać, ale w sumie po co? Zamknęłam okno i wróciłam do Shinry i Patricka, którzy dalej pili. Kiedy jednak zobaczyłam, że wampir już padł a Shinra jest całkowicie pijany, ściągnęłam maskę oraz pelerynę i poszłam do pokoju, w którym zwykle spałam, kiedy lekarz zakazywał mi powrotu do domu w stanie, w którym byłam.
Blog o dwóch zupełnie różnych postaciach - szamanu ognia (Mroczna Gwiazda Nadziei), która poświęca się dla ratowania ludzi, dla których po zdjęciu maski jest nikim oraz wampirze (Patricku van Lavender), pragnącym krwi ludzi których gwiazda nadziei przyrzekła chronić. Na skutek zbiegu okoliczności dowiadują się o swoim istnieniu. Mimo, że bohaterka prawie nigdy się nie uśmiecha a wampir co chwila obdarza ludzi uśmiechem. Mimo dwóch języków którymi mówią, muszą sobie pomagać i zacząć się znosić.