sobota, 23 marca 2013

Część XIII- Nekromanta

Ruszyliśmy w stronę szosy z której przyszliśmy.
-Pamiętasz może w którą stronę mieliśmy iść?
Spytałam gdy do niej doszliśmy. Patrick spojrzał w niebo i opowiedział.
-Wydaje mi się, że musimy iść wzdłuż tej szosy...
-Pytanie tylko w którą stronę... słońce już zachodzi, powinniśmy znaleźć to mieszkanie przed zmierzchem
- Nie mam nic przeciwko żebyśmy szli nocą.
-Może ty, ja nie mam ochoty spotkać kolejnych zombiaków na drodze.
-Raczej nie spotkamy...
Przez dłuższą chwilę szliśmy w ciszy, wzdłuż ulicy.
-Widzę już nasz cel.
Powiedział w końcu Patrick, kiedy na ulicy zrobiło się prawie całkowicie ciemno.
-I co, nie spotkaliśmy żadnych zombie. Chyba, ze w tym domu będzie coś martwego poruszającego się..
-Mam nadzieję że nie. Mam serdecznie martwych ludzi na jeden dzień. Wystarczy mi że muszę znosić ciebie
- Ja jestem już na wpół martwy
-Właśnie o tym mówię. Skąd wiesz że to właśnie ten dom?
- Szczerze? To nie wiem ale idziemy już od kilku godzin a to jest pierwszy i możliwe, że ostatni dom jaki dziś ujrzymy.
Rzeczywiście, minęło sporo a nie widzieliśmy żadnych innych domów. Właściwie to, wyglądał trochę przerażająco, ale nie mieliśmy innego wyjścia. Po chwili zrozumiałam skąd to dziwne uczucie na myśl do wejścia do tego domu. Był on dokładnie w takim samym stylu jak Patricka.
-W sumie masz racje. Najwyżej przeprosimy jakiegoś wampira za naruszenie jego przestrzeni
- Kto nie ryzykuje nic nie zyskuje. Sprawdzę przez okno czy ktoś jest bo wygląda trochę na opuszczony.
-Jak chcesz, to ja wejdę do środka.
- Tak bez pukania?
-Skoro dom wygląda na opuszczony to prawdopodobnie właściciel, jeżeli jakiś jest, nie będzie miał mi tego za złe.
- Jak chcesz.
Ruszyłam w stronę ogromnych i drzwi. Kiedy je pchnęłam, zaskrzypiały głośno, otwierając się.
- Przez okno nikogo nie widać, wszędzie kurz i pajęczyny.
Powiedział Patrick podchodząc do mnie.
-Dlatego ja wchodzę do środka.
- Uważaj by cię coś nie zjadło
Powiedział wchodząc za mną. Środek mieszkania wyglądał na tak samo opuszczony, jakiego wrażenie sprawiał z zewnątrz.
-Halo! Jest tu ktoś?! Ktoś w miarę żywy?! Potrzebujemy noclegu!
- Nie wyczuwam tutaj żadnej żywej ani martwej istoty.
-Tym lepiej dla nas. Oby tak zostało do rana.
- Pójdę sprawdzić piwnice... tak dla pewności.
-Chyba przesadzasz. To że byliśmy w krypcie z bandą zombie nie znaczy że są teraz wszędzie.
Powiedziałam wzruszając ramionami. Patrick spojrzał na mnie tylko wątpiącym wzrokiem i powiedział:
- Ja wole się upewnić.
-Paranoik z ciebie. Ale jak wolisz... w razie czego krzycz. Ja przeszukam kuchnię.
- O mnie się nie martw
Powiedział i zszedł schodami w dół, do piwnicy. Wzięłam je i ruszyłam w stronę piwnicy. Patrick długo nie wracał, może rzeczywiście go coś tam zżarło? Stanęłam przed schodami, idącymi  dół. Wyglądały dość przerażająco. Chciałam zapalić światło, ale musiało się wypalić. Może i nie powinnam jeszcze używać ognia, byłam strasznie osłabiona ale nie na tyle by schodzić w całkowitych ciemnościach do mrocznej piwnicy. Stworzyłam w dłoni kulę ognia, lekko parzyła po porannej walce, i kręciło mi się przez to w głowie. Zeszłam po schodach do piwnicy, drzwi do niej było lekko uchylone. Przeszłam przez nie i pierwsze co rzuciło mi się w oczy po ich przekroczeniu to ogromna plama krwi na podłodze. Automatycznie sięgnęłam po miecz, ale zanim zdążyłam go wyjąć poczułam dziwny ból z tyłu głowy i otoczyła mnie ciemność.
 
Kiedy otworzyłam oczy leżałam w jakimś lochu, skuta kajdanami. Przede mną siedział Patrick. On też był przyczepiony przez żelazne kajdanki do ściany. Siedział skulony na podłodze i ociekał krwią.
- Wszystko na marne...
Odezwał się cicho nie podnosząc wzroku.
-Cholera... gdzie jesteśmy?... Strasznie boli mnie głowa..
- Nekromanta nas dopadł. Siedzimy w jego lochach.
-To że jesteśmy w lochach zauważyłam. Pytam co się stało.
- Ogłuszył cię. Mnie potraktował inaczej.
-Jak cię dorwał? Chyba miałeś sprawdzić czy jest bezpiecznie. Nie ma co, świetnie ci poszło...
- Spójrz na mnie. Gdyby nie ten głód i słońce...
Powiedział plując krwią w kąt celi i odsłaniając płaszcz. Zauważyłam wtedy dziurę w jego klatce piersiowej.
-Dźgnął cię mieczem? Nie wygląda to dobrze...
- Nie wiem czym... nie chce się goić...
-Właściwie to co ma zamiar z nami zrobić?
-Mnie chce zabić. A ciebie to nie wiem.
-Cholera... nie mogę umrzeć... jeżeli tak się stanie miasto zostanie bez bohatera... Hej! Nekromanto, czy jak ci tam! Nie mam zamiaru tutaj z nim umrzeć, słyszysz?!
-Wcale nie chcę cię zabijać moja droga.
Rozległ się ochrypły głos.
-Ja ci kurrna dam ,,moja droga". Masz farta że jestem skuta bo byś musiał ożywiać swoje własne zwłoki.
Kiedy się zbliżył, zauważyłam że jest to bardzo stary mężczyzna odziany w czarne szaty z długą siwą brodą.
-Czy to przez swoją moc masz tak wybuchowy temperament?
-Skąd wiesz o mojej mocy?
- Zacząłem swoją obserwację w samochodzie
-O czym ty do cholery mówisz?
- Od samego wyjścia z samolotu wszystko szło zgodnie z planem.
-Mów jaśniej...
- On był tym cholernym taksówkarzem!
Krzyknął Patrick, pierwszy raz od kiedy tu utkwiliśmy podnosząc wzrok.
-NIE PRZERYWAJ MI!
Krzyknął nekromanta. Od razu dało się wyczuć, że nie przepada za Patrickiem. Mimo to zignorowałam go i zwróciłam się do Patricka.
-No brawo Patrick. Znalazłeś nam świetną podwózkę!
- Skąd mogłem wiedzieć...
Powiedział cicho, znowu spuszczając wzrok.
-Wiedziałam że nie warto ufać taksówkarzom. Wszyscy są jacyś dziwni.
- Teraz pozwólcie, że będę kontynuował...
-Kto ci powiedział że już skończyliśmy?
Odpowiedziałam nekromancie z prowokującym uśmieszkiem. Irytowanie tego typu ludzi było zabawne.
- Ja tak odrzekłem szamanie ognia. A może.. mroczna gwiazdo nadziei?
*Cholera, ten typas wie o mnie niepokojąco dużo*
-Skąd o mnie tyle wiesz?
- Jak już mówiłem... z obserwacji
-Od jak dawna mnie obserwujesz?
- To nie istotne, istotne jest to ze nie potrafisz do końca panować nad tym kim jesteś.
-Haaa...! Niby kto nie potrafi panować nad tym kim jest?! Świetnie się znam na swojej pracy i mocy!
- Dałaś popis w krypcie.
-Wyjęte z kontekstu! To jedyna rzecz nad którą mam problem! Poza tym, przecież rozwaliłam wszystkie twoje truposzcze i uszłam z życiem.
- Tylko dlatego, że ja ci pozwoliłem.
-Haha... już to widzę. Przeżyliśmy bo jesteśmy mocniejsi niż twoje ożywione zwłoki.
- To co napadło was w krypcie to jedynie namiastka tego co potrafię.
-Gdybyś nie zaatakował nas z zaskoczenia, tylko walczył fair, w życiu byś nas nie pokonał.
- A cokolwiek na tym świecie jest sprawiedliwe?
-Mroczna gwiazda nadziei jest.
- Możliwe... Ale jak uważasz.. czy twoje moce pozwolą ci trzymać twoje miasto całe i zdrowe?
-To właśnie one ratowały miasto przez ostatni czas, teraz też nam pomogą.
Z uśmiechem satysfakcji zaczęłam płonąć. Zgromadziłam ogień w moich nadgarstkach, próbując stopić kajdanki. Jednak zamiast się uwolnić moje ręce przedarł przeszywający ból, a kajdanki zaczęły świecić na czerwono, ujawniając po kolei tajemnicze symbole.
- Na nic ci się to nie zda.
-Cholera...  co jest nie tak z tymi kajdankami?
- Są zaklęte.. może i jestem stary ale nie głupi.
-No dobra... więc czego chcesz?
- Zemsty...
-Właściwie to co ci zrobił Patrick? Chyba cię nie zabił?
Moje poczucie humoru objawiało się rzadko, w dodatku w beznadziejnych okolicznościach.
- Ufałem mu... był moim najlepszym uczniem, dałem mu dom i wszystko... byłem dla niego jak ojciec, a on co?! Okradł mnie! Myślisz, że skąd ma Artemis?
-Tyle hałasu o byle miecz. Jak ci go odda to nas wypuścisz? Mam pracę w moim mieście.
- to jest potężny artefakt, kosa.
-Więc jak ci go odda to nas wypuścisz?
- Hmmm... Myślisz, że on tylko mnie okradł. Dorobił się swojego majątku na oszustwach.
-Przeciętny nauczyciel w marnym gimnazjum... naprawdę musiało mu być ciężko to osiągnąć....
- Naprawdę mało wiesz jak na jego wspólnika.
-Nie jestem jego wspólnikiem! Łaskawie mu pomagam, nic więcej! Dotarło?!
- Gdyby nie ty zabijałby ludzi... bez skrupułów.
-Właśnie po to tu jestem żeby go przed tym powstrzymać. Myślisz że marnowałabym swój czas gdyby nie chodziło o los miasta.
- Nie mogłaś go po prostu zabić?
-Jasne że mogłam... ale nie umiem zabijać... nie mam prawa zabierać ludziom życia....
- On nie jest człowiekiem.
-Jakby tak na to patrzeć to ja też nim nie jestem. Powiedziałam to już jemu i powiem tobie. Człowiek to człowiek, nie ważne czy jest wampirem, wilkołakiem, czy innym stworem.
- Zadziwia mnie twój tok rozumowania, ale mam dla ciebie ciekawą ofertę.
-Z jakiegoś powodu czuję że nie spodoba mi się ta oferta.
- Szkoda... bo to oferta korzystna zarówno dla ciebie i dla tego co chronisz.
-Świetnie sobie radzę z ochroną miasta.
- Do czasu...
-Co masz na myśli?
Dopiero w tym momencie poczułam się zaniepokojona. Czy byłby w stanie zrobić coś mojemu miastu?
- Twoja moc... i nie tylko ona...
-Wyrażaj się jaśniej.
- Widzę niewyraźną przyszłość, wiele krwi się w mieście przeleje.
-Co ty gadasz?! Dopóki chronię to miasto nie pozwolę by coś się tam stało!
- Mogę ci pomóc ochronić to miasto przed zbliżającym się niebezpieczeństwem.
-Co grozi mojemu miastu?
- Coś nie stąd
-Wyrażaj się jasno! Jeżeli banda twoich zombiaków zaszkodzi mojemu miastu to zniszczenie cię stanie się sprawą osobistą!
-Jeśli dołączysz do mnie zobaczysz i nauczysz się dużo więcej. Widzę w tobie ogromny potencjał.
-Nie boisz się ze również mogę cię okraść?
- Niczego się nie boję.
-To bardzo ciekawe. Ale wolę wrócić do mojego miasta, niż siedzieć niewiadomo jak długo z psycholem-nekromantą.
- Kto ci karze ze mną siedzieć.
-Więc jak inaczej chciałeś mnie uczyć?
- Moje metody nauczania są tajemnicą... to jak rozważasz moją ofertę? O Patricka się nie martw, tak jak mu obiecałaś wyzbędzie się klątwy.
-A co potem? Wybaczysz mu to że cię okradł?
- Oczywiście.
-A jeżeli odmówię?
- Obydwoje umrzecie
-Jakoś ciężko mi uwierzyć że puścisz go wolno. Powiedz co masz zamiar z nim zrobić jeżeli się zgodzę.
- Skrócę jego cierpienia. Spójrz na niego.
-Zabijesz go? To naprawdę żałosne.
- Raczej litościwe
-Więc albo się do ciebie przyłączę, dowiem się jak ocalić miasto, stanę się silniejsza i będę patrzeć jak umiera osoba, którą miałam od tego uratować,  do końca życia będzie mnie prześladować myśl że zginą. Albo się nie zgodzę, uratuję moją dumę i umrę pozbywając się wszystkich trosk.
- Skazując mieszkańców na klęskę.
-Idź z nim...
Wymamrotał Patrick podnosząc głowę. Nie mogłam uwierzyć że mówi coś takiego. Obiecałam że mu pomogę, i nie miałam zamiaru łamać danego słowa.
-Kto dał ci prawo mi rozkazywać? Zrobię tak jak uważam za słuszne.
W ciemnościach ledwo zauważyłam jak puszcza do mnie oko.
-Proszę cię idź z nim na mnie już pora bym odszedł.
Przez chwilę milczałam. Udawałam że się zastanawiam nad całą sytuacją.
-Mam do wyboru albo moje miasto albo krwiopijcę, który o mało co nie zabił mojej przyjaciółki? -Wybacz Patrick, ale obiecałam chronić moje miasto, więc chociaż brzydzę się tego typa... zgadzam się..
-Wreszcie odpocznę.
Wymamrotał jeszcze Patrick.
- Chodź ze mną nim się zaraz zajmę.
Powiedział nekromanta otwierając drzwi.
-Czemu nie... ale nie zauważyłeś że jakiś debil skuł mnie kajdankami?
Machnął ręką, złote kajdanki odczepiły się od ściany. - Za mną więc.. do biblioteki musze ci coś pokazać.
- Za mną więc.. do biblioteki musze ci coś pokazać.
Wstałam z ziemi, przez chwilę zakręciło mi się w głowie ale odzyskałam równowagę i ruszyłam w stronę drzwi. Spojrzałam jeszcze na Patricka, oby miał jakiś plan jak się z tego wyrwać. Idąc w stronę schodów miałam nadzieję że da mi jeszcze jakiś znak, że sobie poradzi. Wtedy rozległ się krzyk Patricka.
- Wiedziałem, że ten dzień kiedyś nadejdzie... że wreszcie przyjdzie czas na śmierć!
- No to się doczekałeś-odpowiedział nekromanta- A teraz Mroczna Gwiazdo, na górę po tych schodach. Zapomnij o nim.
Kiwnęłam głową zaciskając pięści. W sumie... wolałabym umrzeć tu i teraz niż żyć z myślą że tak strasznie zawiodłam osobę, której miałam pomóc. Ruszyłam za nekromantą, szykował się długi dzień. Nekromanta wszedł do ogromnej biblioteki i szuka jakiejś książki na półkach.
-Mądry wybór.
-Zrobiłam to tylko dla mojego miasta, jeżeli coś mu się stanie to obiecuję że cię dorwę i zabiję, bez względu na moje sumienie.
-Ja zamierzam ci pomóc. Jak byłem w twoim wieku można by powiedzieć, ze nie wiele się różniliśmy.
-Straszna wizja.
Po plecach przeszły mnie ciarki na myśl że mogłabym być podobna do niego.
-Wiem ze trudno w to uwierzyć patrząc teraz na mnie.
Wyciągnął z półki wielką książkę, położył ją na stole i zaczął kartkować.
-przynajmniej ty mnie nie zawiedź.
-Nie liczyłabym na wiele na twoim miejscu.
I tak nie próbowałbym ataku na twoim miejscu, może i nie wyglądam na potężnego ale uwierz mi, słaby nie jestem.
W końcu otworzył książkę na stronie ze szkicem anioła.
-Anioły? Serio? Jakby znajomość z wampirem to było za mało...
Powiedziałam kiedy spojrzałam na rysunek.
-Nie wierzyłaś w wampiry więc w to bardzo trudno będzie ci uwierzyć.
-Po tym przez co przeszłam nie wiem czy będzie mi trudno uwierzyć w cokolwiek.
-Przejrzyj to sobie a ja pójdę dać komuś obiecaną wolność.
Ruszył w stronę drzwi do piwnicy.
*Nie mogę mu na to pozwolić! Patrick nie może zginąć!*
-Czekaj chwilę!
-Hę?
-Emm...
*Myśl Kamila, myśl*
-Nie robiłabym tego na twoim miejscu.
-a to niby dlaczego?
-Zostawiasz osobę, która nawiasem mówiąc za tobą nie przepada, w bibliotece pełnej bezcennych książek? Moim zdaniem to co najmniej nierozsądne.
-Hmm... chcesz popatrzeć na śmierć Patricka?
-Jasne że nie. Ale jeżeli tu zostanę mogę zabrać jedną z tych ksiąg i zwiać. Kto wie, może nawet uda mi się go ożywić.
Powiedziałam siadając nonszalancko na biurku.
-Wampira nie ożywisz a po za tym... nie uciekniesz stąd chyba że umiesz latać.
-Kto powiedział że nie umiem? Nie masz pojęcia jak potężna jest moc ognia.
*Muszę odwrócić jego uwagę i wymyślić jak pomóc Patrickowi*
- Wiem że nie potrafisz latać.
Powiedział otwierając drzwi do piwnicy.
*cholera, cholera, cholera*
-A co jeżeli zamknęłabym cię w piwnicy a sama znalazła coś o lataniu w jednej z tych ksiąg?
- W co ty ze mną pogrywasz, jeszcze bardziej przedłużasz jego cierpienie.
*Myśl, myśl, myśl do cholery! Musisz pomóc Patrickowi!*
-Jednak pójdę z tobą.
-Dobrze...
Powiedział schodząc po schodach do piwnicy. Szybkim krokiem poszłam za nim.


*Patrick*
Nekromanta podszedł do celi, w której siedziałem skuty. Za nim szła Kamila. Cała cela była brudna od krwi. Spojrzałem na nich przerażonym wzrokiem.
 *Myślałem że ona już go zabiła co on tutaj robi czy ona rzeczywiście chce abym...*
 
*Kamila*
- Jakieś ostatnie słowa?
Zapytał nekromanta stając przede Patrickiem.
-Czekaj chwilę-Powiedziałam.- Nie powinieneś chociaż go rozkuć? Nie ma szans żeby uciekł w takim stanie a poza tym, powinien mieć trochę swobody chociaż w ostatnich chwilach życia.
- On i tak nie ma sił by wstać, jeśli ja go nie zabije to się wykrwawi.
Zdjął mu kajdanki i uniósł obie ręce do góry.
-Czekaj jeszcze chwilę!
- Przedłużasz tylko jego cierpienie. Pożegnaj się z nim i zakończmy to co trzeba było zakończyć wcześniej.
-Masz rację. Daj mi minutę na pożegnanie się.
Podeszłam do nich stając w jednakowej odległości od nekromanty i Patricka.
-Przykro mi że to tak musiało się skończyć. Obawiam się że ten straszny widok zostanie mi w pamięci do końca życia, ale muszę chronić moje miasto i wszystkich jej mieszkańców.
Zobaczyłam jak z oczu Patricka popłynęły łzy. W tej chwili sięgnęłam po mój miecz i szybkim ruchem wymierzyłam cięcie w stronę nekromanty celując w jego szyję. Nekromanta wtedy zniknął. Gdzieś w pokoju rozległ się jego głos.
-Przewidziałem to.
-Co jest grane?
Powiedziałam rozglądając się wokoło.
Nekromanta zmaterializował się przed schodami do biblioteki.
-Zły wybór.
Mój miecz zaczął płonąć, przecięłam powietrze, tworząc ,,cięcie ognia". Smugę ognia lecącą w nekromantę, który zasłonił się ścianą czarnego dymu głośno i ochryple się śmiejąc. Patrick spróbował wstać, chwiejąc się na nogach.
-P-pomogę ci...
-Siedź na dupie i mi nie przeszkadzaj. Wolę pracować solo. Dlatego bądź tak miły i nie wtrącaj się.
Wykonałam poczwórne cięcie w pionie, poziomie, i dwa razy na skos tworząc ,,gwiazdę ognia" lecącą na nekromantę. Oberwał i zaczął płonąć mimo to cały czas stał w miejscu i po chwili zamienił się w piasek. Jego drobinki uniosły się i uformowały kilka małych ostrzy, które po chwili wystrzeliły w moim kierunku. Zasłoniłam się mieczem, ukrywając dodatkowo twarz w ramionach. Jedno z ostrzy przebiło mi ramię. Piasek przybliżył się blisko mnie i zmienił z powrotem w nekromantę, który trzymał kościany miecz. Złapałam się za ramie wymierzając bezpośredni cios miecza w stronę nekromanty. Zablokował mój cios, w jego drugiej ręce pojawiła się kościana włócznia.
-To twój koniec.
Nie zdążyłabym zasłonić się mieczem, więc puściłam go, tworząc przed sobą tarczę ognia. Zablokowałam cios jego włócznią, ale powoli robiło mi się słabo. Tworzenie z ognia twardych przedmiotów było męczące.
-Czuję jak słabniesz.
Powiedział nekromanta ze złośliwym uśmiechem.
-Pomieszały ci się zmysły. Jestem całkowicie w pełni sił.
- Myślisz że tylko ty znasz się na magii ognia?
*A nie?*
Wtedy ściany w całym pokoju zaczęły płonąć.
-Ha! Jakby to robiło na mnie jakiekolwiek wrażenie!
Powiedziałam odrzucając tarczę, pozwalając żeby roztrzaskała się na nekromancie. Bez trudu jej uniknął.
- Na tobie może i nie. Ale co na to twój kolega?
Odwróciłam twarz w stronę Patricka. No tak, przecież on mógłby spłonąć. Chciałam krzyknąć żeby odsunął się od ściany, ale leżał  nieprzytomny na podłodze a strumień ognia powoli sie do niego zbliżał.
-Nie rozsądnie jest się odwracać w trakcie walki.
Powiedział nekromanta przykładając miecz do mojej szyi.
*Cholera.... jest źle*
Nie miałam czasu na walkę, musiałam pomóc Patrickowi. Złapałam za ostrze miecza prawą ręką, odsuwając je od mojej szyi. Na podłogę zaczęły kapać krople mojej krwi. Odepchnęłam miecz, odskakując w tył.
-Masz 30 minut życia.
Powiedział uśmiechnięty, patrząc na moją dłoń.
-Wystarczy żeby cię zabić.
Było beznadziejnie. Nie miałam miecza, zostało mi 30 minut życia a Patrick leżał nieprzytomny, niepokojąco blisko śmierci
- Spójrz w jakiej sytuacji się znajdujesz.
-Ja jestem w kiepskiej sytuacji? Prawie zabiłeś mnie, Patricka, i twierdzisz że niszczysz moje miasto. Nie muszę ci chyba mówić że jestem wściekła... a gniew, jest moją najsilniejszą bronią.
Nikt.. nikt nie miał prawa grozić nikomu, z mojego otoczenia, a zwłaszcza mojemu miastu. Zmęczenie i rany przestały być ważne, ogień przejął nade mną całkowitą kontrole. Wyciągnęłam obie ręce przed siebie, w prawej pojawiła się ognista tarcza a w lewej zapłonął miecz.
-I gniew... pobudza krążenie krwi co przyspieszy twoją śmierć. Nim się spostrzeżesz bedziesz martwa.
-Tak samo jak ty. Teraz całkowicie władam moją bronią, wystarczy chwila żeby cię zniszczyć.
Wymierzyłam cięcie w nekromantę, pchając mieczem w jego pierś. Przez chwilę patrzył a mnie a z ust spływała mu krew.
-Dopięłaś swego. A teraz spójrz na siebie.
Włócznie przebiła mnie na wylot. Nekromanta upadł a ogień na ścianach wygasł.
-K-kamlia nie wyciągaj włóczni...-wyszeptał Patrick czołgając się w moją stronę.
Zwymiotowałam krwią odwracając się w stronę Patricka. Uśmiechnęłam się delikatnie, co w połączeniu z krwią na moich ustach musiało wyglądać makabrycznie.
-Patrick... proszę... zaopiekuj się miastem... teraz ty za nie odpowiadasz.
-NIE UMRZESZ! NIE TERAZ!
Złapałam się za brzuch, upadając na podłogę i tracąc przytomność.

*Patrick*
mimowolnie wstałem i poszedłem szybko do biblioteki. Wróciłem z księgą zaklęć. Wymówiłem zaklećie, które zasklepiło jej ranę po czym ugryzłem ją wysysając prawie całą truciznę z jej ciała. Po czym upadłem na podłogę plując zieloną wydzieliną na podłogę. Doczołgałem się do nekromanty wpijając się w jego szyje.