-Pamiętasz może w którą stronę mieliśmy iść?
Spytałam gdy do niej doszliśmy. Patrick spojrzał w niebo i
opowiedział.
-Wydaje mi się, że musimy iść wzdłuż tej szosy...
-Pytanie tylko w którą stronę... słońce już zachodzi,
powinniśmy znaleźć to mieszkanie przed zmierzchem
- Nie mam nic przeciwko żebyśmy szli nocą.
-Może ty, ja nie mam ochoty spotkać kolejnych zombiaków na
drodze.
-Raczej nie spotkamy...
Przez dłuższą chwilę szliśmy w ciszy, wzdłuż ulicy.
-Widzę już nasz cel.
Powiedział w końcu Patrick, kiedy na ulicy zrobiło się
prawie całkowicie ciemno.
-I co, nie spotkaliśmy żadnych zombie. Chyba, ze w tym domu
będzie coś martwego poruszającego się..
-Mam nadzieję że nie. Mam serdecznie martwych ludzi na jeden
dzień. Wystarczy mi że muszę znosić ciebie
- Ja jestem już na wpół martwy
-Właśnie o tym mówię. Skąd wiesz że to właśnie ten dom?
- Szczerze? To nie wiem ale idziemy już od kilku godzin a to
jest pierwszy i możliwe, że ostatni dom jaki dziś ujrzymy.
Rzeczywiście, minęło sporo a nie widzieliśmy żadnych innych
domów. Właściwie to, wyglądał trochę przerażająco, ale nie mieliśmy innego
wyjścia. Po chwili zrozumiałam skąd to dziwne uczucie na myśl do wejścia do
tego domu. Był on dokładnie w takim samym stylu jak Patricka.
-W sumie masz racje. Najwyżej przeprosimy jakiegoś wampira
za naruszenie jego przestrzeni
- Kto nie ryzykuje nic nie zyskuje. Sprawdzę przez okno czy
ktoś jest bo wygląda trochę na opuszczony.
-Jak chcesz, to ja wejdę do środka.
- Tak bez pukania?
-Skoro dom wygląda na opuszczony to prawdopodobnie
właściciel, jeżeli jakiś jest, nie będzie miał mi tego za złe.
- Jak chcesz.
Ruszyłam w stronę ogromnych i drzwi. Kiedy je pchnęłam,
zaskrzypiały głośno, otwierając się.
- Przez okno nikogo nie widać, wszędzie kurz i pajęczyny.
Powiedział Patrick podchodząc do mnie.
-Dlatego ja wchodzę do środka.
- Uważaj by cię coś nie zjadło
Powiedział wchodząc za mną. Środek mieszkania wyglądał na
tak samo opuszczony, jakiego wrażenie sprawiał z zewnątrz.
-Halo! Jest tu ktoś?! Ktoś w miarę żywy?! Potrzebujemy
noclegu!
- Nie wyczuwam tutaj żadnej żywej ani martwej istoty.
-Tym lepiej dla nas. Oby tak zostało do rana.
- Pójdę sprawdzić piwnice... tak dla pewności.
-Chyba przesadzasz. To że byliśmy w krypcie z bandą zombie
nie znaczy że są teraz wszędzie.
Powiedziałam wzruszając ramionami. Patrick spojrzał na mnie
tylko wątpiącym wzrokiem i powiedział:
- Ja wole się upewnić.
-Paranoik z ciebie. Ale jak wolisz... w razie czego krzycz.
Ja przeszukam kuchnię.
- O mnie się nie martw
Powiedział i zszedł schodami w dół, do piwnicy. Wzięłam je i
ruszyłam w stronę piwnicy. Patrick długo nie wracał, może rzeczywiście go coś
tam zżarło? Stanęłam przed schodami, idącymi
dół. Wyglądały dość przerażająco. Chciałam zapalić światło, ale musiało
się wypalić. Może i nie powinnam jeszcze używać ognia, byłam strasznie
osłabiona ale nie na tyle by schodzić w całkowitych ciemnościach do mrocznej
piwnicy. Stworzyłam w dłoni kulę ognia, lekko parzyła po porannej walce, i
kręciło mi się przez to w głowie. Zeszłam po schodach do piwnicy, drzwi do niej
było lekko uchylone. Przeszłam przez nie i pierwsze co rzuciło mi się w oczy po
ich przekroczeniu to ogromna plama krwi na podłodze. Automatycznie sięgnęłam po
miecz, ale zanim zdążyłam go wyjąć poczułam dziwny ból z tyłu głowy i otoczyła
mnie ciemność.
Kiedy otworzyłam oczy leżałam w jakimś lochu, skuta
kajdanami. Przede mną siedział Patrick. On też był przyczepiony przez żelazne
kajdanki do ściany. Siedział skulony na podłodze i ociekał krwią.
- Wszystko na marne...
Odezwał się cicho nie podnosząc wzroku.
-Cholera... gdzie jesteśmy?... Strasznie boli mnie głowa..
- Nekromanta nas dopadł. Siedzimy w jego lochach.
-To że jesteśmy w lochach zauważyłam. Pytam co się stało.
- Ogłuszył cię. Mnie potraktował inaczej.
-Jak cię dorwał? Chyba miałeś sprawdzić czy jest
bezpiecznie. Nie ma co, świetnie ci poszło...
- Spójrz na mnie. Gdyby nie ten głód i słońce...
Powiedział plując krwią w kąt celi i odsłaniając płaszcz.
Zauważyłam wtedy dziurę w jego klatce piersiowej.
-Dźgnął cię mieczem? Nie wygląda to dobrze...
- Nie wiem czym... nie chce się goić...
-Właściwie to co ma zamiar z nami zrobić?
-Mnie chce zabić. A ciebie to nie wiem.
-Cholera... nie mogę umrzeć... jeżeli tak się stanie miasto
zostanie bez bohatera... Hej! Nekromanto, czy jak ci tam! Nie mam zamiaru tutaj
z nim umrzeć, słyszysz?!
-Wcale nie chcę cię zabijać moja droga.
Rozległ się ochrypły głos.
-Ja ci kurrna dam ,,moja droga". Masz farta że jestem
skuta bo byś musiał ożywiać swoje własne zwłoki.
Kiedy się zbliżył, zauważyłam że jest to bardzo stary
mężczyzna odziany w czarne szaty z długą siwą brodą.
-Czy to przez swoją moc masz tak wybuchowy temperament?
-Skąd wiesz o mojej mocy?
- Zacząłem swoją obserwację w samochodzie
-O czym ty do cholery mówisz?
- Od samego wyjścia z samolotu wszystko szło zgodnie z
planem.
-Mów jaśniej...
- On był tym cholernym taksówkarzem!
Krzyknął Patrick, pierwszy raz od kiedy tu utkwiliśmy
podnosząc wzrok.
-NIE PRZERYWAJ MI!
Krzyknął nekromanta. Od razu dało się wyczuć, że nie przepada
za Patrickiem. Mimo to zignorowałam go i zwróciłam się do Patricka.
-No brawo Patrick. Znalazłeś nam świetną podwózkę!
- Skąd mogłem wiedzieć...
Powiedział cicho, znowu spuszczając wzrok.
-Wiedziałam że nie warto ufać taksówkarzom. Wszyscy są jacyś
dziwni.
- Teraz pozwólcie, że będę kontynuował...
-Kto ci powiedział że już skończyliśmy?
Odpowiedziałam nekromancie z prowokującym uśmieszkiem.
Irytowanie tego typu ludzi było zabawne.
- Ja tak odrzekłem szamanie ognia. A może.. mroczna gwiazdo nadziei?
*Cholera, ten typas wie o mnie niepokojąco dużo*
-Skąd o mnie tyle wiesz?
- Jak już mówiłem... z obserwacji
-Od jak dawna mnie obserwujesz?
- To nie istotne, istotne jest to ze nie potrafisz do końca
panować nad tym kim jesteś.
-Haaa...! Niby kto nie potrafi panować nad tym kim jest?!
Świetnie się znam na swojej pracy i mocy!
- Dałaś popis w krypcie.
-Wyjęte z kontekstu! To jedyna rzecz nad którą mam problem!
Poza tym, przecież rozwaliłam wszystkie twoje truposzcze i uszłam z życiem.
- Tylko dlatego, że ja ci pozwoliłem.
-Haha... już to widzę. Przeżyliśmy bo jesteśmy mocniejsi niż
twoje ożywione zwłoki.
- To co napadło was w krypcie to jedynie namiastka tego co
potrafię.
-Gdybyś nie zaatakował nas z zaskoczenia, tylko walczył fair,
w życiu byś nas nie pokonał.
- A cokolwiek na tym świecie jest sprawiedliwe?
-Mroczna gwiazda nadziei jest.
- Możliwe... Ale jak uważasz.. czy twoje moce pozwolą ci
trzymać twoje miasto całe i zdrowe?
-To właśnie one ratowały miasto przez ostatni czas, teraz
też nam pomogą.
Z uśmiechem satysfakcji zaczęłam płonąć. Zgromadziłam ogień
w moich nadgarstkach, próbując stopić kajdanki. Jednak zamiast się uwolnić moje
ręce przedarł przeszywający ból, a kajdanki zaczęły świecić na czerwono,
ujawniając po kolei tajemnicze symbole.
- Na nic ci się to nie zda.
-Cholera... co jest
nie tak z tymi kajdankami?
- Są zaklęte.. może i jestem stary ale nie głupi.
-No dobra... więc czego chcesz?
- Zemsty...
-Właściwie to co ci zrobił Patrick? Chyba cię nie zabił?
Moje poczucie humoru objawiało się rzadko, w dodatku w
beznadziejnych okolicznościach.
- Ufałem mu... był moim najlepszym uczniem, dałem mu dom i
wszystko... byłem dla niego jak ojciec, a on co?! Okradł mnie! Myślisz, że skąd
ma Artemis?
-Tyle hałasu o byle miecz. Jak ci go odda to nas wypuścisz?
Mam pracę w moim mieście.
- to jest potężny artefakt, kosa.
-Więc jak ci go odda to nas wypuścisz?
- Hmmm... Myślisz, że on tylko mnie okradł. Dorobił się
swojego majątku na oszustwach.
-Przeciętny nauczyciel w marnym gimnazjum... naprawdę
musiało mu być ciężko to osiągnąć....
- Naprawdę mało wiesz jak na jego wspólnika.
-Nie jestem jego wspólnikiem! Łaskawie mu pomagam, nic
więcej! Dotarło?!
- Gdyby nie ty zabijałby ludzi... bez skrupułów.
-Właśnie po to tu jestem żeby go przed tym powstrzymać.
Myślisz że marnowałabym swój czas gdyby nie chodziło o los miasta.
- Nie mogłaś go po prostu zabić?
-Jasne że mogłam... ale nie umiem zabijać... nie mam prawa
zabierać ludziom życia....
- On nie jest człowiekiem.
-Jakby tak na to patrzeć to ja też nim nie jestem.
Powiedziałam to już jemu i powiem tobie. Człowiek to człowiek, nie ważne czy
jest wampirem, wilkołakiem, czy innym stworem.
- Zadziwia mnie twój tok rozumowania, ale mam dla ciebie
ciekawą ofertę.
-Z jakiegoś powodu czuję że nie spodoba mi się ta oferta.
- Szkoda... bo to oferta korzystna zarówno dla ciebie i dla
tego co chronisz.
-Świetnie sobie radzę z ochroną miasta.
- Do czasu...
-Co masz na myśli?
Dopiero w tym momencie poczułam się zaniepokojona. Czy byłby
w stanie zrobić coś mojemu miastu?
- Twoja moc... i nie tylko ona...
-Wyrażaj się jaśniej.
- Widzę niewyraźną przyszłość, wiele krwi się w mieście
przeleje.
-Co ty gadasz?! Dopóki chronię to miasto nie pozwolę by coś
się tam stało!
- Mogę ci pomóc ochronić to miasto przed zbliżającym się
niebezpieczeństwem.
-Co grozi mojemu miastu?
- Coś nie stąd
-Wyrażaj się jasno! Jeżeli banda twoich zombiaków zaszkodzi
mojemu miastu to zniszczenie cię stanie się sprawą osobistą!
-Jeśli dołączysz do mnie zobaczysz i nauczysz się dużo
więcej. Widzę w tobie ogromny potencjał.
-Nie boisz się ze również mogę cię okraść?
- Niczego się nie boję.
-To bardzo ciekawe. Ale wolę wrócić do mojego miasta, niż
siedzieć niewiadomo jak długo z psycholem-nekromantą.
- Kto ci karze ze mną siedzieć.
-Więc jak inaczej chciałeś mnie uczyć?
- Moje metody nauczania są tajemnicą... to jak rozważasz
moją ofertę? O Patricka się nie martw, tak jak mu obiecałaś wyzbędzie się
klątwy.
-A co potem? Wybaczysz mu to że cię okradł?
- Oczywiście.
-A jeżeli odmówię?
- Obydwoje umrzecie
-Jakoś ciężko mi uwierzyć że puścisz go wolno. Powiedz co
masz zamiar z nim zrobić jeżeli się zgodzę.
- Skrócę jego cierpienia. Spójrz na niego.
-Zabijesz go? To naprawdę żałosne.
- Raczej litościwe
-Więc albo się do ciebie przyłączę, dowiem się jak ocalić
miasto, stanę się silniejsza i będę patrzeć jak umiera osoba, którą miałam od
tego uratować, do końca życia będzie
mnie prześladować myśl że zginą. Albo się nie zgodzę, uratuję moją dumę i umrę
pozbywając się wszystkich trosk.
- Skazując mieszkańców na klęskę.
-Idź z nim...
Wymamrotał Patrick podnosząc głowę. Nie mogłam uwierzyć że
mówi coś takiego. Obiecałam że mu pomogę, i nie miałam zamiaru łamać danego
słowa.
-Kto dał ci prawo mi rozkazywać? Zrobię tak jak uważam za
słuszne.
W ciemnościach ledwo zauważyłam jak puszcza do mnie oko.
-Proszę cię idź z nim na mnie już pora bym odszedł.
Przez chwilę milczałam. Udawałam że się zastanawiam nad całą
sytuacją.
-Mam do wyboru albo moje miasto albo krwiopijcę, który o
mało co nie zabił mojej przyjaciółki? -Wybacz Patrick, ale obiecałam chronić
moje miasto, więc chociaż brzydzę się tego typa... zgadzam się..
-Wreszcie odpocznę.
Wymamrotał jeszcze Patrick.
- Chodź ze mną nim się zaraz zajmę.
Powiedział nekromanta otwierając drzwi.
-Czemu nie... ale nie zauważyłeś że jakiś debil skuł mnie
kajdankami?
Machnął ręką, złote kajdanki odczepiły się od ściany. - Za
mną więc.. do biblioteki musze ci coś pokazać.
- Za mną więc.. do biblioteki musze ci coś pokazać.
Wstałam z ziemi, przez chwilę zakręciło mi się w głowie ale
odzyskałam równowagę i ruszyłam w stronę drzwi. Spojrzałam jeszcze na Patricka,
oby miał jakiś plan jak się z tego wyrwać. Idąc w stronę schodów miałam
nadzieję że da mi jeszcze jakiś znak, że sobie poradzi. Wtedy rozległ się krzyk
Patricka.
- Wiedziałem, że ten dzień kiedyś nadejdzie... że wreszcie
przyjdzie czas na śmierć!
- No to się doczekałeś-odpowiedział nekromanta- A teraz
Mroczna Gwiazdo, na górę po tych schodach. Zapomnij o nim.
Kiwnęłam głową zaciskając pięści. W sumie... wolałabym
umrzeć tu i teraz niż żyć z myślą że tak strasznie zawiodłam osobę, której
miałam pomóc. Ruszyłam za nekromantą, szykował się długi dzień. Nekromanta
wszedł do ogromnej biblioteki i szuka jakiejś książki na półkach.
-Mądry wybór.
-Zrobiłam to tylko dla mojego miasta, jeżeli coś mu się
stanie to obiecuję że cię dorwę i zabiję, bez względu na moje sumienie.
-Ja zamierzam ci pomóc. Jak byłem w twoim wieku można by
powiedzieć, ze nie wiele się różniliśmy.
-Straszna wizja.
Po plecach przeszły mnie ciarki na myśl że mogłabym być
podobna do niego.
-Wiem ze trudno w to uwierzyć patrząc teraz na mnie.
Wyciągnął z półki wielką książkę, położył ją na stole i
zaczął kartkować.
-przynajmniej ty mnie nie zawiedź.
-Nie liczyłabym na wiele na twoim miejscu.
I tak nie próbowałbym ataku na twoim miejscu, może i nie wyglądam
na potężnego ale uwierz mi, słaby nie jestem.
W końcu otworzył książkę na stronie ze szkicem anioła.
-Anioły? Serio? Jakby znajomość z wampirem to było za
mało...
Powiedziałam kiedy spojrzałam na rysunek.
-Nie wierzyłaś w wampiry więc w to bardzo trudno będzie ci
uwierzyć.
-Po tym przez co przeszłam nie wiem czy będzie mi trudno
uwierzyć w cokolwiek.
-Przejrzyj to sobie a ja pójdę dać komuś obiecaną wolność.
Ruszył w stronę drzwi do piwnicy.
*Nie mogę mu na to pozwolić! Patrick nie może zginąć!*
-Czekaj chwilę!
-Hę?
-Emm...
*Myśl Kamila, myśl*
-Nie robiłabym tego na twoim miejscu.
-a to niby dlaczego?
-Zostawiasz osobę, która nawiasem mówiąc za tobą nie
przepada, w bibliotece pełnej bezcennych książek? Moim zdaniem to co najmniej
nierozsądne.
-Hmm... chcesz popatrzeć na śmierć Patricka?
-Jasne że nie. Ale jeżeli tu zostanę mogę zabrać jedną z
tych ksiąg i zwiać. Kto wie, może nawet uda mi się go ożywić.
Powiedziałam siadając nonszalancko na biurku.
-Wampira nie ożywisz a po za tym... nie uciekniesz stąd
chyba że umiesz latać.
-Kto powiedział że nie umiem? Nie masz pojęcia jak potężna
jest moc ognia.
*Muszę odwrócić jego uwagę i wymyślić jak pomóc Patrickowi*
- Wiem że nie potrafisz latać.
Powiedział otwierając drzwi do piwnicy.
*cholera, cholera, cholera*
-A co jeżeli zamknęłabym cię w piwnicy a sama znalazła coś o
lataniu w jednej z tych ksiąg?
- W co ty ze mną pogrywasz, jeszcze bardziej przedłużasz
jego cierpienie.
*Myśl, myśl, myśl do cholery! Musisz pomóc Patrickowi!*
-Jednak pójdę z tobą.
-Dobrze...
Powiedział schodząc po schodach do piwnicy. Szybkim krokiem
poszłam za nim.
*Patrick*
Nekromanta podszedł do celi, w której siedziałem skuty. Za
nim szła Kamila. Cała cela była brudna od krwi. Spojrzałem na nich przerażonym
wzrokiem.
*Myślałem że ona już
go zabiła co on tutaj robi czy ona rzeczywiście chce abym...*
*Kamila*
- Jakieś ostatnie słowa?
Zapytał nekromanta stając przede Patrickiem.
-Czekaj chwilę-Powiedziałam.- Nie powinieneś chociaż go
rozkuć? Nie ma szans żeby uciekł w takim stanie a poza tym, powinien mieć
trochę swobody chociaż w ostatnich chwilach życia.
- On i tak nie ma sił by wstać, jeśli ja go nie zabije to się
wykrwawi.
Zdjął mu kajdanki i uniósł obie ręce do góry.
-Czekaj jeszcze chwilę!
- Przedłużasz tylko jego cierpienie. Pożegnaj się z nim i
zakończmy to co trzeba było zakończyć wcześniej.
-Masz rację. Daj mi minutę na pożegnanie się.
Podeszłam do nich stając w jednakowej odległości od
nekromanty i Patricka.
-Przykro mi że to tak musiało się skończyć. Obawiam się że
ten straszny widok zostanie mi w pamięci do końca życia, ale muszę chronić moje
miasto i wszystkich jej mieszkańców.
Zobaczyłam jak z oczu Patricka popłynęły łzy. W tej chwili
sięgnęłam po mój miecz i szybkim ruchem wymierzyłam cięcie w stronę nekromanty
celując w jego szyję. Nekromanta wtedy zniknął. Gdzieś w pokoju rozległ się
jego głos.
-Przewidziałem to.
-Co jest grane?
Powiedziałam rozglądając się wokoło.
Nekromanta zmaterializował się przed schodami do biblioteki.
-Zły wybór.
Mój miecz zaczął płonąć, przecięłam powietrze, tworząc
,,cięcie ognia". Smugę ognia lecącą w nekromantę, który zasłonił się ścianą
czarnego dymu głośno i ochryple się śmiejąc. Patrick spróbował wstać, chwiejąc
się na nogach.
-P-pomogę ci...
-Siedź na dupie i mi nie przeszkadzaj. Wolę pracować solo.
Dlatego bądź tak miły i nie wtrącaj się.
Wykonałam poczwórne cięcie w pionie, poziomie, i dwa razy na
skos tworząc ,,gwiazdę ognia" lecącą na nekromantę. Oberwał i zaczął
płonąć mimo to cały czas stał w miejscu i po chwili zamienił się w piasek. Jego
drobinki uniosły się i uformowały kilka małych ostrzy, które po chwili
wystrzeliły w moim kierunku. Zasłoniłam się mieczem, ukrywając dodatkowo twarz
w ramionach. Jedno z ostrzy przebiło mi ramię. Piasek przybliżył się blisko
mnie i zmienił z powrotem w nekromantę, który trzymał kościany miecz. Złapałam
się za ramie wymierzając bezpośredni cios miecza w stronę nekromanty.
Zablokował mój cios, w jego drugiej ręce pojawiła się kościana włócznia.
-To twój koniec.
Nie zdążyłabym zasłonić się mieczem, więc puściłam go,
tworząc przed sobą tarczę ognia. Zablokowałam cios jego włócznią, ale powoli robiło
mi się słabo. Tworzenie z ognia twardych przedmiotów było męczące.
-Czuję jak słabniesz.
Powiedział nekromanta ze złośliwym uśmiechem.
-Pomieszały ci się zmysły. Jestem całkowicie w pełni sił.
- Myślisz że tylko ty znasz się na magii ognia?
*A nie?*
Wtedy ściany w całym pokoju zaczęły płonąć.
-Ha! Jakby to robiło na mnie jakiekolwiek wrażenie!
Powiedziałam odrzucając tarczę, pozwalając żeby roztrzaskała
się na nekromancie. Bez trudu jej uniknął.
- Na tobie może i nie. Ale co na to twój kolega?
Odwróciłam twarz w stronę Patricka. No tak, przecież on
mógłby spłonąć. Chciałam krzyknąć żeby odsunął się od ściany, ale leżał nieprzytomny na podłodze a strumień ognia
powoli sie do niego zbliżał.
-Nie rozsądnie jest się odwracać w trakcie walki.
Powiedział nekromanta przykładając miecz do mojej szyi.
*Cholera.... jest źle*
Nie miałam czasu na walkę, musiałam pomóc Patrickowi.
Złapałam za ostrze miecza prawą ręką, odsuwając je od mojej szyi. Na podłogę
zaczęły kapać krople mojej krwi. Odepchnęłam miecz, odskakując w tył.
-Masz 30 minut życia.
Powiedział uśmiechnięty, patrząc na moją dłoń.
-Wystarczy żeby cię zabić.
Było beznadziejnie. Nie miałam miecza, zostało mi 30 minut
życia a Patrick leżał nieprzytomny, niepokojąco blisko śmierci
- Spójrz w jakiej sytuacji się znajdujesz.
-Ja jestem w kiepskiej sytuacji? Prawie zabiłeś mnie,
Patricka, i twierdzisz że niszczysz moje miasto. Nie muszę ci chyba mówić że
jestem wściekła... a gniew, jest moją najsilniejszą bronią.
Nikt.. nikt nie miał prawa grozić nikomu, z mojego
otoczenia, a zwłaszcza mojemu miastu. Zmęczenie i rany przestały być ważne,
ogień przejął nade mną całkowitą kontrole. Wyciągnęłam obie ręce przed siebie,
w prawej pojawiła się ognista tarcza a w lewej zapłonął miecz.
-I gniew... pobudza krążenie krwi co przyspieszy twoją
śmierć. Nim się spostrzeżesz bedziesz martwa.
-Tak samo jak ty. Teraz całkowicie władam moją bronią,
wystarczy chwila żeby cię zniszczyć.
Wymierzyłam cięcie w nekromantę, pchając mieczem w jego
pierś. Przez chwilę patrzył a mnie a z ust spływała mu krew.
-Dopięłaś swego. A teraz spójrz na siebie.
Włócznie przebiła mnie na wylot. Nekromanta upadł a ogień na
ścianach wygasł.
-K-kamlia nie wyciągaj włóczni...-wyszeptał Patrick
czołgając się w moją stronę.
Zwymiotowałam krwią odwracając się w stronę Patricka.
Uśmiechnęłam się delikatnie, co w połączeniu z krwią na moich ustach musiało
wyglądać makabrycznie.
-Patrick... proszę... zaopiekuj się miastem... teraz ty za
nie odpowiadasz.
-NIE UMRZESZ! NIE TERAZ!
Złapałam się za brzuch, upadając na podłogę i tracąc
przytomność.
*Patrick*
mimowolnie wstałem i poszedłem szybko do biblioteki.
Wróciłem z księgą zaklęć. Wymówiłem zaklećie, które zasklepiło jej ranę po czym
ugryzłem ją wysysając prawie całą truciznę z jej ciała. Po czym upadłem na
podłogę plując zieloną wydzieliną na podłogę. Doczołgałem się do nekromanty
wpijając się w jego szyje.