WESOŁYCH ŚWIĄT
***********************************************
*Patrick*
Budzę się po krótkim weekendzie spędzonym
oczywiście przed biurkiem oceniając testy jakie dałem niedawno moim uczniom.
Wziąłem sobie słowa Kamili do serca i nie dałem tak dużo trudnych pytań by
uczniowie "też mieli coś z życia". Wyglądając przez okno zauważyłem
śnieg... Nie widziałem go już od kilkuset lat więc wywołał u mnie radość ale i
jednocześnie smutek związany ze wspomnieniami.... Wiedziałem że dzisiaj jakieś
święto, ponieważ nie musiałem prowadzić lekcji. Szkoda, zaczynam lubić te
spojrzenie Kamili na mnie, gdy zadaje coś do domu. Zacząłem dzień jak zwykle,
od zaparzenia kawy. Później w moim telefonie rozbrzmiała dziwna muzyka,
dostałem tzw. "smsa". Pisało tam coś o życzeniach związanych z
"Wigilią Bożego Narodzenia". Samo słowo wigilia nie było mi obce lecz
"Boże narodzenie"?! Nie zastanawiałem się zbyt długo tylko wyszedłem
zrobić zakupy, w końcu nie muszę jeść ale sprawia mi to radość. Ubrałem kaptur
na wszelki wypadek gdyby amulet przestał działać, zapasowym kołem ratunkowym
było zasłonięte przez chmury słońce. Przechadzając się po mieście zauważyłem
pełno udekorowanych choinek, jakieś świecące lampki aż w oczy raziło, no i
pełno grubasów z brodą ubranych na czerwono... Nigdy nie zrozumiem ludzi.
Wychodząc ze sklepu zauważyłem bezdomnego proszącego o pieniądze, resztki
mojego serca przemówiły do mnie i sypnąłem mu "kilkoma monetami".
Bezdomny wypowiedział do mnie te same słowa, które słyszę od rana "Wesołych
Świąt". Powoli stawało się to irytujące ale uśmiech na twarzach tych ludzi
wywoływał także mimowolnie uśmiech na mojej. Zainteresowany dzisiejszymi
obchodami poszedłem do biblioteki miejskiej dowiedzieć się coś więcej na ten
temat. Po dogłębnej analizie książek odniosłem zakupy do domu. Pobiegłem kupić
ozdoby i choinkę. Po dokonaniu tych o to zadań wróciłem do siebie. Przystroiłem
dom od zewnątrz i od wewnątrz i poszedłem robić kolację. Nakryłem do stołu przy
którym mogło usiąść aż 12 osób ale wiedziałem, że te święta spędze sam chyba,
że jakimś cudem sama Mroczna Gwiazda Nadziei mnie "zaszczyci" swoją
obecnością. W końcu tylko ona jest mi "bliska". Na wszelki wypadek
mam coś dla niej. I tak siedziałem i czekałem wypatrując przez okno i łudząc
się, że ktoś zapuka do mych drzwi na tym odludziu...
Kamila
Nareszcie nastała Wigilia. Może i nie
byłam zbyt religijna ale zawsze kochałam ten świąteczny nastrój. Choinkę,
prezenty, i miałam czas by w końcu posiedzieć z rodziną. W tym roku wyjątkowo
nie do daszej rodziny jechałam dopiero pierwszego dnia świąt, więc wigilię
mogłam spędzić z rodzicami i siostrą. Kiedy szykowaliśmy stół z potrawami a pod
choinką już leżały kolorowe pudełka z prezentami usłyszałam głos spikera w
wiadomościach radiowych.
- Okropna sytuacja dzieje się właśnie w
samym centrum miasta. Pod budynek zamieszkały przez kilkadziesiąt osób chory
szaleniec, bo inaczej tego człowieka nazwać się nie da, podłożył bombę.
Niestety została ona zauważona dopiero po wybuchu. Sprawca już jest złapany.
Prawdopodobnie jest niepoczytalny, ale nie to martwi najbardziej. Już teraz
jest 11 zmarłych osób 43 ranne i kilka osób prawdopodobnie leży teraz w
szczątkach budynku, straż pożarna i karetka robi co może, ale ciężko będzie ich
uratować. To naprawdę straszne, że coś takiego wydarzyło się w wigilie.
Przełączyłam dyskretnie radio na kanał z
kolędami. Czułam się okropnie ale nie musiałam pomóc tym ludziom, i nie
chciałam żeby moja rodzina domyśliła się czemu.
- Hej Kamila, co tak stoisz, pomóż nam
nakrywać do stołu.
Powiedziała moja starsza siostra.
- Niestety nie mogę. Przypomniało mi się,
że obiecałam spędzić wigilię z moim znajomym. Jest sam i nie ma nikogo więc
chciałam mu pomóc, to mój przyjaciel jeszcze z podstawówki.
- Twój przyjaciel da sobie rade, nie
zgadzam sie żebyś wychodziła, znosimy twoją chęć przebywania poza domem, ale
nie w Wigilię.
- Mamo, proszę. Muszę iść. Przepraszam
was ale nie mogę z wami zostać.
- Właśnie że możesz, i zostaniesz. Za
dużo nam krwi napsułaś.
- Proszę was, pozwólcie mi iść. Muszę tam
iść.
- Nie! Nie wyjdziesz nigdzie w wigilijny
wieczór i koniec!
- I tak pójdę! Nie zostawię nikogo w
potrzebie!
- Aż tak ci zależy?! Tak?! To proszę idź!
Ale jak wyjdziesz za te drzwi to możesz już tu nie wracać.
- Nie zrobilibyście mi tego.
Najpierw byłam tego pewna ale postawa
mojej rodziny nie budziła wątpliwości, nie chciałam stracić rodziny. Nie miałam
nikogo innego, bycie bohaterem w sporej części zniszczyło mi życie ale... nie
mogłam odkładać mojego szczęścia nad życie innych ludzi.
-W takim razie ja wychodzę.
Moja rodzina naprawdę była zdziwiona moją
postawą, jak gdyby nigdy nic zostawiłam ich wiedząc, że już nie wrócę, gdyby
znali prawdę zrozumieliby. Ale choćby nie wiem co, nie mogli jej poznać. Nie rozczulałam
się nad sobą zbyt długo tylko założyłam maskę, płaszcz, miecz i ruszyłam do
centrum. Gdy tam dotarłam zobaczyłam ogromne roztrzęsienie wokół zawalonego
budynku. Karetka ciągle przewoziła i próbowała budzić ludzi kiedy straż pożarna
robiła co mogła by odnaleźć kogokolwiek spod kilku ton betonu. Udało mi się
przecisnąć przez tłum i dotrzeć aż do żółtej lini oddzielającej gapiów od
niebezpiecznej strefy.
-Proszę się cofnąć i nie utrudniać pracy!
Robimy co możemy!
Krzyczał jeden z policjantów, kiedy mnie
zobaczył pozwolił mi przejść. Pod zawalonym budynkiem leżało kilka osób, trochę
to trwało ale udało się wszystkich odnaleźć. Każdy się budził i kiedy mnie
widział dziękował i życzył wesołych świąt.
*Niby jak teraz moje święta mogą być
udane? Nie mam co ze sobą zrobić, będę miała szczęście jeżeli nie będę musiała
spać na dworze*
Rozmyślałam kiedy moja praca dobiegła
końca. Ostatecznie została mi tylko jedna możliwość, z ciężkim sercem udałam
się do Patricka. Stojąc przed jego ogromnymi drzwiami zapukałam niszcząc
doszczętnie moją dumę. Drzwi się otworzyły a w nich stał Patrick.
- Kam... yy to znaczy Gwiazdo?! ty
tutaj?!
- Jak masz zamiar się naśmiewać to sobie
daruj, i tak jestem w beznadziejnej sytuacji.
- Ale co się stało?
- Moja rodzina tak jakby mnie wyrzuciła
bo nie musiałam ratować ludzi a nie spędzać z nimi wigilie.
Powiedziałam patrząc na ziemie by uniknąć
jego wzroku.
Uśmiechnął się.
- Jestem pewny że czekają aż wrócisz.
-Powiedzieli że jak wyjdę to mogę nie
wracać, i nie mam zamiaru.
- Ale i tak cię kochają bez względu na to
co zrobisz, ale gdzie moje maniery.. wejdź proszę.
- Weszłam nie patrząc na Patricka, czułam
się okrutnie upokorzona.
W głównym pokoju stał ogromny nakryty
stół pełen najrozmaitszego jedzenia. W rogu stała trzy metrowa choinka
ozdobiona kolorowymi bombkami, łańcuchami i lampkami a pod nią leżało
kilkanaście paczek.
-Przepraszam jeżeli ci przeszkodziłam w Wigilii.
Spojrzał na nią z mieszanym wzrokiem.
- Eeee pierwszy raz obchodzę Wigilię ale
nie mam z kim.
- W takim razie... mogłabym ewentualnie
tu zostać żebyś nie był sam.
Miałam nadzieję, że z takim tekstem
chociaż w niewielkiej ilości zachowam dumę.
- Ee ależ oczywiście.
Powiedziałem lekko zakłopotany.
- Proszę usiądź rozgość się.
- Dzięki...
- Musisz być pewno głodna hmm?
- Trochę, ratowanie ludzi spod tony gruzu
pobudza apetyt.
- Rozumiem. Nakładaj sobie co chcesz i
ile chcesz i tak mam tego lekki nadmiar.
- Chętnie skorzystam.
Usiadłam przy wielkim stole i nałożyłam
sobie trochę jedzenia. Patrick także wykonał tę czynność. Ale zanim spróbowałam
pierwszego kęsa o czymś sobie przypomniałam...
-A no jasne. Zapomniałabym o opłatku,
gdzie go masz?
- Opłatek??? Eeeemmm...
- Nie masz opłatka?
- Kurcze jak zwykle musiałem coś schrzanić...
- Żadnego nie masz? Nie kupiłeś?
- Zapomniałem...
Po tych słowach spuściłem głowę.
-Właściwie nie jest on taki ważny, to
tylko symbol przy składaniu życzeń. Same życzenia myślę że wystarczą.
- Yyy tak tak...
Uśmiechnął się.
-Tooo... wesołych świąt?
Tak! Patrick uniósł kieliszek w górę. -
Wesołych świąt!
Podniosłam do góry szklankę z sokiem i
później wzięłam się za jedzenie potraw.
- Zadbałem by na stole było 12 potraw,
ale jest jeszcze trzynasta potrawa! Przepis mojej mamy...
Uśmiechnął się.
- Muszę przyznać że to jedzenie jest
naprawdę pyszne.
- Sam gotowałem.
- Masz talent.
- Wyszedłem w prawdzie z wprawy ale nie jest źle... Podczas podróży
okrętem byłem kucharzem! Gotowałem także dla szlachty! Ale co ja ci będę...
hehehe.
Atmosfera przy objedzie była naprawdę
przyjemna, prawie zapomniałam jak wkurzający jest Patrick. Później posiłek
dobiegł końca.
- Od czasu letargu jeszcze tak się nie
najadłem.
Odsunęłam od siebie pusty talerz.
- Też dawno się tak nie najadłam. Hej,
nie chciałabym żebyś pomyślał że nie jesteś już dla mnie wkuzający ale...
dziękuję za pomoc... i... jeszcze jedno... mogłabym zostać na kilka dni?
- Dziękuję mi też było miło... ee parę
dni u mnie? Aż tak źle u ciebie?
- Dalej sądzę że jesteś wkurzającym
typem... ale nie mogę wrócić do domu.
- Rozumiem że jesteś na mnie skazana. Ale
mam coś dla ciebie na pocieszenie.
-Niestety, ale to się ciągnie od kiedy
cię poznałam... Dla mnie? Masz coś dla mnie?
Patrick podszedł do choinki i szuka
paczki.
- Tak, podczas moich podróży nazbierałem
kilka artefaktów.
- Chyba nie mówisz, że dasz mi jakiś
bezcenny artefakt bo w to nie uwierzę.
- O mam!
Idzie z podłużną paczką.
- A...ale ja nic dla ciebie nie mam.
- Nie przejmuj się. Dla mnie prezentem
jest to, że jesteś.
Uśmiechnął się sympatycznie.
- A teraz rozpakuj.
- Nie przesadzaj... ale dzięki.
Powiedziałam biorąc paczkę i ją
rozpakowując.
- Ja tylko prawdę mówię i proszę.
W paczce znajduje się piękne zdobione
ostrze które w rękojeści ma lekko połyskujący szkarłatny kamień.
-Miecz? Jest przewspaniały!
- To "Ostrze Prometeusza". Jego
moc władania nad płomieniami i ty to doskonałe połączenie. Ale jest jeden
minus.
-Niesamowite, nie miałam pojęcia że istnieją
artefakty związane z ogniem... w sumie wogóle nie wiedziałam o artefaktach nim
poznałam ciebie. Jaki minus?
- Taki że podczas ataku łączysz się duszą
z tym mieczem, tak jak silna jest twoja dusza tak silny jest miecz. Ale w tym
przypadku to zaleta.
-Heh, dzięki. Tym bardziej żałuję, że nic
dla ciebie nie mam.
- Już powiedziałem. Jesteś wspaniałym
prezentem na święta.
- Rzuć taki tekst jeszcze raz a staniesz
się pierwszą ofiarą tego ostrza.
- To wielki zaszczyt o pani, proszę
wybaczyć moją bezczelność co do pani osoby.
Ukłonił się.
Obrzuciłam go morderczym spojrzeniem.
- A teraz czy Milady zechce iść zobaczyć
swój pokój?
- Jeszcze raz nazwiesz mnie
"Pan"i lub "Milady" a przyrzekam, że następnym razem wezmę
czosnek i drewniany kołek.
- Kołek piętro wyżej a czosnek jest w
piwnicy. A teraz udasz się na spoczynek?
- Lepsze to niż spanie na dworze...
- Zatem proszę za mną.
Idzie po schodach na górę.
*O ile rodzina nie odezwie się do mnie,
będę musiała poprosić Shinre żeby mi znalazł zastępcze lokum. Jego raczej na dłuższą metę nie zniosę*
- Tu jest twój pokój Mroczna Gwiazdo
Nadziei.
W pokoju znajduje się kredens, wielkie łóżko
z baldachimem, szafa itp. Na ścianie wisi obraz dziewczyny bardzo podobnej do
tej chiliderki, która ma zastąpić Mroczną Gwiazdę Nadziei.
- Całkiem tu ładnie, mogę o coś zapytać?
- Pytaj.
- Kim jest ta dziewczyna na obrazie? To
był jej pokój? I czy to przez nią tak się rozczuliłeś na widok tej chirliderki?
- To moja siostra... Namalowałem to sam.
A ten dom to nic innego jak kopia domu w Szkocji...
- To by wyjaśniało czemu nie chciałeś zahipnotyzować
tamtej dziewczyny, a ja już myślałam że się zakochałeś, haha.
Obrzucił ją morderczym spojrzeniem.
- To nie jest śmieszne.
Zarumienił się.
- Co nie znaczy, że masz prawo kraść moje
mordercze spojrzenie.
- Dobra idź już spać...
-Taki mam zamiar, branoc.
- Miłej nocki.
- Aha jeszcze jedno.
- Słucham, jakie jeszcze zastrzeżenia?
- Dzięki... A teraz już idź.