Zamknęłam oczy, gdy krew trysnęła w moją stronę. Kiedy
ponownie je otworzyłam moje serce niemal zamarło... ten uśmiech, szpikulec
wystający z jej nadgarstka i jeszcze twardniejąca krew, która uniemożliwiła mi
ruchy niemalże do zera. Było źle. Rozejrzałam się dookoła, jakbym miała znaleźć
gdzieś tutaj rozwiązanie. Nie mogłam zacząć płonąć, bo byłoby po mnie. Bardzo
możliwe, że ta krew działała jak kajdanki u nekromanty. Jedyną rzeczą, która
mogła działać na moją korzyść był miecz wbity w ciało wampira. Nie mogłam
podpalić całego miecza, ale... co gdybym podpaliła samą jego końcówkę? Nie...
nie sądzę, żeby dało się ją podpalić od środka. A może... gdyby spróbować ją w
ten sposób rozsadzić? Nie miałam za bardzo czasu na rozmyślania. Za kilka
sekund ostrze miało przeszyć moją szyję. Zamknęłam oczy, przesyłając ogień do
wnętrza miecza, starając się, by nie wydobył się on na klindze a na samym jego
końcu. Czułam rosnącą kule ognia. Otworzyłam oczy, kiedy ostrze leciało już w
moją stronę. Dokładnie w tej chwili we wnętrzu wampira rozległ się wybuch.
Rękojeść zaczęła palić nieznośnie, ale jej nie puściłam. Walczyłam, pomimo, że
byłam pewna, że ogień wybuchł także we mnie. Krew tym razem była już prawie
wszędzie. Całe szczęście już nie na mnie.
Strzępy ciała były rozrzucone po kanałach. Po kilku sekundach strzępy te
zamieniły się w czystą krew. Wszystko zaczęło łączyć się w jedno krwiste
"oczko". Krew zaczęła niepokojąco bulgotać. Odsunęłam się od zebranej
krwi. Nogi mi drżały. Oparłam się o ścianę, ledwo utrzymując miecz w dłoni. Nie
wiedziałam, czego mogę się spodziewać, ale miałam nadzieję, że nadejdzie to
szybko. Nie wiedziałam jak długo uda mi się utrzymać świadomość. Wtem krew
wystrzeliła pod dużym ciśnieniem, prosto we mnie. Przewróciła mnie boleśnie na
ziemię a następnie odpłynęła jak najdalej. Niesamowicie wiele wysiłku wymagało
ode mnie utrzymanie świadomości. Zwłaszcza, po zderzeniu mojej głowy z ziemią.
Spojrzałam na plamę krwi, która zniknęła gdzieś w oddali. Podparłam się mieczem
o ziemię, przytrzymując się ściany, żeby nie zemdleć. Bezskutecznie.
Wystarczyły dwa kroki, żebym straciła przytomność i zemdlała.
*Patrick*
Spoglądając w duszę Evelin od razu wiedziałem, że jest
kontrolowana przez Itatsuke. Wiedziałem jakiej użył techniki... On uwiódł,
wykradł jej serce i to nie tylko w przenośnym znaczeniu. Wyrwał je dosłownie.
Z zamyślenia wyrwał mnie donośny dźwięk wybuchu. To musiała
być Mroczna Gwiazda Nadziei. Musiałem tam wrócić i zobaczyć czy jest jeszcze
cała. Doskonale znałem umiejętności Sue ale wiedząc jak bardzo wzrosły
zdolności jej siostry to cały zadrżałem. Odczepiłem łańcuch od broni i
związałem nim Evelin. Na całe szczęście nie stawiała oporu z prostego powodu -
straciła przytomność. Biegnąc ile sił w nogach zauważyłem jak wielka plama krwi
mknie po ścianie w przeciwnym kierunku. Po chwili wróciłem do miejsca, gdzie
zaatakowały nas moje siostry. Zobaczyłem Kamilę leżącą na ziemi. Podbiegłem do
niej i przyłożyłem palce do jej szyi sprawdzając puls. Na całe szczęście żyła
ale była lekko posiniaczona i posiadała małe czerwone plamki bodajże na całym
ciele. Z szacunku do niej postanowiłem poklepać ją po twarzy w celu obudzenia.
Musieliśmy ruszać dalej, targanie ją na rękach nie wchodziło w grę...
*Kamila*
Z otaczającej mnie ciemności powoli wybudzało mnie uczucie
uderzania w mój policzek. Dość niechętnie otworzyłam oczy. Nie miałam siły,
żeby dalej udawać, że nie jestem martwa. Nade mną pochylał się Patrick. Z jego rozciętego
ramienia skapywała krew. Uśmiechnął się, kiedy zobaczył, że się obudziłam.
- No nareszcie! Już myślałem, że będę musiał cię taszczyć -
powiedział.
- Obejdzie się... - Odpowiedziałam, siadając na ziemi i
opierając się o ścianę. Cała byłam obolała, ale starałam się nie dawać tego po
sobie poznać - Jak spotkanie rodzinne?
- Całkiem nieźle. Okazało się, że Itatsuke nimi manipuluje,
super co nie? Wstawaj musimy wracać po Evelin.
- Fantastycznie. Przybiegłeś tylko po to, żeby mi to
powiedzieć?
- Może spodziewałaś się, że się martwię? Z resztą nie ważne,
ruszajmy o ile możesz chodzić.
- Tak, mogę. - Powiedziałam, z trudem podnosząc się z ziemi.
Nogi mi drżały, ale jakimś cudem byłam w stanie ustać w pionie. - Ruszajmy.
*Patrick*
Również wstałem i zacząłem iść w stronę, gdzie znajdowała
się Evelin. Ku mojemu zdziwieniu jej już tam nie było. Mogłem się tylko
domyślać kto mógł ją zabrać. Chociaż został mój łańcuch. Podniosłem go i z powrotem
wmontowałem w kosę chowając ją potem do kieszeni w płaszczu. Westchnąłem ciężko
i spojrzałem na Kamilę.
- Przed chwilę tu była... Leżała nieprzytomna skuta
łańcuchem. Ten kto ją zabrał nie może być daleko.
- Więc jaki jest plan, żeby ją odnaleźć?
- Przez ten cały smród w kanałach wszystkie moje zmysły
zostały stępione. Chyba nie zostaje nam nic innego, jak kontynuować nasze
poszukiwania jutro.
- Myślisz, że to coś zmieni? - Zapytała, opierając się o
jedną ze ścian.
- Nawet jak znajdziemy Itatsuke i jego zgraję wampirów to
nie będziemy mieli siły, by skopać im tyłki.
- Szczerze to wolałabym walczyć z Itatsuke i jego
podwładnymi, niż widzieć się teraz z Shinrą.
- Możesz przenocować u mnie.
- Pomyślmy... biorąc pod uwagę, że prawdopodobnie Shinra tym
razem mnie zabije... odpowiedź brzmi nie.
- Biorąc pod uwagę to, że mam przedziurawione ramie, a ty
jesteś w opłakanym stanie, moja odpowiedź brzmi - Poszukiwania kontynuujemy
jutro.
- Nie jestem w opłakanym stanie. Nic mi nie jest.
- Ach tak? - Mówiąc to, popchnąłem lekko Kamilę a ta, jak
się spodziewałem, uległa prawu grawitacji.
- To niczego nie dowodzi.
- Ja wracam do domu.
Kamila przewróciła oczami, ponownie wstając z ziemi.
- Niech ci będzie.
Nic nie mówiąc, ruszyłem w kierunku najbliższej drabiny,
prowadzącej do wyjścia.
*Kamila*
Poszłam za Patrickiem. Wampir poszedł w swoją stronę, a ja
niechętnie udałam się do Shinry. Byłam ciekawa, jak bardzo Shinra się wścieknie
za to, że w przeciągu kilku godzin zdążyłam się załatwić. Miałam nadzieję, że
ciągle jest pijany. W takim wypadku może dałby radę mnie opatrzeć i nie
próbować zabić. W sumie bywałam w gorszym stanie, ale jeszcze nigdy nie
wracałam do niego tak szybko zaraz po opatrzeniu moich ran. Drzwi na szczęście
były otwarte. Mój lekarz siedział na kanapie, oglądając coś w telewizji. Wyglądał
na niepokojąco trzeźwego.
- Cześć Shinra. - Powiedziałam, niepewnie wchodząc do
mieszkania.
- Cześć. Zostawiłaś coś?
- Taak... można tak powiedzieć.
Shinra odwrócił się w moją stronę. Kiedy mnie zobaczył,
wokół niego pojawiło się coś na wzór mrocznej aury.
- Coś... ty... sobie... zrobiła...
- Walczyłam z powaloną siostrą Patricka, manipulowaną przez
Itatsuke. Pierwszy raz dosłownie stanęłam twarzą w twarz ze śmiercią. I tak
jestem w całkiem nie najgorszym stanie jak na mnie.
- Nie wiem kiedy wyszliście, ale nie mogło minąć więcej niż
cztery godziny. Jesteś kompletnym idiotą?! W tak krótkim czasie doprowadzić się
do takiego stanu, że nie jesteś w stanie ustać na nogach! To chyba jakiś
rekord, nawet jak na ciebie!
Oparłam się o ścianę, żeby przypadkiem nie stracić
równowagi. Wolałam mieć jakąkolwiek szansę na unik na wypadek, gdyby jakiś
skalpel ,,przypadkowo" zaczął lecieć w moją stronę. Całe szczęście udało
mi się tego uniknąć. Shinra złapał mnie za ramie, ciągnąc w stronę stołu
operacyjnego.
- Masz szczęście. Nie wygląda to zbyt poważnie. Martwię się
tylko, tymi śladami, na twojej skórze. Nie mam pojęcia co to może być. Myślę,
że powinnaś zapytać o to Patricka.
Pokiwałam głową. Jakimś cudem i tym razem udało mi się
przeżyć... jakoś. Miałam jednak nadzieję, że kolejnego dnia nie będę tak
pokaleczona. Jakoś wątpiłam, czy i tym razem Shinra zachowałby spokój.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz